Partner katował Natalię przez 3 lata. Dziś ku przestrodze opowiada, jak była manipulowana
Do przemocy fizycznej nie dochodzi na początku relacji. Jak opowiada psycholog Katarzyna Nowakowska, często, zanim agresor uderzy, przez długi czas poddaje ofiarę psychicznej manipulacji, dezorientuje ją, podkopuje jej zaufanie do samej siebie i odcina od wsparcia. Potwierdza to Natalia, która doświadczyła prawdziwej gehenny.
Natalia doświadczyła z rąk "ukochanego" niewyobrażalnych krzywd. Z toksycznej relacji uwolniła się dopiero po tym, gdy trafiła do szpitala z ciężkimi obrażeniami twarzy. W rozmowie z WP Kobieta zdecydowała się opowiedzieć swoją historię, w nadziei, że zdoła ona pomóc innym kobietom i uczuli je na pierwsze przejawy agresji ze strony partnera. W zrozumieniu problemu pomaga także psycholożka Katarzyna Nowakowska z fundacji "Feminoteka", która wskazuje, kiedy powinna zapalić się czerwona lampka ostrzegawcza.
Poznałam bratnią duszę
Natalia: Poznaliśmy się na domówce u znajomych. Na początku nie spodobał mi się, bo był dość otyły. Ja jestem drobną dziewczyną, pod względem wizualnym był moim przeciwieństwem. Gdy zaczęliśmy rozmawiać, okazało się jednak, że mamy wiele wspólnych tematów. Rozmowa się kleiła, miałam wrażenie, że poznałam bratnią duszę. Po jakimś czasie napisał do mnie i zaproponował randkę, a ja się zgodziłam.
Spotykaliśmy się coraz częściej, był kochany, romantyczny i miły. Zrobił na mnie cudowne pierwsze wrażenie. Gdy po pewnym czasie zaczął mówić o moich wadach, przyjęłam to bez problemu. Tym bardziej że nie mówił o nich z agresją, ale w taki sposób, jakby były naszym wspólnym problemem, nad którym pracujemy.
Niestety z czasem tematem naszych rozmów coraz częściej stawały się moje "złe zachowania", które jego zdaniem były do naprawienia. Uważał, ze dzięki niemu zmienię się na lepsze. Wtedy naprawdę pomyślałam, że coś jest ze mną nie tak, a on wspaniałomyślnie deklaruje chęć pomocy. To wszystko działo się tak stopniowo i płynnie, że uwierzyłam, że w tej relacji jestem osobą, której należy pomóc.
Katarzyna Nowakowska: Agresorzy chcą szybko wytworzyć poczucie bliskości. Przesadnie się wszystkim ekscytują, dzwonią, naciskają na regularne spotkania, chcą wiedzieć, co dokładnie robimy w danej chwili. Takie gesty z pozoru świadczą o zafascynowaniu i mogą sprawiać przyjemność osobie uwodzonej, ale w rzeczywistości są pierwszymi próbami kontrolowania jej.
Ufajmy swoim uczuciom i intuicji: jeżeli coś wydaje nam się nie do końca w porządku, najprawdopodobniej nie jest w porządku. I z zasady wierzmy negatywnym rzeczom, które ludzie mówią o sobie samych.
"Nie znajdziesz nikogo lepszego"
Natalia: Partner mieszkał we wsi oddalonej o 8 km. Często go odwiedzałam i poznałam też jego mamę. Po jakimś czasie zaczął sugerować, że powinnam wyręczać ją w pracach domowych, a ja czułam się zobowiązana, bo była dla mnie miła. "Moja mama tyle dla ciebie robi, doceń to i posprzątaj, słuchaj mnie, ugotuj, upierz" – mówił, a ja to wszystko robiłam. Moje wizyty stopniowo zmieniły się w bycie służącą. Ja go obsługiwałam, a on siedział i oglądał telewizję albo grał w gry.
