Obejrzałam "Dom dobry". "Nie możemy patrzeć w inną stronę" [OPINIA]
Ostatnio w różnych kręgach spotykam się z dyskusją na temat tego, czy warto pójść na film Smarzowskiego "Dom dobry". Według mnie - jeśli coś wzbudza takie emocje i dyskusję, warto. Ja poszłam, choć wiedziałam, że to nie będzie przyjemny seans z popcornem w ręku. I mówiąc wprost - film mnie rozjechał, był niewygodny, uwierający, ale potrzebny. Nie chcę go recenzować ani analizować fabuły czy zabiegów artystycznych. Chcę skupić się na osobach, które takie piekło przeżywają na co dzień w czterech ścianach.
Według najnowszego badania Exprience Institute "Społeczne postawy, przekonania i reakcje wobec przemocy w bliskich relacjach" na zlecenie Feminoteki i Warner Bros Polska, aż 26 proc. dorosłych Polaków - zarówno kobiet, jak i mężczyzn - ma za sobą doświadczenie przemocy domowej. To nie są odległe liczby z kronik kryminalnych - to znajomi, sąsiedzi, członkowie naszych rodzin. Sceny, które widzimy w filmach czy serialach, dzieją się obok nas. Dlaczego tak często milczymy lub próbujemy udawać, że problem nas nie dotyczy? Nie potrafię na to odpowiedzieć, ale wiem, że wspólnie możemy to zmienić.
Cezary Pazura o filmie "Dom dobry" i Wojciechu Smarzowskim. Dlaczego drogi jego i reżysera nigdy się nie przecięły?
Co czwarta osoba w naszym kraju nosi w sobie ślady traumy i strachu. Przemoc nie wybiera - dotyka niezależnie od płci, młodszych i starszych, ludzi wykształconych i tych z marginesu społecznego. Ciche zgody, unikanie rozmów, brak reakcji - to codzienne mechanizmy, które pozwalają przemocy przetrwać. Każda statystyka to czyjaś historia, której nie powinniśmy ignorować. Edukacja, wsparcie ofiar i skuteczne prawo to nie luksus - to konieczność. Społeczeństwo, które nie reaguje na przemoc, tworzy system przyzwolenia, którego nie możemy dłużej tolerować.
Według opracowanego raportu 82 proc. Polaków uważa przemoc za poważny problem, którym należy się zająć, co pokazuje, że świadomość istnieje. Mimo to przemoc wciąż trwa za zamkniętymi drzwiami, często niewidoczna dla sąsiadów i władz.
Dlatego ważne jest, aby mówić głośno, edukować, reagować i wspierać ofiary - nawet małe gesty, rozmowy, informowanie o dostępnej pomocy, mogą zmienić czyjeś życie. Nie możemy patrzeć w inną stronę, bo za każdą zamkniętą drzwiami historią kryje się człowiek, który potrzebuje naszego wsparcia.
"Pobicia to nic przy tym, co robił"
Mam w swoim otoczeniu kobietę – ofiarę przemocy domowej. Kilka miesięcy temu opowiedziała mi o swoich doświadczeniach. Bała się odejść od partnera ze względu na dzieci, nie była stabilna finansowo, nie miała bliskiej rodziny, do której mogła się zwrócić. Gdy przychodziła do pracy z siniakami, nikt nie pytał. A według niej – "pobicia to nic przy tym, co robił". Bywało, że mąż godzinami znęcał się nad nią psychicznie – wyzywał, groził, że odbierze dzieci, wyśmiewał pracę, którą wykonuje. Nie raz i nie dwa spędziła noc w szopie koło domu, bo partner uznał, że nie zasługuje, by spać z nim i dziećmi pod jednym dachem. Kilka razy robiła obdukcję, próbowała odejść, ale zawsze obiecywał, że się zmieni. Nie potrafiła się uwolnić.
Co więcej – mąż był osobą niezwykle lubianą. Poza domem żartobliwy, błyskotliwy, odnoszący sukcesy, świetnie wypowiadający się o żonie i dzieciach. Kto by jej uwierzył? – zastanawiała się wielokrotnie. Wolała więc tkwić w tym, co doskonale zna i jest przewidywalne, bo była pewna, że czeka ją ostracyzm społeczny.
Według przytaczanego przeze mnie badania, co czwarta osoba uważa, że powrót do partnera, który stosował przemoc, oznacza jej akceptację. To pokazuje, jak mało wiemy o psychologicznych mechanizmach związanych z przemocą i traumą, dlatego niezbędna jest rzetelna edukacja i nagłaśnianie problemu. Bo chęć porzucenia partnera często wiąże się z eskalacją przemocy i jeszcze większą utratą poczucia bezpieczeństwa.
