Nowy diament w koronie królowej sportu. Kornelia Lesiewicz jedzie po medal
Biegaczka Kornelia Lesiewicz ustanawia rekord za rekordem. Sky is te limit? – Nie czekam, jak mam możliwość, to chcę ją jak najlepiej wykorzystać, nie lubię stać w miejscu – zapewnia zawodniczka. Cel na najbliższy czas? Złamanie bariery 52 s i walka o medal olimpijski.
Podczas ostatnich lekkoatletycznych mistrzostw Polski juniorów w Lublinie w biegu na 400 metrów uzyskała czas 52,02, co jest najlepszym wynikiem w Europie w kategorii U-20 i nowym rekordem życiowym zawodniczki AZS AWF Gorzów Wielkopolski.
Szybka, wytrzymała i zaledwie 17-letnia Kornelia należy do grupy "Aniołków Matusińskiego", które znajdują się w proponowanym składzie reprezentacji Polski na igrzyska.
Biegaczka jest jednym z największych talentów polskiej lekkoatletyki. "Nowy diament na dworze królowej sportu" – napisał o niej Marek Plawgo, kiedy ta poprawiła Halowy rekord Polski juniorek.
Maciej Sierpień: Jak w wieku 17 lat, gdy komplementy spływają z każdej strony, sprawić, by woda sodowa nie uderzyła do głowy?
Kornelia Lesiewicz: To, co już udało mi się osiągnąć może być dla wielu sporym zaskoczeniem. Szczerze mówiąc jest to też zaskoczenie dla mnie samej. Myślę jednak, że woda sodowa nigdy nie uderzy mi do głowy. Mam to szczęście, że otaczają mnie mądrzy i wspierający ludzie. Moi rodzice dbają o mój wizerunek i o to, bym nie robiła żadnych głupot. Z drugiej strony jestem już na tyle dojrzała, że wiem, jak powinnam się zachowywać i jakimi wartościami się kierować.
Jeszcze rok temu marzyłaś, by pojechać na młodzieżowe mistrzostwa Europy, a dziś jesteś o krok, aby jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności pobiec na igrzyskach olimpijskich.
Zrobiłam ogromny krok naprzód, wybiegłam poza pewną granicę. Dziś znajduję się w miejscu, o którym jeszcze rok temu nawet nie śniłam. Otaczam się najlepszymi zawodnikami z Polski, Europy i świata. Nawiązałam nowe kontakty, odkryłam nowe możliwości, także własne. A przede mną największa impreza międzynarodowa, marzenie każdego sportowca.
Ostatnie tygodnie, miesiące to musiał być dla ciebie szalony czas.
Tak, bo dobrze wiedziałam, o co walczę. To niezwykle ważny czas w mojej karierze sportowej. Wyniki, które osiągam bardzo mnie cieszą. Cały czas idę do przodu, nie lubię stać w miejscu. Wydarzenia ostatnich miesięcy ukształtowały też mój charakter. Dojrzałam do pewnych spraw, usamodzielniłam się. Dużo obowiązków spadło na moje barki i choć mam ogromne wsparcie od rodziców, to też uczę się, jak radzić sobie z tym wszystkim w pojedynkę.
Cały też czas muszę mieć chłodną głowę. Nie jest to łatwe, w końcu mną także targają emocje. Wciąż doświadczam wielu nowych, ale jakże wspaniałych rzeczy. Jestem na początku sportowej drogi, przede mną jeszcze tyle możliwości. Żeńska sztafeta to doskonały początek.
No właśnie, żeńska sztafeta 4x400 metrów to legenda naszego sportu. Polski dream team. Jak się czujesz będąc jego częścią?
To ogromne wyróżnienie. Dziewczyny przez lata pracowały na tę sztafetę, od samego początku biegały razem. Dzięki swojej ciężkiej pracy dziś są bardzo rozpoznawalne. Jednak, żeby być w tym miejscu musiały naprawdę dużo poświęcić. Cieszę się, że do nich dołączyłam.
Trzeba też pamiętać, że w sztafecie żeńskiej 4x400 metrów skład cały czas się zmienia, choć są w niej też pewne stałe, jak Małgorzata Hołub-Kowalik. Dzieje się tak, bo żadna z nas nie stoi w miejscu, każda ciężko pracuje na to, by być częścią tej sztafety. Cel jest wysoki – medal igrzysk olimpijskich.
