Nowotwór nie mógł zepsuć jej ślubu. Wyszła za mąż w hospicjum
- Chciała mieć piękny ślub, a ja chciałem jej to umożliwić – opowiada pan młody. Rak odbiera Rondzie od kilku miesięcy życie, ale nie chciała pozwolić na to, by odebrał jej także ostatnie marzenie. Ronda i Matt Mager pobrali się w hospicjum, a ich historia obiegła świat.
24.05.2017 16:47
W lutym 2016 roku lekarze wykryli u Amerykanki, Rondy Bivens, guza w kostce. Kobieta nie wiedziała wtedy jeszcze, że niewielkie zgrubienie to rak. Po badaniach okazało się, że to rzadki typ mięsaka, który wykrywa się u 1 na 2,5 mln osób. Na leczenie było już za późno.
W maju ubiegłego roku lekarze amputowali jej nogę. Rak nie dał jednak za wygraną – pojawiły się przerzuty na płucach.
- Od razu powiedzieli nam, że nie ma już żadnego ratunku – opowiada w rozmowie z "Huffington Post" Matt, narzeczony Rondy. – Wszystko, co robili lekarze, tylko pogarszało sprawę. Byliśmy zrujnowani finansowo. Trafiło mi się miejsce w pierwszym rzędzie, by oglądać z bliska, jak moja najlepsza przyjaciółka umiera. To najtrudniejsze co mnie do tej pory spotkało w życiu – dodaje.
Ponieważ mięsak nabłonkopodobny, na którego cierpi kobieta, jest tak rzadki, nie ma żadnych procedur leczenia. Bliscy zabrali Rondę ze szpitala, by opiekować się nią w domu. Któregoś dnia na swoim profilu na Facebooku napisała: "Nigdy przenigdy nie pomyślałabym, że ten guzek to nowotwór. Więc proszę was, jeśli wyczujecie coś takiego u siebie, idźcie skonsultować to z lekarzem. Odwiedzajcie nawet kilku lekarzy i zasięgajcie różnych opinii. Może gdybym i ja tak zrobiła, wszystko potoczyłoby się inaczej".
Tydzień temu stan Rondy drastycznie się pogorszył. Trafiła na oddział intensywnej terapii szpitalu w Nashville. Ona i Matt dowiedzieli się, że nowotwór objął także jej mózg i całe płuca, które przestały pracować.
- Powiedzieli mi, że zostało jej tylko kilka dni życia – wspomina Matt.
Zobacz także
Lekarze mieli dla nich dwa wyjścia. Pierwsze – Ronda musiałaby zostać w szpitalu pod opieką pielęgniarek i być stale podłączona do sprzętu medycznego. Drugie – mogła wyjechać do hospicjum, by tam zajęli się nią bliscy. Wybrała tę drugą opcję. - Codziennie trzymam ją za rękę. Staram się skupić na tych chwilach, które nam zostały. Cały czas podajemy jej morfinę, by zmniejszyć ból. Wciąż jest jednak prawdziwą siłaczką i się nie poddaje – dodaje mężczyzna.
Ronda i Matt postanowili więc, że muszą się pobrać. Znają się od dzieciństwa, ale do małżeństwa nigdy im się nie spieszyło. Ceremonia odbyła się w tym tygodniu w hospicjum w Madisonville, w stanie Tennessee. W uroczystości młodej parze towarzyszyli najbliżsi znajomi i rodzina.
- Zadzwoniliśmy do urzędu miejskiego, a oni przysłali do nas księdza. Wszystko wydarzyło się w ciągu kilku godzin - relacjonowała Amanda Dalton, przyjaciółka panny młodej. – Matt od samego początku nie opuszczał jej na krok, był przy niej nieustannie. Kocha ją bezgranicznie, taka jest prawda – dodała Dalton.
Para ma dwójkę dzieci – 6-letniego synka i 4-letnią córeczkę. Matt przyznaje, że córka jest zbyt mała, żeby zrozumieć, co się dzieje. Syn jest przerażony.
– Powiedziałem mu, że mam pójdzie do nieba. Usiadłem z nim i razem płakaliśmy. Muszę im powiedzieć, że już nigdy nie będzie tak samo. Żadne dziecko nie powinno czegoś takiego słyszeć – mówi Amerykanin.