Blisko ludziObejrzałam filmik z dręczoną nastolatką. Przeżyłam to samo

Obejrzałam filmik z dręczoną nastolatką. Przeżyłam to samo

Obejrzałam filmik z dręczoną nastolatką. Przeżyłam to samo
Źródło zdjęć: © WP.PL
Karolina Błaszkiewicz
22.08.2018 14:25, aktualizacja: 29.08.2018 14:15

Nastolatki z Siedlec otaczają koleżankę, łapią za kark, zmuszają do klęczenia i przypalają papierosem. Towarzyszy temu wiązanka przekleństw. Ktoś to nagrywa i wrzuca do sieci. Polacy są wstrząśnięci. Ja pytam: Naprawdę? Przecież to nic nowego.16 lat temu mnie też dręczyli w szkole.

*Początek koszmaru *
Widziałam wideo, które niesie się w mediach społecznościowych. Czuję złość, wracają wspomnienia z gimnazjum w Płocku. Nie są zbyt przyjemne. Mój rocznik był trzecim, którego objęła ówczesna reforma szkolnictwa. Twór między podstawówką a liceum nazywano jeszcze eksperymentem. Kiedy przekraczałam próg budynku 1 września 2002 r. nie wiedziałam, co mnie tam spotka. Raczej czułam ekscytację nowym początkiem.

Do dziś pamiętam klasę, w której siedziałam z 30 innymi osobami. Większość była 13-letnimi dzieciakami z dzielnicy. W Płocku mówi się na nią "Słodkie Ulice" – przez nazwy przedzielających ją ulic: Miodowa, Pszczela itd. Ja akurat byłam nabytkiem spoza granic. Widziałam, że większość nowych kolegów dobrze się zna i wygląda inaczej ode mnie. Dresy, bluzy z kapturami, a dziewczyny nosiły krótkie topy odsłaniające zakolczykowane pępki.

Po kilku dniach ktoś sobie ze mnie zażartował. Wystarczyło, że wyciągnęłam kajzerki z żółtym serem na korytarzu, żeby dostać ksywę "Buła". Pamiętam rechot kolegów opartych o parapety i ich spojrzenia pełne pogardy. Potem zwracali się do mnie "UFO", do dziś nie wiem dlaczego. Był październik. Groźnie wyglądający kolega krzyknął w moją stronę: "Powinnaś chodzić kanałami". Ośmielił tym pozostałych. Zaczęło się szturchanie, podkładanie nóg, pierwszy raz usłyszałam wtedy: "Ty k.rwo!". Policzki mi płonęły, chciałam zapaść się pod ziemię.

Problemy z dnia na dzień tylko się piętrzyły. Nauczyciele mnie lubili, ja lubiłam się uczyć. To się większości nie podobało. Kiedy pluli na mnie, wyzywali od "szmat", mniejszość milczała. Było mi przykro, że jestem zdana tylko na siebie. Dobre oceny i zachowanie doprowadzały kolegów do szału. Popularne koleżanki z "grupy trzymającej władzę" rozmawiały ze mną do czasu, aż ktoś wymyślił, że podrywam chłopaka, który podobał się jednej z nich. Od razu zmieniły front.

Zepchnęli mnie ze schodów, leciałam dwa piętra
– Nikt by cię, głupia p.zdo, nawet kijem nie tknął! – krzyczały. Te odważniejsze podchodziły, nachylały się tak, że czułam ich oddech na twarzy i szeptały: "Jesteś obrzydliwa. Powinnaś się zabić". Myślałam wtedy, że to najgorsze, co mnie spotyka. Bardzo się myliłam. Po niemal roku prześladowań, 30 osób zaczęło traktować mnie jak powietrze. Dlaczego? Bo wychowawczyni dała im reprymendę. Oficjalnie zostałam kapusiem.

Poza szkołą też nikt się do mnie nie odzywał. Za to mało kto unikał kontaktu fizycznego. Ledwo po wyjściu z budynku "koledzy" kopali mój plecak i ciągnęli za włosy, czasem pluli. Na lekcjach czułam, jak strzelają w moje włosy gumami do żucia. Czasem jedynym sposobem, by się ich pozbyć było wycięcie ich nożyczkami. Innym razem dziewczyny z innej klasy, których nie znałam wylały na mnie wodę z wypalonymi petami. Pamiętam ten okropny zapach i mokrą koszulkę, w której musiałam chodzić cały dzień.

Jakiś czas później jedna z tamtych uczennic szła za mną po schodach i w którymś momencie zwyczajnie mnie z nich zepchnęła. Spadałam dwa piętra. Okazało się, że napastniczka zrobiła to z zazdrości o jakiegoś chłopaka. Co więcej, nigdy nie zamieniłam z nim słowa. Ale cała szkoła plotkowała, że było wręcz przeciwnie. On sam się ze mnie śmiał. Potem spotkałam tę dziewczynę i jej koleżanki jeszcze jeden raz. Dwie złapały mnie za ręce, przewróciły, a trzecia kilka raz kopnęła. Nauczycielka, która miała dyżur, wszystko widziała. Spojrzała na nas tylko i poszła dalej.

Byłam zupełnie sama
Mama podejmowała próby interwencji, zazwyczaj źle się to dla mnie kończyło. Ciągle słyszałam, jaką "k.wą jestem" i że "mnie załatwią, tylko nie znam dnia ani godziny". Żyłam w dużym strachu, nawet najlepsza koleżanka się ode mnie odwróciła. Raz poszłam do szkolnej pedagog. Do końca życia będę pamiętać, co mi powiedziała. – Myślę, że to jak cię traktują, to twoja wina – oceniła, popijając kawę ze szklanki. Powtórzyła to przed całą klasą, wywołując salwy śmiechu. Zostało mi tylko zacisnąć zęby i dotrwać do końca szkoły. Dopiero w połowie trzeciej klasy zrozumiałam, że muszę się bronić. Kiedy postawiłam się pierwszy raz, "koledzy" byli zdziwieni. Nie powiem, że zyskałam szacunek, ale miałam przynajmniej święty spokój.

To wszystko spotkało mnie 16 lat temu. Kiedy odwiedzam rodzinne miasto, spotykam ludzi, którzy mnie prześladowali. Część udaje, że mnie nie zna, część po prostu się gapi. Raz jedna z "królowych" klasy, mijając mnie na ulicy, wydarła się: "Ty dz.wko!". Jeden kolega przeprosił mnie, że nigdy nie stanął w mojej obronie. Inny odezwał się na Facebooku, pisząc, że "fajnie wyglądam". Koleżanka regularnie lajkuje moje zdjęcia i prawi mi komplementy. Ja wiarę w siebie odzyskuję do dzisiaj. Cieszę się, że gimnazjów już nie będzie. Może nikogo nie spotka już to, co mnie i dziewczynkę z nagrania. Chciałabym w to wierzyć.

W ramach akcji #AlertRodzica będziemy publikować w Wirtualnej Polsce teksty poświęcone problemom, z którymi stykają się dzieci i nastolatki. Dowiecie się, jak rozpoznać, że dziecko potrzebuje pomocy, jak uchronić je przed zagrożeniem, gdzie szukać wsparcia.

Postanowiliśmy, że komentarze zostaną wyłączone. Jeśli chcielibyście podzielić się swoją historią (na co liczymy), prosimy o przesłanie wiadomości przed formularz dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także