Mieszkańcy Podkarpacia nie chcą się rozwodzić? "A co ksiądz pomyśli"
- Mama powiedziała mi, że jak się rozwiodę, to mam do niej nie przyjeżdżać na święta. Usłyszałam, że ona "nie chce widzieć rozwódki pod swoim dachem" - mówi pochodząca spod Rzeszowa Milena. Na Podkarpaciu rozwodów jest wciąż najmniej w Polsce.
Z danych udostępnionych przez 47 sądów okręgowych wynika, że w całym 2023 roku wpłynęło do nich blisko 81 tys. pozwów rozwodowych. To o trzy procent więcej niż w 2022 roku.
Najwięcej rozwodników jest w Warszawie, Poznaniu i Gdańsku. Do Sądu Okręgowego w Poznaniu wpłynęło 5,4 tys. wniosków (2022 r. – 5,2 tys.), a w Warszawie – 4,6 tys.
Najmniej spraw rozwodowych prowadziły w minionym roku Sąd Okręgowy w Przemyślu – ponad 450 (w 2022 r. – niespełna 600), Krośnie – ponad 660, a także w Tarnowie – niecałe 800 (wcześniej 810).
Tym samym województwo podkarpackie, a zaraz po nim małopolskie stały się tymi, w których rozwody bierzemy najrzadziej. W rozwodach prym wiedzie województwo zachodniopomorskie (ponad 20 rozwodów na 10 tys. mieszkańców), za nim plasuje się woj. dolnośląskie.
Z oficjalnych danych publikowanych przez Główny Urząd Statystyczny wynika, że aż 72 proc. rozwodów dotyczy terenów miejskich, natomiast 28 proc. – wsi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Strach przed odejściem
Pochodząca spod Rzeszowa Milena swój rozwód wspomina jako ogromną traumę.
- Mama powiedziała mi, że jak się rozwiodę, to mam do niej nie przyjeżdżać na święta. Usłyszałam, że ona "nie chce widzieć rozwódki pod swoim dachem". Wiedziała, że mój mąż codziennie pije, zaniedbuje obowiązki domowe i nie dba o dzieci. Czasem nawet wszczynał awantury - opowiada.
Mimo to dla mamy Mileny rozwód był najgorszym złem. - Sama tkwiła w nie do końca szczęśliwym małżeństwie przez lata. Gdy zaczęłam rozmowy o rozwodzie, oburzyła się, stwierdzając "a co ksiądz pomyśli?". Później spytała, jak chcę iść do kościoła i czy mi nie wstyd, że będą wytykać nas palcami. Jest XXI wiek, a w mojej wiosce panuje totalne średniowiecze - podsumowuje Milena.
Rozwód zło ostateczne
Dlaczego mieszkańcy Podkarpacia rozwodzą się dużo rzadziej niż np. ci z Dolnego Śląska? Powodów jest kilka. - Pierwszy to demografia. Województwo podkarpackie to najsłabiej zurbanizowany region w Polsce. Jedynie 41 proc. ogółu ludności województwa mieszka w miastach. Dane GUS pokazują, że blisko trzy czwarte rozwodów w Polsce dotyczy terenów miejskich, a nieco ponad jedna czwarta terenów wiejskich - wymienia w rozmowie z Wirtualną Polską dr Hubert Kotarski, prodziekan Kolegium Nauk Społecznych z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Podobne spostrzeżenia ma Michał Pajdak, członek zarządu platformy ePsycholodzy.pl. -Na Podkarpaciu mamy największy odsetek osób zamieszkałych na wsiach, aż 59 proc. To jest najwyższy wynik w Polsce. Dla przykładu na Śląsku ten odsetek wynosi 24 proc., a województwie mazowieckim - 35 proc. - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Wskazuje, że drugą poszlaką mogą być dane pochodzące z ISKK - Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. - Diecezja rzeszowska jest druga w kraju jeśli chodzi o liczbę osób, które uczęszczają do kościoła (zaraz po diecezji tarnowskiej, która jest rekordzistką w skali kraju, gdzie do kościoła uczęszcza 59,1 proc. osób, z czego 21,9 proc. osób regularnie przyjmuje komunię świętą). Mamy tutaj do czynienia z taką tradycyjną, katolicką wsią.
- W tych regionach obserwujemy nieco wyższą niż w innych religijność mieszkańców i często wyższą kontrolę społeczną - w mniejszych, wiejskich i małomiasteczkowych społecznościach - stwierdza dr Hubert Kotarski.
Socjolog dodaje, że niewątpliwie czynnikiem, który wpływa na niższą liczbę rozwodów jest rynek pracy i poziom wynagrodzeń. - Osoby, biorąc pod uwagę aspekt ekonomiczno-bytowy, nie decydują się na rozwód, szczególnie mając dzieci na wychowaniu - podkreśla socjolog.
- Mówi się, że są pewne regiony, w których dostać kredyt hipoteczny jest niezwykle trudno i jest w tym trochę prawdy. Często w pojedynkę ciężko się usamodzielnić, dlatego ludzie z obawy o to, że sobie nie poradzą, wolą tkwić w małżeństwie, w którym niekoniecznie są szczęśliwi - podsumowuje Michał Pajdak.
Dodaje, że niektóre kobiety boją się, że nie znajdą lepszego kandydata na miejsce ex męża. - Wiele osób zadaje sobie pytanie - rozwiodę się i co dalej? Jedna z moich znajomych po rozwodzie stwierdziła, że kandydatów po prostu nie ma. Rosną wymagania kobiet w stosunku do mężczyzn, na przykład w kwestii wykształcenia, gdzie mamy do czynienia z dysproporcjami, jeśli chodzi o kobiety i mężczyzn. Poza tym na obszarze o niskiej gęstości zaludnienia liczba potencjalnych kandydatów jest proporcjonalnie mniejsza - wymienia.
Samotnie lub na kocią łapę
Pamiętać również należy, że liczba rozwodów związana jest z liczbą zawieranych małżeństw - im jest ich mniej, tym automatycznie mniej osób się rozwodzi. - Istotną kwestią w kontekście rozwodów, wiążącą się z liczbą zawieranych małżeństw, są również migracje - dodaje dr Hubert Kotarski. - Znaczna część młodych mieszkańców Podkarpacia będących w wieku wejścia w związek małżeński, kontynuuje edukację poza województwem i tam szuka pracy. Wyprowadzka poza Podkarpacie powoduje, że poza nim zawierane są małżeństwa i tam też dochodzi do rozwodów - zauważa.
- W tych województwach jest mało nie tylko rozwodów, ale i nowo zawieranych małżeństw. W województwie podkarpackim ten odsetek wynosi 4,7 na 1000 osób. Zresztą malejąca liczba małżeństw to trend widoczny w całym kraju. W 2022 roku zawarto ich średnio dwa razy mniej niż 20 lat wcześniej - podkreśla Michał Pajdak, członek zarządu platformy ePsycholodzy.pl.
Odczarować piętno rozwodu
Rozwód jest jednym z najtrudniejszych doświadczeń, jakie możemy przejść w życiu. To proces pełen bólu, zmian i adaptacji. Może jednak stać się początkiem czegoś nowego, być wyrazem odwagi i determinacji w dążeniu do szczęścia.
- Na przestrzeni ostatnich lat, wraz ze zmianami polskiego społeczeństwa, rozwód przestał być jednoznacznie traktowany jako porażka życiowa. Zostawia on swój bagaż psychiczny w postaci negatywnych emocji i bolesnych wspomnień, nie wiąże się już jednak ze swoistym ostracyzmem społecznym - podkreśla dr Hubert Kotarski
Oczywiście widmo rozwodu to ostateczność, ale w przypadku toksycznych, pełnych przemocy związków to często konieczność.
- Niewątpliwie większe niebezpieczeństwo pozostawania w związkach przemocowych będzie dotyczyć społeczności wiejskich, w których trudniej otrzymać jest fachową pomoc i opiekę prawną, psychologiczną. Pomoc taka jest zdecydowanie bardziej dostępna w większych miastach niż na terenach wiejskich - dodaje socjolog.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski