Nie wiesz co robić po maturze? To zrób sobie przerwę. Studia dla papierka to zmarnowany czas
Szczęśliwy ten z maturzystów, który dokładnie wie, co i jak chce robić w życiu. Niestety wielu z nich nie ma o tym zielonego pojęcia, a decyzje o studiach podejmują pochopnie pod wpływem presji otoczenia. Czy coś z nimi nie tak? Nie - po prostu potrzebują więcej czasu, by poznać siebie.
Piotr, 34-latek z Warszawy, prowadzi obecnie małe bistro w Warszawie. Zaczynał 4 lata temu, całkowicie zmieniając swoją dotychczasową profesję. Pomimo że okres pandemii koronawirusa odcisnął mocne piętno na jego finansach z racji kryzysu w branży gastronomicznej, nie żałuje, że porzucił pracę, która dawała mu bezpieczeństwo stałego zatrudnienia i dla której poświęcił 5 lat studiów na kierunku, który okazał się codzienną frustracją i pytaniami o sens własnej egzystencji.
- Po maturze, tak jak wiele osób z mojego pokolenia kompletnie nie wiedziałem, co chcę robić. Po liceum wiedziałem jedynie, co mi lepiej, a co gorzej wychodzi. Rodzice wmawiali mi, że dyplom uczelni to must have, żeby dobrze zarabiać, więc poszedłem na najbardziej ogólne i łatwe studia. Szczerze mówiąc, po prostu brakowało mi wtedy wyobraźni. Co można wiedzieć o świeżo upieczonym maturzyście po polskiej szkole, skoro rzadko kiedy do uczniów się indywidualnie podchodzi i profiluje? W efekcie mamy na rynku nieszczęśliwych ludzi źle wykonujących swoją pracę. Byłem jednym z nich - opowiada Piotr i dodaje, że dopiero mając 30 lat podjął decyzję, że będzie robił to, czym się najbardziej pasjonuje, nawet jeśli dla wielu nie będzie to "wykwintnym" zajęciem.
Studia dla studiowania
- Ten, kto naprawdę wie, co chce w życiu robić, jest już zwycięzcą na starcie. Jednak z tego, co obserwuję takich osób jest mało - opowiada mężczyzna wspominając, że po studiach zaczął pracować w dziennikarstwie, a następnie, motywowany wyższą pensją, w dużej agencji reklamowej. Chociaż dobrze zarabiał i cieszył się prestiżem swojej posady, czuł, że nie tak sobie wyobrażał życie po kierunku, który ukończył.
- Kierunek humanistyczny wydawał się ogólny i nie za trudny. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, w którą iść stronę. Dziś, gdybym mógł cofnąć czas, wybrałbym gastronomika lub po prostu wyjechał do Paryża pracować w knajpie, nawet na zmywak, ale za to w Ritzu. Żałuję, że poszedłem za tłumem, zamiast popracować najpierw w zawodzie, który sobie zupełnie inaczej wyobrażałem - stwierdza.
Jak się okazuje, takich przypadków jest wiele. I o ile przerwanie studiów po roku można uznać za mądrą decyzję, która wiązała się z poniesionym ryzykiem wyboru kierunku, to tkwienie w nieszczęściu przez cały okres nauki jest robieniem sobie krzywdy.
- Są takie osoby, które rezygnują po pierwszym semestrze lub nieudanej sesji. Według mnie rezygnacja ze studiów wymaga odwagi. Tym osobom kibicuję, aby znalazły swoje miejsce na rynku edukacyjnym i zawodowym. Takie doświadczenie można potraktować jako "lekcję życia" - tłumaczy Ewa Kluczek-Woźniak, specjalistka ds. Doradztwa Zawodowego z Politechniki Warszawskiej przyznając, że do Biura Karier często przychodzą osoby niezadowolone ze swoich wyborów edukacyjnych.
Jak podkreśla, decyzja o podjęciu studiów wiąże się z deklaracją naszego zaangażowania - zarówno energetycznego, jak i czasowego. Dlatego warto się na chwilę zatrzymać i zadać sobie właściwe pytania. - Warto sprawdzić, jakie są możliwe ścieżki karier i ofert pracy. Ważne jest też, aby w trakcie zbierania tych informacji wsłuchać się w siebie, w emocje, które nam towarzyszą, kiedy myślimy o danej opcji. Trafne wybory powinny łączyć w sobie "serce" i "rozum" - sugeruje specjalistka.
Bartek Przybyszewski, autor bloga "Liczne rany kłute", który sam jest dowodem na to, że motywacje, którymi się kierujemy, nie zawsze są przemyślane pod kątem przyszłości, również dostrzega, że młodzi ludzie idą na studia bez przemyślenia.
- Mam wielu znajomych, którzy ukończyli jakieś studia, ale niewielu, którzy ukończyli pierwszy wybrany przez siebie kierunek. Może to świadczyć o tym, jakie motywacje kierują ludźmi podczas wyboru kierunku - niekiedy jest to własny, nieprzemyślany wybór, wynikający z błędnej oceny własnych możliwości. Innym razem może to być sugestia rodziny wyrażona mniej lub bardziej wprost - tłumaczy i dodaje, że sam nie miał dokładnie określonego kierunku.
- U mnie motywacją do pójścia na studia po maturze - oprócz ucieczki przed wojskiem - była chęć, żeby je odbębnić i zadowolić rodziców, którym zależało, żebym miał tytuł magistra. Dziś uważam, że popełniłem błąd - stwierdza, dodając jednocześnie otuchy, że jeszcze nie wszystko tracone, ponieważ w systemie bolońskim zakładającym studia pierwszego stopnia i drugiego stopnia bardzo łatwo jest zmienić kierunek lub zainteresowania, a nawet porzucić studiowanie zupełnie lub odłożyć na później zdobycie wyższego tytułu naukowego.
Gap year - przerwa na doświadczenie
Dobrą opcją jest również skorzystanie z tak zwanej rocznej przerwy po maturze (z ang. gap year), którą młodzi ludzie mogą wykorzystać na podróże po świecie i zdobywanie doświadczeń. W efekcie łatwiej im później obrać ścieżkę kariery zgodną z indywidualnymi zdolnościami i zainteresowaniami, co jest najcenniejszą wiedzą przy podejmowaniu zawodowych decyzji. Chociaż w Polsce nie jest to zbyt popularna praktyka (często budząca strach przed tzw. rokiem w plecy) to w wielu krajach takie rozwiązanie cieszy się dużym zainteresowaniem. I nic dziwnego - to może być najbogatszy w doświadczenia rok w naszym życiu.
- Nie bałbym się przerwy pomiędzy szkołą średnią i studiami. W wielu krajach świata to dość popularna praktyka - na przykład w Izraelu, gdzie po szkole ludzie idą na kilkadziesiąt miesięcy do wojska i dostają za służbę żołd. Poznałem kiedyś w Tokio Izraelczyka, który swoje wynagrodzenie wydał na podróż do Japonii. Z kolei jego dziewczyna wyjechała do Brazylii. A studia? Zaczną, jak wrócą - stwierdza bloger, wyjaśniając, że taka przerwa na zwiedzanie świata i przemyślenie swoich zainteresowań, predyspozycji, możliwości naukowych czy zawodowych to dobry pomysł, rozwijający niekiedy bardziej niż pochopnie wybrane studia.
Jak dodaje, dodatkowym atutem jest fakt, że z takiej szansy na wyjazd może skorzystać praktycznie każdy, bez ponoszenia znacznych nakładów finansowych. - Zawsze możliwe są praktyki, wolontariaty, modele typu work&travel. Sam żałuję, że z takich możliwości nie skorzystałem - kwituje.
Jak przyznaje Ewa Kluczek-Woźniak, gap year jako idea zatrzymania się i wzięcia oddechu wydaje się być bardzo atrakcyjna. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli chcemy ten czas jak najlepiej wykorzystać, warto go sobie dokładnie zaplanować.
- Mam wrażenie, że w Polsce powoli oswajamy się z taką opcją. Rekomenduję ją, natomiast wymaga ona określenia planu na tych kilka miesięcy. Dobrze, gdyby był to czas doświadczania, uczenia się o sobie i o świecie - tłumaczy specjalistka, podkreślając, że gap year może być szansą na podjęcie świadomej decyzji związanej z projektowaniem swojej ścieżki rozwoju. - Mądre, świadome decyzje wymagają czasu, inspiracji i przede wszystkim braku presji, która pojawia się u maturzystów - dodaje.
Konsekwencje złych wyborów mogą ciągnąć się latami i rzutować na całe nasze życie. Kiedy jednak zdamy sobie sprawę, że popełniliśmy błąd, warto zaryzykować i zawalczyć o osobiste szczęście, nie bacząc na metrykę.
- Mam kolegę, który obecnie jest copywriterem, komikiem i podcasterem, a wcześniej ukończył bardzo ciężkie studia prawnicze, i to bez jakiejkolwiek poprawki. Gdy poszedł do pracy w zawodzie, wytrzymał bardzo krótko. Przyszły student musi więc również pomyśleć, w jaki sposób będzie wyglądała jego praca - czy na pewno będzie mu odpowiadało siedzenie w Excelu przez 8 godzin dziennie? - pyta retorycznie Bartek Przybyszewski.