Irena Dziedzic zmarła w biedzie. "Za nic w życiu nie chciała płacić"
Jej elegancja, precyzja i chłodny profesjonalizm budziły respekt wśród widzów i gości programu "Tele-Echo" – pierwszego talk-show w historii TVP. Irena Dziedzic przez dekady uchodziła za symbol klasy, autorytet i legendę mediów PRL. Jednak gdy zmarła 5 listopada 2018 roku, w wieku 93 lat, nie miał jej kto pochować.
W TVP nazywano ją "postrachem redakcji". Wymagała perfekcji, bywała bezlitosna dla współpracowników. Jedni ją podziwiali, inni – unikali. Gdy w latach 90. została odsunięta od prowadzenia programów, odczuła to jak osobistą klęskę. – Czułam, że chcą się mnie pozbyć, że jestem niechciana – przyznawała w rozmowach. Choć próbowała wrócić na ekran jako gość, nigdy już nie odzyskała dawnej pozycji. Telewizja, którą uważała za swoją największą miłość, ostatecznie się od niej odwróciła.
Irena Dziedzic była "Żelazną Damą telewizji"
Jej kariera była jak spełnienie marzenia wielu kobiet tamtych czasów. W epoce, gdy w mediach dominowali mężczyźni, Irena Dziedzic potrafiła się przebić i zbudować pozycję, o jakiej inni mogli tylko marzyć. – Wychowano mnie tradycyjnie, na przyszłą żonę i matkę, i dlatego zrobiłam wiele, aby stać się kobietą niezależną. Przede wszystkim – niezależną od mężczyzny – mówiła w jednym z wywiadów.
Michał Wiśniewski o tegorocznym Sylwestrze. Dlaczego zdecydował się na TVP?
Pracowała bez wytchnienia. Zaczynała w "Głosie Ludu", później pisała dla "Ekspressu Wieczornego" i Polskiego Radia. W telewizji pojawiła się w 1956 roku – i od razu stała się sensacją. Prowadząc "Tele-Echo", rozmawiała z gwiazdami filmu, teatru i estrady, a jej profesjonalizm i dystans tworzyły nowy standard telewizyjnego dziennikarstwa.
Za sukcesem szły wyrzeczenia. Pierwszy mąż, inżynier Janusz Bałaban, był człowiekiem spokojnym, ale ich związek nie przetrwał próby czasu. – To uczucie szybko się wypaliło, szybko skończyła się więź, którą mieliśmy – mówiła po latach. Z kolejnym partnerem, Janem Suzinem, również nie stworzyła trwałej relacji. Nie chciała mieć dzieci, świadomie wybierając życie zawodowe.
Irena Dziedzic odeszła w samotności
Po odejściu z pracy jej sytuacja finansowa gwałtownie się pogorszyła. Mimo wieloletniej kariery, żyła tylko z niewielkiej emerytury.
- Właściwie za nic w życiu nie chciała płacić. Kiedy jeszcze pracowała w telewizji, to oni płacili za nią, np. rachunki za telefon. Ale gdy musiała się pożegnać z posadą, nie miał jej już kto pomagać – wspominała w rozmowie z Wirtualną Polską jej przyjaciółka.
"Mieszkanie było brudne, zarobaczone, panował fetor, nie było ani jednej rzeczy nadającej się do ubrania. Naczynia były brudne, kuchenka gazowa uległa rozszczelnieniu i ulatniał się gaz — relacjonowała jedna z jej opiekunek w zeznaniach, do których dotarła PAP.
Aby uniknąć komornika, Dziedzic zdecydowała się na odważny krok – przepisała swoje mieszkanie na biznesmena, który spłacił jej długi (sięgające 700 tys. zł) i zapewnił dożywotnią rentę w wysokości 4,5 tys. zł.
Irena Dziedzic zmarła 5 listopada 2018 roku. Nie miała bliskich, którzy zajęliby się jej pogrzebem. Ciało dziennikarki spoczęło na cmentarzu dopiero 14 stycznia 2019 roku – ponad dwa miesiące po jej śmierci. Gdy ta informacja przedostała się do mediów, wywołała poruszenie. Sprawą zajęła się nawet prokuratura, jednak ustalono, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych – z powodu niewydolności oddechowo-krążeniowej.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl