Ojciec odciął Michała i położył go w pościeli. Tracimy rozum na widok samobójców
- Rozemocjonowany facet wykonywał reanimację pomimo tego, że twarz Janka pokrywał rój zielonych much i z daleka śmierdziało rozkładającym się ciałem - wspomina Tomek, ratownik medyczny, który opowiedział nam, jak zachowują się ludzie widząc wisielców.
W Polsce odnotowuje się więcej samobójstw niż ofiar wypadków samochodowych. Codziennie na swoje życie targa się około 15 osób. W ubiegłym roku policja odnotowała ponad 5 tysięcy przypadków, z czego 80 procent stanowili mężczyźni. Kiedy analizujemy statystyki, w oczy rzuca się jeden szczegół – od kilku lat zdecydowanie najpopularniejszą formą odebrania sobie życia jest powieszenie. Ratownik medyczny twierdzi, że świadkowie wciąż nie wiedzą, jak zachować się widząc wisielca.
Z uwagi na wrażliwą tematykę artykułu imiona samobójców zostały zmienione.
Ojciec położył Michała w pościeli
20-letni Michał pochodził z biednej rodziny. Tuż po skończeniu zawodówki poszedł do pracy, bo wiedział, że nikt nie będzie w stanie pomóc mu finansowo. W domu rodzinnym nie było warunków do życia, dlatego znalazł małą kawalerkę na obrzeżach Grudziądza. Kilkaset złotych za wynajem dawało się mu mocno we znaki, ale nie miał innego wyjścia – jakiś dach nad głową musiał mieć.
Michał pracował jako magazynier i doceniał, że może uczciwe zarabiać, lecz najwidoczniej pracodawca nie doceniał jego. Z dnia na dzień podziękował mu i wręczył wypowiedzenie. 20-latkowi w jednej chwili runęło całe życie. Utrata jedynego źródła dochodów momentalnie wpędziła go w długi i depresję. Ojciec, pomimo szczerych chęci, nie był w stanie dać mu więcej niż sto złotych. Znajomym również się nie przelewało, więc nie było mowy o pożyczce.
20-latek wybrał najgorsze rozwiązanie – chwycił za linkę, okręcił ją wokół swojej szyi, podszedł do drzwi i powiesił się na haku wystającym z futryny.
Gdy Michał odbierał sobie życie, Tomek właśnie jechał karetką do szpitala z ofiarami wypadku. – Dzień jak co dzień, dla nas widok krwi czy roztrzaskanego auta to norma – wspomina ratownik medyczny z Grudziądza. Jednak tamtego dnia 35-latek zobaczył coś, o czym ciężko mu do dzisiaj zapomnieć. – Próbuję wymazać z pamięci ten widok, ale on powraca – dopowiada.
Ojciec Michała od rana miał dziwne przeczucie, a strach o syna wzrastał z każdym nieodebranym przez niego połączeniem. W końcu nie wytrzymał, zawołał młodszego syna i razem pojechali do kawalerki 20-latka.
Mieszkanie było zamknięte. Mężczyźni przez kilka minut dobijali się, krzyczeli, dzwonili. W końcu wyważyli drzwi i weszli do środka. W mieszkaniu panowała cisza. Michał wisiał, brat już w progu wyciągnął komórkę i zadzwonił po pogotowie, a ojciec poszedł do kuchni szukać jakiegoś ostrego narzędzia.
Ojciec odciął linkę zawiązaną na szyi syna. Michał był wysokim, dobrze zbudowanym facetem. Ojciec i brat z trudem ściągnęli go i zanieśli na łóżko.
Gdy Tomek wbiegł do mieszkania, nie było już kogo ratować. Na łóżku leżał martwy Michał, a obok na stołku siedział ojciec i powoli palił papierosa. – Szkoda chłopaka – powiedział do ratowników. Tomka zmroziła nienaturalnie spokojna reakcja mężczyzny. – Gdyby nie trup w mieszkaniu, to pomyślałbym, że ten facet odpoczywa, paląc – przyznaje.
Ojciec nie wypowiedział już więcej ani jednego słowa, odpalił kolejnego papierosa i patrzył na ciało syna. – Nie płakał, nie trząsł się, nie wrzeszczał. Po prostu siedział i palił – dodaje Tomek. Brat chodził nerwowo po kuchni i w kółko powtarzał: "Dlaczego to się stało? Dlaczego właśnie on?".
– Gdy ktoś nie żyje lub ledwo oddycha, to obojętne mu jest, czy będzie leżał w miękkiej pościeli czy na twardej podłodze. Jednak ludzie w takich momentach nie myślą racjonalnie i zamiast sprawdzić, czy oddycha, przenoszą ciało na wygodne miejsce – zauważa ratownik.
