Blisko ludziNie wszystkie chcą być super

Nie wszystkie chcą być super

W sumie sama idea mi się podoba. „Superwoman na rynku pracy” to taka inicjatywa Kongresu Kobiet i Konfederacji „Lewiatan”. W skrócie chodzi o to (jak zrozumiałam), żeby pracodawcy zrozumieli, że kobiety to wartościowi pracownicy z ogromnym potencjałem, które przy odpowiednim wsparciu będą mogły połączyć życie zawodowe z rodzinnym.

23.06.2014 14:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W sumie sama idea mi się podoba. „Superwoman na rynku pracy” to taka inicjatywa Kongresu Kobiet i Konfederacji „Lewiatan”. W skrócie chodzi o to (jak zrozumiałam), żeby pracodawcy zrozumieli, że kobiety to wartościowi pracownicy z ogromnym potencjałem, które przy odpowiednim wsparciu będą mogły połączyć życie zawodowe z rodzinnym. Chodzi też o to, żeby pracownicy (głównie kobiety) zrozumieli, że o elastyczność pracy warto i trzeba walczyć. No i że należą nam się również stanowiska kierownicze, bo na tych jest nas wciąż za mało. Mamy budować swoją karierę, wspinać się na sam szczyt i osiągać sukcesy.

I właściwie brzmi to fajnie. Jest tylko jeden problem: jest mnóstwo kobiet, które nie chcą być super. Albo są super, tylko niekoniecznie oznacza to, że wracają do pracy od razu po zakończeniu urlopu macierzyńskiego, tylko wracają do życia zawodowego w swoim tempie. A sukces niekoniecznie oznacza dla nich prężną karierę. I ja do nich należę.

Bo właściwie dlaczego mamy być takie znowu super? I czemu mężczyźni nie są szkoleni przez jakieś pozarządowe organizacje w zakresie bycia super? To znaczy niby są, ale to męskie „super” jest inne, bo nikt ich nie uczy gimnastyki łączenia bycia ojcem z byciem pracownikiem. To jest absolutnie naturalne, że NIE MUSZĄ tego łączyć, bo mają w domu żonę. Albo pracodawcę po prostu nie interesuje kompletnie, jak mężczyźni w jego firmie utrzymują równowagę pomiędzy życiem zawodowym a tym domowym. Ta sfera ich życia nie jest problemem, nie stanowi zagadnienia, jest nieobecna.

A my? Proszę – będziemy super, bo popracujemy w domu, popracujemy w pracy, dzieckiem się zajmiemy i jakoś to wszystko sobie tak wykombinujemy, połączymy z pomocą babć i opiekunek, że będzie super. Po prostu super.

Proszę mnie zrozumieć – nie jestem przeciwna samej inicjatywie, zawsze to fajnie, jak się ma wsparcie i poparcie i jak ktoś twierdzi, że kobiety mogą wszystko, są pracownikami lojalnymi, obowiązkowymi i kreatywnymi. Tylko że to jest takie wsparcie pań sukcesu, które spoglądają na sytuację z góry i próbują podciągnąć nas do swojego poziomu. Bo bycie super oznacza walkę o miejsce na rynku pracy i to nie byle jakie miejsce, ale najlepsze, gdzieś tam wysoko, pod chmurami. I jakbym nie wczytywała się w kolejne opisy tego projektu i wywiady z jego organizatorkami, to ciągle mi wychodzi, że samo bycie mamą nie jest super. Po prostu nie może być. Nie ma prawa. Trzeba robić karierę i rodzicem być na boku. Na tym to łączenie ma polegać.

Jedna z pań opowiadała z entuzjazmem o kobiecie, która postanowiła wrócić do pracy, chociaż cała jej pensja szła na opiekunkę, ale uznali z mężem, że będzie to znakomita inwestycja w jej karierę. Ile rodzin może sobie pozwolić na taką „inwestycję”? No i są zawody, w których pensja nie wystarczy na pokrycie takiej opieki. Co wtedy?

Zachwalone są też nieustannie zalety pracy zdalnej, na telefon, elastycznej. Jednak takie rozwiązania zastosować mogą niektóre firmy czy korporacje. Jest mnóstwo zawodów, gdzie zdalnie pracować się nie da. Nie można więc wmawiać kobietom, że ten roczny macierzyński jest taki chory, bo wygoni je z rynku pracy i teraz to już nikt ich nie zatrudni. Wpędza się je w ten sposób w kompleksy, poczucie winy i stan totalnego zagubienia, w którym nie tylko nie będą czerpać radości z macierzyństwa, ale i praca stanie się głównie źródłem stresu i zgryzoty, a nie zawodowej satysfakcji. Niezłe bagno, prawda? I co, mało mamy tego na co dzień, nawet bez pomocy „superwomen”?

Zgadzam się, że samo wydłużenie macierzyńskiego, nieudostępnienie jego części tylko ojcom, nie jest najlepszym rozwiązaniem i jako jedyny element polityki prorodzinnej w ostatnich latach ma prawo być krytykowane. Ale są kobiety, które z przyjemnością z niego skorzystają; nie dlatego, że nie stać je na nianię, że nie ma żłobków, nie ma babci, nie ma wyjścia, ale dlatego, że chcą. Dawanie im do zrozumienia, jakie to są leniwe, nieracjonalnie myślące, nieprzewidujące i nieambitne jest niezbyt prokobiece. Wydawało mi się, że chodzi o to, żebyśmy wszystkie miały wybór, jak chcemy żyć, a nie wszystkie tak samo parły do przodu w pędzie po „super” etykietkę.

Komentarze (1)