Nawet po kilku godzinach można przywrócić bicie serca
Bicie serca u niektórych osób można przywrócić nawet po 4-5 godzin po nagłym zatrzymaniu krążenia – twierdzi w wywiadzie dla „New Scientist” prof. Sam Parnia, szef oddziału resuscytacji Stony Brook University Medical Center New York.
Bicie serca u niektórych osób można przywrócić nawet po 4-5 godzin po nagłym zatrzymaniu krążenia – twierdzi w wywiadzie dla „New Scientist” prof. Sam Parnia, szef oddziału resuscytacji Stony Brook University Medical Center New York.
Jego zdaniem przynajmniej u niektórych osób należy wydłużyć czas reanimacji, najlepiej wykorzystując do tego nowe techniki resuscytacji, czyli przywrócenia krążenia krwi i oddechu.
Akcja reanimacji na ogół zostaje przerwana po 20 minutach, jeśli nie przynosi żadnego efektu. W tym czasie zwykle dochodzi do śmierci mózgu, która może nastąpić już po 4-5 minutach na skutek niedotlenienia mózgu (w wyniku zaprzestania krążenia krwi). Zabiegi reanimacyjne wydłużają ten czas, ale o kilkanaście, najwyżej kilkadziesiąt minut. Tak przynajmniej się powszechnie sądzi.
Innego zdania jest prof. Parnia, a także kilku innych specjalistów zajmujących ratownictwem medycznym. Profesor podaje przykłady pacjentów, których przywrócono do życia nawet po kilku godzinach od zatrzymania akcji serca. Przyznaje, że udało się tego dokonać dzięki specjalnym zabiegom, na razie rzadko jeszcze stosowanym. Na czym one polegają?
Reanimacja zwykle zaczyna się od ucisku klatki piersiowej oraz sztucznej wentylacji metodą usta-usta, którą może zastosować w zasadzie każda osoba. Znacznie większe możliwości resuscytacji są w szpitalu.
- Pierwsze, co robimy, to podłączamy osobę z nagłym zatrzymaniem krążenia do aparatu zapewniającego mechaniczny ucisk klatki piersiowej oraz sztuczną wentylację. Jednocześnie rejestrowana jest ilość dostarczanego do mózgu tlenu – opowiada Parnia.
Jeśli taka metoda zawodzi, gdyż monitoring chorego pokazuje, że utlenienie mózgu jest niedostateczne, lekarze stosują terapię ECMO (Extracorporeal Membrane Oxygenation), czyli pozaustrojowego natleniania (oksygenacji) krwi.
Jest to jedna z technik krążenia pozaustrojowego, w której krew chorego wyprowadzana jest na zewnątrz i natleniana w oksygenatorze, a potem wraca do organizmu. Aparatura taka potrafi przepompować pięć litrów krwi na minutę. Na pewien czas może zastąpić pracę serca lub niewydolne płuca pacjenta.
W tym samym czasie ciało chorego jest schładzane do temperatury 32 st. C. Spowalnia to metabolizm komórek mózgu, a tym samym ich zapotrzebowanie na tlen. W ten sposób mózg można wprowadzić w stan hibernacji i wydłużyć czas, w którym może dojść do uszkodzenia neuronów i śmierci mózgu.
Do schładzania ciała można wykorzystać woreczki z lodem, ochładzające koce i materace lub hełmy chłodzące. Najczęściej stosowane są kompresy żelowe, którymi okłada się ciało pacjenta, podłączone jednocześnie do urządzenia kontrolującego jego temperaturę.
Coraz częściej wykorzystywane są również aparaty do tzw. wewnątrznaczyniowej wymiany ciepła, pozwalające kontrolować temperaturę ciała z dokładnością do 0,1 st. C. Wystarczy wprowadzić do żyły głównej cewnik, zapewniający krążenie oziębionego płynu fizjologicznego.
Prof. Parnia wspomina również o jeszcze jednej metodzie chłodzenia mózgu przez nos. Polega na tym, że do nozdrza wprowadzane są przewody, za pośrednictwem których wstrzykiwana jest schłodzona para. W ten sposób można szybko schłodzić mózg, zanim uda się obniżyć temperaturę całego ciała.
Amerykański specjalista przyznaje, że szanse przeciętnej osoby z nagłym zatrzymaniem krążenia na podjęcie takiej akcji reanimacyjnej są bliskie zera. Jego ośrodek jest jednym z nielicznych na świecie, w którym stosuje się twego rodzaju wyrafinowane metody. W przyszłości powinny być jednak częściej wykorzystywane.
„BBC News” informuje, że w Wielkiej Brytanii podobne metody wydłużonej resuscytacji stosuje dr Jerry Nolan z Bath’s Royal United Hospital, przewodniczący UK Resuscitation Council (Rady Resuscytacji Zjednoczonego Królestwa).
Parnia uważa, że śmierć jest procesem biologicznym rozłożonym w czasie. W różnym tempie dochodzi do śmierci poszczególnych komórek organizmu (najszybciej giną komórki mózgu). Przywrócenie człowieka do życia jest zatem możliwe, gdy zahamowanie tego procesu nastąpi odpowiednio wcześnie. Górna granicą, której w żaden sposób nie można już przekroczyć, jest 8 godzin. Jeśli po tym czasie nie uda się przywrócić krążenia krwi, dochodzi do nieodwracalnej śmierci mózg człowieka.
Specjalista namawia zatem, żeby podczas resuscytacji nie rezygnować zbyt pochopnie przed dalszą próbami przywracania krążenia. U niektórych osób śmierć komórek mózgu może być nieco wydłużona.
Jego spostrzeżenia potwierdzają badania opublikowane przez „Lancet”, którymi objęto ponad 64 tys. osób z zatrzymaniem akcji serca, które reanimowano w szpitalach amerykańskich. Wykazały one, że mediana czasu trwania reanimacji wyniosła 20 minut. Im dłużej jednak trwała, tym częściej udawało się uratować chorego.
Osobom, które reanimowano przez 25 minut o 12 proc. częściej przywracano krążenie krwi w porównaniu do tych, które próbowano ratować przez najwyżej 16 minut. Jedynie u ponad 8 proc. pacjentów akcja reanimacyjna trwała ponad 30 minut.
Dr Nolan twierdzi, że przedłużona resuscytacja nie zawsze jest wskazana. Jego zdaniem zależy to on konkretnego przypadku chorego.
(PAP/mtr), kobieta.wp.pl
(PAP)