Blisko ludziNoc na porodówce

Noc na porodówce

Dziewczyna histeryzuje, krzyczy, że bardzo ją boli i nie urodzi dziecka...

Noc na porodówce

23.07.2008 | aktual.: 30.05.2010 23:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Klinika Położnictwa i Ginekologii w Warszawie. Zbliża się godzina 19. Zaczyna się nocny dyżur. Drobna blondynka szybko zakłada biały fartuch. Dorota ma 25 lat, pracuje tu od trzech, jest położną.

* Majowy noworodek*

Od schodzącej z dyżuru koleżanki dowiaduje się, że leżąca na porodówce siedemnastolatka jest bardzo niespokojna. Dziewczyna rzeczywiście histeryzuje, krzyczy, że bardzo ją boli i nie urodzi dziecka. Dorota podbiega do niej, pyta jak ma na imię, bierze ją za rękę i spokojnym głosem tłumaczy: - Kasiu uspokój się. Dzidziuś, który się rodzi boi się bardziej niż ty, jest mu niewygodnie. Postaraj się mu pomóc.

Dziewczyna powoli się uspokaja. W końcu pyta cichutko, czy to jeszcze długo. Okazuje się, że już nie. Dorota pilnuje teraz by dziecko nie urodziło się zbyt szybko (różnica ciśnień)
, podtrzymuje główkę noworodka, pomaga mu się przekręcić, w końcu kładzie go na brzuchu matki. Kasia jest jeszcze oszołomiona, zdziwiona, że się udało. - Młodziutkie mamy zawsze bardzo się boją - mówi Renata. - Nierzadko rodzące się dzieci nie mają tatusia. Najwięcej takich porodów jest w maju - to ciąże wakacyjne.

Dziadek już jedzie

Przywieziono kolejną pacjentkę. Znów jest bardzo młoda. Osiemnastoletnia uczennica z kartką, że dziecko, które urodzi przeznaczone jest do adopcji. Renata bada dziewczynę ginekologicznie, wszystko jest w porządku, powinno pójść szybko. Kiedy słychać tętno dziecka, dziewczyna uśmiecha się. Zaczyna dopytywać: - Siostro, siostro, kiedy go w końcu zobaczę? Dlaczego w takim razie chce oddać dziecko? Poród znosi bardzo dzielnie. Kiedy Renata kładzie noworodka na jej brzuchu, maluszek zaczyna pełznąć do piersi. Ona go przytula i płacze: - O Boże kochany i ja mam go oddać? Okazuje się, że to ojciec dziewczyny nie chce dziecka, bo nie ma ono tatusia. Dziewczyna płacze. Po krótkiej naradzie z koleżankami, Dorota bierze dziecko na ręce i idzie do telefonu. Odbiera ojciec dziewczyny. Zszokowany słucha kwilenia niemowlęcia. Dorota dłużej się nie zastanawia, mówi mu, że słyszy właśnie płacz swojego wnuka. - Zaraz przyjadę - mówi świeżo upieczony dziadek.

Nie dał się przekonać

Jest środek nocy. Dorota nie jest śpiąca, zwykle sypia 5 godzin na dobę (praca, studia - zaoczna resocjalizacja, opieka nad dzieckiem znajomej, angielski), podobno można się przyzwyczaić. Zresztą kocha swój zawód. Potrafi tęsknić za salą porodową, gdy pracuje na położnictwie. Robi sobie herbatę, ale nie dopija jej. Na porodówce jest właśnie koleżanka. Biegnie więc do niej co sił. Małgosia bardzo cierpi, wszystko ją boli. Dorota przytula ją, głaszcze, rozmawia. - I widzisz, nie przyszedł. - Koleżanka chciała by był z nią jej mąż, ale on nie dał się przekonać. - To nic, poradzisz sobie sama, nie można było go zmuszać.

Odgłosy z sali porodowej

Ktoś cicho otwiera drzwi. Jednak przyszedł. Dorota od razu angażuje go w poród. Każe przysunąć lampę, coś podać. Potem już tylko ma zajmować się żoną. Wilgotnieją mu oczy, gdy widzi synka. Dorota też się wzrusza, zawsze gdy mężczyzna płacze nie wytrzymuje i zachowuje się jak w pierwszej klasie szkoły dla położnych, kiedy to słysząc nagranie odgłosów z sali porodowej, rozczuliła się i utwierdziła w przekonaniu, że wybrała wspaniały zawód, choć kiedyś chciała być architektem...

Czuje się dystans

Ktoś zawiadamia, że jakiś pan czeka na nią już od dwóch godzin. To ojciec dziewczyny, której kiedyś pomagała rodzić, pragnie jej osobiście podziękować. Oburza się, kiedy Dorota nie chce przyjąć kwiatów. Okazuje się, że jest lekarzem, właśnie wraca z dyżuru. Pochwała z jego ust jest więc podwójnie cenna. Bo tak naprawdę stosunki między położnymi a starszymi lekarzami są bardzo oficjalne, czuje się dystans.

Dziadek wyrzucił kartkę

Dorota z rozjaśnioną twarzą idzie na górę. W międzyczasie dowiaduje się, że dziadek, do którego dzwoniła, już był i wyrzucił kartkę o adopcji. Uśmiecha się do siebie, ma dzisiaj dobrą noc. Humoru nie zepsuje jej nawet wiadomość, że nie pojedzie na pielęgniarskie stypendium do Londynu. Okazało się, że przeszkodą są jej studia. Ktoś w administracji szpitala doszedł do wniosku, że skoro się uczy, odejdzie z zawodu, więc nie warto w nią inwestować.

Dziecko nie ma szans

Nagły przypadek. Kobieta rodzi w 17 tygodniu ciąży, wiadomo, że dziecko nie ma szans. Zaraz przyjdzie lekarz. Dorota bada pacjentkę, czuje jeszcze żywe nóżki dziecka. Wychodzi z sali z pobladłą twarzą. Takie przypadki też się zdarzają. Ale trudno się do nich przyzwyczaić, wie, że co najmniej przez trzy dni nie będzie mogła o tym zapomnieć.

Niedzielny poranek

Dochodzi ósma rano. Dorota ściąga swój szpitalny strój, bierze prysznic. Przebiera się. Jest niedzielny ranek. Wsiada do pociągu. Za godzinę będzie w domu. Naprzeciwko niej siedzi dwóch chłopaków. Bacznie jej się przyglądają i cicho śmieją. - No cóż - myśli - muszę świetnie wyglądać. W końcu oni nie wytrzymują i mówią: - Pewnie wracasz z jakiejś imprezy? Nieźle szalałaś! Dorota tylko się uśmiecha. Szalała na porodówce. Za dwa dni znów pójdzie na dyżur.

Komentarze (4)