Gdy po kilku miesiącach zaczęłam zwracać mu uwagę, że źle się do mnie odnosi i to on sprawia problemy, próbował tłumaczyć to tym, że nie ma ojca. Dopiero potem to tłumaczenie zamieniło się we wmawianie mi, że prowokuję kłótnie. Myślałam, że może on faktycznie przechodzi trudny okres i to ja powinnam go wspierać. Przecież on wspierał mnie, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Robiłam wszystko, żeby go zadowolić, bo wydawało mi się, że tak powinno być. Nie widziałam jednak wdzięczności. Przeciwnie, zaczął mi wmawiać, że nie znalazłabym nikogo lepszego od niego. Ja w to wierzyłam.
Katarzyna Nowakowska: W momencie, gdy agresor poczuje, że druga osoba jest już do niego przywiązana, zaczyna przechodzić do kolejnej fazy. Zaczyna partnerkę lekceważyć, krytykować, spóźniać się albo nie przychodzić na spotkania. W ten sposób testuje granice i reakcje drugiej osoby. Gdy po okresie "bombardowania miłością", który może trwać kilka tygodni, partner zacznie zachowywać się w taki sposób, jest to kolejny sygnał, że mamy do czynienia z agresorem. Innym bardzo niepokojącym sygnałem są agresywne zachowania w obecności partnerki (niekoniecznie skierowane do niej, może to być na przykład opryskliwość wobec kelnerki).
Przemocowiec, który czuje, że traci nad partnerką kontrolę, może wzbudzać w niej wyrzuty sumienia i wywoływać uczucie wstydu. Często robi z siebie ofiarę. Może przytoczyć szereg argumentów, dla których druga osoba nie powinna go zostawić. Często padają zdania typu "strasznie mnie ranisz", "nie możesz odejść teraz, gdy spotkało mnie nieszczęście, np. trudna sytuacja w pracy". Ten typ osób łączy szantaż emocjonalny z "bombardowaniem miłością", przynoszeniem kwiatów, wyznaniami uczuć. Ta faza trwa do momentu, gdy oprawca zorientuje się, że druga osoba do niego wróciła. Wówczas cykl przemocy i prób udobruchania zaczyna się od początku.
Każdy kolejny cykl jest gorszy, granice przesuwane są coraz dalej, a faza "miodowego miesiąca" jest coraz krótsza i mniej wyrazista. Chcę zwrócić uwagę na fakt, że nawet ludzie, którzy wiedzą, jak działają przemocowcy, dają się złapać na ich manipulacje, bo agresorzy podłączają się pod nasze zdrowe mechanizmy i pragnienia: lojalność, wyrozumiałość, troskę o partnera itd. Ciężko uwierzyć w to, że ktoś, kto nas kochał, poświęcał dużo uwagi, nagle przestał to robić. Wysyłane przez przemocowców sygnały są naprawdę mylące.
Do popularnych sposobów manipulacji należy również podważanie rzeczywistości drugiej osoby (tzw. gaslighting): wmawianie jej, że źle zrozumiała wydarzenia i intencje, że jest nadwrażliwa, przesadza. Często padają słowa: "idź się lecz", "musisz się zgłosić do psychiatry". To sprawia, że partnerki przemocowców przestają wierzyć własnym emocjom i osądowi. Ponieważ dla ludzi z zewnątrz agresorzy potrafią być mili, dowcipni i czarujący, także otoczenie często wierzy, że ofiara przesadza czy zmyśla.
"Ludzie go lubili, był dla nich miły"
Natalia: Z czasem moje lęki rosły, a poczucie własnej wartości malało. Pierwszy raz uderzył mnie na ulicy, po tym jak podniosłam na niego głos przy znajomych. Przemoc zaczęła powtarzać się coraz częściej. Potrafił uderzyć mnie za to, że "źle spojrzałam na niego przy kelnerce". Miał nade mną sporą przewagę fizyczną. Gdy go odwiedzałam i czymś go rozdrażniłam, potrafił dosłownie rzucić mną o ścianę lub podduszać. To wszystko na oczach jego własnej matki. Później zrozumiałam, że ona też się go bała. Nad nią również się znęcał.
Krzyczał na mnie przy wszystkich. Mówił, że jestem nikim. Że nic nie osiągnę. Pamiętam wzrok ludzi, ich współczucie. Bałam się go i w pewnym momencie zrozumiałam, że jestem z nim ze strachu. Po aktach agresji lub gdy groziłam odejściem, nadchodziły chwile, w których przepraszał i obiecywał, że się zmieni. Zmieniało, ale maksymalnie na tydzień, bo później koszmar zaczynał się na nowo.
Zaskakiwało mnie to, że umiał idealnie udawać przy znajomych, że jesteśmy świetną parą. Ludzie go lubili, był dla nich miły. Myśleli, że nasza relacja jest cudowna. Próbowałam powiedzieć znajomym, że się nade mną znęca, ale mi nie wierzyli.
Zaczęłam się go brzydzić. Odrzucał mnie i przerażał. Nie chciałam z nim współżyć. Wtedy zaczęła się przemoc na tle seksualnym. Kazał mi pić alkohol, nie wiem, czy dorzucał mi coś, to całkiem możliwe. Często kończyło się tym, że padałam nieprzytomna i nie mogłam sobie przypomnieć, jak do tego doszło po wypiciu zaledwie drinka. Bywało, że odzyskiwałam przytomność w tracie stosunku. Po wszystkim mówił, że specjalnie mnie upija, bo wtedy nie odmawiam. Gwałcił mnie, gdy byłam nieprzytomna. Wielokrotnie. Potrafił też mnie pobić i zmusić do stosunku z nim. Jego zdaniem to był "mój obowiązek". Forma wdzięczności za to, jaki jest dla mnie dobry.
W końcu dowiedziałam się, że oczerniał mnie przed znajomymi. Robił ze mnie wariatkę. Opowiadał, jakie złe rzeczy robię i że to ja się nad nim znęcam. Czułam się bezradna. Starał się ograniczyć mój kontakt z osobami, które mogłyby sugerować mi zerwanie z nim.
Raz poprosiłam go, żeby wstał z łóżka, bo chciałam je pościelić. To go doprowadziło do furii. Skatował mnie. Uciekłam do pokoju, w którym były drzwi prowadzące do ogrodu. Niestety, nim zdołałam otworzyć furtkę, złapał mnie i objął. Powiedział, że wszystko będzie dobrze, pójdziemy spać, a rano spokojnie porozmawiamy. Zgodziłam się. Powiedziałam tylko, że muszę iść najpierw do łazienki. On na szczęście został w pokoju, a ja zdołałam jednak uciec.
Katarzyna Nowakowska: Przemocowcy starają się na wszelkie sposoby skłonić partnerki, które od nich odeszły, do powrotu. Manipulują, osaczają, szantażują, zastraszają, stosują przemoc. Nie pomożemy ofiarom, osądzając je, wywierając naciski czy krytykując za powroty do partnera. Po wieloletniej traumie mają poczucie, że straciły kontrolę nad własnym życiem. Wiedzą, że ich relacja jest toksyczna, ale nie mają siły, żeby ją opuścić. Krytyka i naciski z naszej strony tylko je obciążą. Najlepiej wysyłać im sygnały: "Wiem, co się dzieje. Jestem tu bez względu na wszystko, możesz się do mnie zgłosić, pomogę ci". Za którymś razem uda im się z tego wyjść na dobre, a nasze wsparcie będzie wtedy dla bezcenne.
Sprawa obecnie toczy się w sądzie. Na potrzeby artykułu imię bohaterki zostało zmienione
Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem lub szukasz pomocy dla kogoś bliskiego, zadzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" prowadzi konsultacje dotyczące przemocy drogą telefoniczną pod numerem infolinii 800 120 002