Od 30 lat prowadzi budkę z zapiekankami. Biznes niedługo może upaść
Od trzech dekad na Skwerze Pionierów przy ulicy Łopuskiego w Kołobrzegu stoi budka z zapiekankami, którą prowadzi Zbigniew Rębisz. Przed pandemią ustawiały się do niego długie kolejki, jednak teraz klientów jest niewielu. Biznes zaczyna powoli upadać, a nad 71-letnim panem Zbigniewem zawisło widmo zamknięcia lokalu.
28.04.2021 16:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
1 maja 1991 roku Zbigniew Rębisz otworzył małą budkę z zapiekankami, które przygotowuje według własnej receptury. Z czasem wprowadził do oferty hot-dogi, hamburgery i lody. Jak mówi w rozmowie z WP Kobieta, przez 30 lat biznes dobrze prosperował. I choć bywały czasem trudniejsze momenty, to jednak tak źle, jak od początku pandemii jeszcze nigdy nie było.
– Pierwszy raz musiałem zamknąć budkę w połowie marca zeszłego roku tak jak wszyscy. Później wróciliśmy dopiero w maju. W sezonie trochę biznes ruszył, ale od października znów było bardzo słabo. W styczniu nawet nie widziałem sensu, żeby otwierać, bo nie było klientów. Przede wszystkim do Kołobrzegu nie przyjeżdża już tylu turystów, co kiedyś. Jest pusto na ulicach, nie ma ludzi siedzących na ławeczkach, nikt nie spaceruje po Skwerze Pionierów – mówi nam pan Zbigniew.
Kultowe miejsce
– Wcześniej nie mogłem narzekać na brak klientów. Mieszkańcy i turyści przez lata przychodzili do mnie całymi rodzinami. W wakacje ludzie przyjeżdżali z każdej strony Polski, a także z Niemiec, żeby znów zjeść moje zapiekanki. Brali po kilkanaście sztuk i jeszcze pakowałem im nieupieczone na wynos, bo tak im smakowały – dodaje właściciel budki.
Obroty od kilku miesięcy zaczęły drastycznie spadać. Były i takie tygodnie, kiedy panu Zbigniewowi w ogóle nie opłacało się otwierać budki, bo zyski były mniejsze niż koszty produkcji i utrzymania.
– Może w większych miastach aż tak tego nie widać, ale w Kołobrzegu centrum jest wyludnione. Czasami ktoś do nas podejdzie, kupi zapiekankę, jednak to nic w porównaniu do tego, co było przed pandemią. Nie jest nam łatwo, z żoną martwimy się, co będzie dalej. To nasze jedyne źródło utrzymania, a nawet nie zawsze wychodzi się na zero. Opłacenie wody, energii elektrycznej, zamówienie produktów przewyższa nasze zyski – mówi nam Rębisz.
71-letni właściciel budki z zapiekankami poświęcił swojej pracy ostatnie 30 lat. Włożył mnóstwo sił, funduszy i zaangażowania, by przekonać do siebie klientów i utrzymać się na konkurencyjnym rynku kołobrzeskiej gastronomii.
– Przez lata prowadziłem ten biznes sam z żoną, później pomagały nam dzieci, a potem wnuki. To nasz rodzinny interes. Zwykle w Kołobrzegu wiele lokali otwierało się głównie w sezonie letnim, bo wtedy był największy utarg i najwięcej turystów, a my zawsze działaliśmy przez cały rok. Kiedy zaczął się ten kryzys, poczułem wielkie rozczarowanie i tęsknotę za lepszymi czasami. Nawet nie chcę myśleć o chwili, gdy będę musiał zamknąć tę budkę. Bardzo się obawiam tego momentu. Człowiek zawsze ma nadzieję, że jeszcze będzie dobrze. Szkoda, żeby to wszystko się skończyło – podkreśla pan Zbigniew.
Rębisz już u schyłku PRL-u zaczął myśleć o założeniu własnego biznesu. Najpierw handlował owocami, głównie bananami i cytrusami, po które jeździł do Berlina, a następnie sprzedawał je w Kołobrzegu. Później, gdy konkurencja zaczęła rosnąć, postanowił się przebranżowić i założył niewielki punkt gastronomiczny, który istnieje do dziś. Przed sprzedaniem pierwszych zapiekanek wraz z żoną dopracowywali recepturę, by ich produkt był jak najlepszy i bronił się smakiem.
Co dalej?
– Kupowaliśmy z żoną inne zapiekanki, rozgryzaliśmy je i sprawdzaliśmy, co jest w środku, z czego są robione, jakie zawierają składniki. Później sami metodą prób i błędów, zmieniając przepis, doszliśmy do punktu, kiedy nasze zapiekanki nie tylko smakowały nam, ale przede wszystkim klientom. Bazujemy na wysokiej jakości produktach. Bułki od lat zamawiamy z tej samej piekarni. Pieczarki wybieram tylko świeże, białe i muszą pachnieć. Kiedyś potrafiłem jechać 200 km, żeby dostać kosz właśnie takich pieczarek. Jeśli chodzi o ser, to też musi być dobrej jakości, nie można używać wyrobów seropodobnych, bo klient to poczuje – zaznacza pan Zbigniew.
I dodaje, że kilka lat temu zaczęli sprzedawać też hot-dogi, hamburgery i lody, jednak to zapiekanki zawsze najlepiej się sprzedawały.
Właściciel budki jest przekonany, że jakość i smak jego produktów sprawiły, że stały się kultowe w Kołobrzegu. – Konkurencyjnych lokali i budek w okolicy było wiele. Otwierały się i potem zamykały, a my przez te wszystkie lata wytrwaliśmy. Gdyby nie pandemia, pewnie wciąż biznes by się kręcił – mówi Rębisz.
Wnuczka mężczyzny, Aleksandra, postanowiła pomóc dziadkowi i założyła na Facebooku fanpage budki. Publikuje zdjęcia i zachęca mieszkańców miasta, by odwiedzili punkt gastronomiczny na Skwerze Pionierów.
– Byłem bardzo zdziwiony, a zarazem mile zaskoczony, gdy przeczytałem komentarze osób, które znają moje zapiekanki. Pisali, że to są smaki ich dzieciństwa, że na przerwie w szkole przychodzili do mnie na zapiekankę. Jedna pani przyjeżdżała do Kołobrzegu jako mała dziewczynka i jadła u mnie. Po latach zaczęła przyjeżdżać już ze swoimi dziećmi, żeby i one spróbowały tych zapiekanek. Wielu ludzi, którzy odwiedzali moją budkę, wielokrotnie mi mówiło, że nie wyobrażają sobie, żeby tego miejsca miało kiedyś zabraknąć. Takie słowa to najlepsza pochwała za moją pracę, w którą włożyłem całe swoje serce – podkreśla pan Zbigniew.