Anna ma dziś 54 lata i po wielu latach powiedziała "dość". Nastoletnia córka doskonale wiedziała, co się dzieje i jasno wyraziła opinię: "Mamo, musimy odejść". To dało jej siłę do działania. Rozwód był piekłem, mąż prosił, błagał i obiecywał, że się zmieni, próbował jeszcze coś ugrać. Ale było za późno. Gdy zdał sobie sprawę, zabrał jej wszystko. Wyprzedał rzeczy z ich wspólnego mieszkania, by nic nie mogła zabrać, wypłacił pieniądze z konta, część jej ubrań wyrzucił do kontenerów na odzież. Przepłakała wiele nocy, ale dziś ma szczęśliwe życie u boku wyrozumiałego partnera. Jak sama przyznała – "myślałam, że takie życie jest nierealne, nie wierzyłam w taką miłość".
Anna deklaruje, że gdyby mogła cofnąć czas, szybciej odeszłaby od przemocowego męża. - Chciałabym, aby każda kobieta doświadczająca przemocy uwierzyła, że da radę i może żyć lepszym życiem.
Dorosłe dzieci utrzymują kontakt z byłym mężem – "wobec nich stara się być lepszym człowiekiem". Ostatnio córka zabrała ojca do kina na "Dom dobry". - Zasmuciła mnie refleksja byłego męża po tym filmie, bo oznacza, że nie wyciągnął żadnych wniosków z tego, co mnie spotkało. Córka zdradziła, że ojciec po seansie skwitował film słowami: "sama była sobie winna".
– Krzywdzone kobiety bardzo często słyszą od sprawcy, że jego zachowanie to ich wina. Sprawca nigdy nie bierze odpowiedzialności za cierpienie, które powoduje. Zawsze szuka winy albo w osobie, nad którą się znęca, albo jeszcze w kimś innym. To, że ktoś stosuje przemoc, zawsze jest wyłącznie winą sprawcy. To on podjął decyzję, że zrobi krzywdę drugiej osobie – zaznacza w rozmowie z Wirtualną Polską psycholożka i psychotraumatolożka Katarzyna Nowakowska.
Przemoc odbija się na wszystkich
Nie tylko ofiary doświadczają traumy – przemoc odbija się również na rodzinie, dzieciach, przyjaciołach, którzy czują bezradność. Anna latami nie mogła nikomu zaufać, bo każdy telefon i każdy hałas w domu wywoływał u niej panikę. Każdy kto był w ich otoczeniu był przyjacielem jej męża. Takie doświadczenia kształtują naszą codzienność i relacje, zmieniają sposób myślenia i poczucie bezpieczeństwa. To pokazuje, że przemoc nie jest tylko "incydentem" - to długotrwały, niszczący proces, który trudno wymazać z życia człowieka.
Jako społeczeństwo nie chcemy zauważać problemu, nie chcemy wchodzić w czyjeś życie, ale smutna prawda jest taka, że wokół nas jest wiele kobiet i wielu mężczyzn, którzy pragną być zauważeni, chcą, aby ktoś podał im rękę i powiedział, co mają zrobić. To fałszywe poczucie dystansu i przyzwolenia sprawia, że wiele historii pozostaje w cieniu. Tymczasem każda rozmowa, każda propozycja wsparcia, każdy gest zainteresowania może przerwać cykl przemocy. Warto znać organizacje, które oferują pomoc, od anonimowych infolinii po grupy wsparcia i schroniska. To nie jest tylko formalność – to realne narzędzie ratunku.
Nie da się też przecenić roli edukacji i zmiany społecznej świadomości. Mówienie o przemocy, dzielenie się historiami, demaskowanie stereotypów - to elementy budowania kultury, w której przemoc nie jest akceptowana ani tolerowana. Każdy z nas może stać się częścią tej zmiany, choćby przez drobne działania w swoim otoczeniu: wysłuchanie ofiary, poinformowanie o możliwościach wsparcia, czy po prostu niebagatelizowanie sygnałów.
Według badania Experience Institute, co trzecia osoba, która doświadczyła przemocy, nie wierzy w system, który miał ją chronić. Dlatego zachęcamy do podpisania petycji Feminoteki, która dotyczy obowiązkowych szkoleń z przeciwdziałania przemocy dla sądów, biegłych, prokuratorów i policji.
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i potrzebujesz rozmowy z psychologiem, zadzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, szefowa redakcji WP Kobieta