Podpatrujesz na treningach bardziej doświadczone koleżanki?
Nasze treningi bardzo się różnią. Przede mną jeszcze sporo pracy, by osiągnąć taką formę i być w takim treningu jak dziewczyny. Niemniej jeśli chodzi o ich poświęcenie i motywację do działania to są dla mnie inspiracją. Widzę też, jak podchodzą do treningów, jak dużo znaczy dla nich sztafeta, to bardzo budujące, nie tylko w życiu sportowym.
400-metrowy sprint uznawany jest za najbardziej wymagający dla organizmu spośród wszystkich biegowych dyscyplin. Co skłoniło cię do tego, by trenować ten dystans?
W ten sposób ukierunkował mnie mój trener, Sebastian Papuga. Niemniej myślę, że na żaden inny dystans bym się nie nadawała (śmiech). Przebiegnięcie okrążenia rzeczywiście jest ciężkie. Trzeba być bardzo szybkim i wytrzymałym. Kiedy w wieku 13-14 lat zaczynałam swoją przygodę z lekkoatletyką osiągnęłam na tym dystansie bardzo dobry wynik, ustanawiając nowy rekord kraju. Już wtedy zrozumiałam, że mam do tego talent i to jest to, w czym powinnam się specjalizować. Fakt, że za sprawą naszej sztafety stał się on popularny jest dla mnie jeszcze większą motywacją.
Bieg w sztafecie jest trudniejszy pod względem psychicznym, gdy odpowiada się za wynik nie tylko swój, ale całej drużyny.
Jest to stresujące, tym bardziej, że w swoim klubie rzadko biegam sztafety. Swoją przygodę dopiero zaczynam i faktycznie jest to zupełnie inny poziom stresu. Zdaję sobie sprawę, że odpowiadam za drużynę. Każda z nas wie, że jak coś pójdzie nie po jej myśli, to będzie to niekorzystne dla całej drużyny. Co ważne, wspieramy się, ufamy sobie i motywujemy się nawzajem. Nie ma też presji, stajemy na bieżni i każda chce dla drugiej uzyskać jak największą przewagę.
Masz jakiś sposób na radzenie sobie ze stresem, bo nie wierzę, że ten – zwłaszcza w tak młodym wieku – nie pojawia się na starcie?
Oczywiście stres jest czymś nieuniknionym. Jednak z każdym startem coraz lepiej sobie z nim radzę. Myślę też, że nigdy nie uda mi się go przezwyciężyć. I dobrze, bo to jest mój silnik napędowy. Kiedy staję na starcie nie myślę o tym, że muszę jak najlepiej pobiec, zrobić jak najlepszy wynik. Myślę o tym raczej jak o zadaniu, które muszę wykonać w 100 procentach. Gdy staję na bieżni wiem po co tutaj jestem i że ciężko trenowałam przez cały sezon, by spełniać swoje marzenia. Walczę z rywalkami i sama ze sobą. I myślę, że to jest taka moja motywacja do działania.
Niedawno w krótkim czasie trzykrotnie pobiłaś swój rekord życiowy. Dziś wynosi on już 52,02. Sky is the limit?
Myślę, że tak. Nie czekam, jak mam możliwość, to chcę ją jak najlepiej wykorzystać, nie lubię stać w miejscu. Głęboko wierzę w to, że mogę osiągnąć cel, który sobie postawiłam, do tego dążę.
Hasło kampanii marki PUMA, której jesteś ambasadorką: "Only See Great" jest też Twoim motto?
Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę być w teamie PUMA. Nie mogłam lepiej trafić. Nie zawiodłam się, zawsze mogę polegać na tej marce. Kolce PUMY w których pobiegłam na ostatnich mistrzostwach Polski, tylko dodały mi skrzydeł. Zauważyłam też, że coraz więcej zawodników będących w moim wieku, chociażby z Polski, kupuje kolce tej marki.
A wracając do hasła "Only See Great", to jest to przesłanie, którym powinni się kierować wszyscy. Każdego dnia staram się myśleć pozytywnie. I nawet jeśli coś nie idzie po mojej myśli, jeżeli przegrywam na bieżni, to nadal widzę drugą stronę medalu, i chcę osiągnąć jeszcze więcej. Wciąż nie udało mi się złamać bariery 52 s, ale może tak miało być i ta bariera zostanie złamana na ważniejszych dla mnie zawodach?