Mężczyźni ułożyli Michała na brzuchu. Ratownik zrozumiał dlaczego, gdy przekręcił 20-latka na plecy, aby potwierdzić zgon. – Jego twarz krzyczała. Musiał umrzeć w momencie przerażającego bólu i rozpaczy – wspomina Tomek. – Chcę o tym w końcu zapomnieć – dopowiada.
Rój zielonych much
Janek kochał Iwonę i był gotowy zrobić dla niej wszystko. Urocza blondynka z wiecznie zarumienionymi policzkami mieszkała w małej wsi na północy kraju i cieszyła się powodzeniem nie tylko u 31-letniego mężczyzny. Jednak, jak to często w życiu bywa, kobieta wybrała innego.
Janek nie potrafił się z tym pogodzić i do utraty tchu próbował walczyć o miłość swojego życia. Jak się później okazało, zrobił to dosłownie.
Latem mężczyzna pojechał do domu Iwony, aby kolejny raz zapewnić ją o swojej miłości i prosić o szansę. Niestety bezskutecznie, ponieważ kobieta stanowczo odmówiła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Zrozpaczony 31-latek poszedł do pobliskiego lasu i powiesił się na gałęzi.
Karetkę wezwał przypadkowy grzybiarz, który spacerował po lesie. Widok mężczyzny zwisającego z drzewa sparaliżował go. – Powiedział dyspozytorce jedynie, że widzi kogoś, kto się powiesił i nie wie jak go uratować – relacjonuje Tomek. – Bez czekania na dalsze informacje pobiegliśmy do karetki, w takich sytuacjach liczy się każda sekunda – dodaje.
Po dotarciu na miejsce ratownicy ujrzeli mężczyznę pochylonego nad Jankiem. Udało mu się przeciąć linę. - Rozemocjonowany facet wykonywał reanimację pomimo tego, że twarz Janka pokrywał rój zielonych much i z daleka śmierdziało rozkładającym się ciałem – wspomina Tomek. W tamtej chwili 31-latek nie żył już co najmniej od kilku, a może i od kilkunastu dni. – Nie było sensu podejmować reanimacji – dodał.
Córka uciekła przed blok
Na Ewę problemy spadły w ciągu jednego miesiąca. Kobieta najpierw rozwiodła się z mężem, a później straciła stanowisko dyrektorki w szkole podstawowej. Jej córka, widząc załamanie nerwowe 52-latki, namówiła ją na przeprowadzkę do siebie. Jednak mieszkanie razem z rodziną nic nie zmieniło. Ewa popadła w coraz większą depresję i któregoś dnia powiesiła się na klamce od drzwi wejściowych do mieszkania.
Tamtego dnia córka wróciła wcześniej z pracy. Kiedy zorientowała się, co jest powodem zablokowanego wejścia do mieszkania, wpadła w panikę i wybiegła przed blok. Dopiero stamtąd zadzwoniła po pogotowie i policję, jednocześnie zapominając sprawdzić, czy matka jeszcze żyje i czy przypadkiem nie trzeba jej natychmiast reanimować.
Ludzie tracą rozum
Widok wisielca zawsze budzi skrajne emocje. Niezależnie od tego, czy powiesił się syn, czy zupełnie obca osoba. W takich sytuacjach ludzie często tracą zdrowy rozsądek i nie wiedzą, jak się zachować. – Zawsze najpierw trzeba odciąć taką osobę, a następnie umiejętnie ją położyć i szybko sprawdzić czy ma puls – tłumaczy ratownik medyczny z Grudziądza.
Tomek zaznacza, że w przypadku osób, które próbowały się powiesić, ważne jest, żeby zabezpieczyć im odcinek szyjny. - Jeśli są co najmniej dwie osoby, to jedna powinna trzymać głowę, bo u wisielców bardzo prawdopodobne jest przerwanie rdzenia kręgowego – wyjaśnia ratownik medyczny.
Po ostrożnym ułożeniu na podłodze trzeba sprawdzić, czy osoba oddycha. - Jeśli oddech został zatrzymany, to nie wolno odchylać głowy do tyłu, tak jak w przypadku standardowej reanimacji, tylko należy udrożnić drogi oddechowe poprzez uniesienie żuchwy i zacząć reanimację – zwraca uwagę.
Samobójstwo przez powieszenie zazwyczaj jest natychmiastowe. – Jeśli ktoś zawiśnie z dużej wysokości, np. z drzewa, to momentalnie zostaje przerwany jego rdzeń kręgowy i nie ma możliwości uratowania. Jednak w przypadku powieszenia się na klamce czy na kaloryferze, następuje stopniowe niedotlenienie mózgu i wtedy naprawdę liczy się każda minuta – dopowiada ratownik medyczny.
Pamiętaj, że nie jesteś zostawiony sam sobie. Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem, zadzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.