Pierwsze słowo 23‑latki brzmiało: "mama". Doszła do zdrowia w Budziku dla dorosłych
- Pobiegłam do lekarza, powiedziałam: "Jest kontakt z Olą! Płakała". A on spojrzał na mnie z niedowierzaniem: "Pani widzi to, co chce. My kontaktu nie stwierdzamy" - opowiada mama 23-latki. Pomoc dla córki znalazła dopiero w klinice "Budzik" dla dorosłych.
19.02.2019 | aktual.: 20.02.2019 09:48
Przy Szpitalu Bródnowskim w Warszawie zostanie stworzony oddział dla dorosłych pacjentów, którzy zapadli w śpiączkę. Pieniądze na projekt - 40 mln złotych - pochodzić będą z Funduszu Sprawiedliwości. O planach budowy drugiego "Budzika" dla dorosłych informowali na początku lutego minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i Ewa Błaszczyk, założycielka fundacji "Akogo" oraz kliniki "Budzik".
Pierwsza taka placówka powstała w 2017 roku w Olsztynie, a jedną z pacjentek była 23-letnia Ola, którą udało się wybudzić.
Trudny pobyt w szpitalu
W marcu 2017 roku Ola trafiła do szpitala w Białymstoku, miała zaburzenia mowy i co chwilę traciła przytomność. Lekarze zdiagnozowali w obrębie układu nerwowego zakażenie zjadliwą bakterią. Ola, zanim trafiła do Budzika, przez trzy miesiące leżała na OIOM-ie. Pani Iwona mogła towarzyszyć córce tylko przez dwie godziny dziennie, w porze odwiedzin. Brak możliwości przebywania z Olą i atmosfera panująca na oddziale sprawiły, że dziś wspomina pobyt w białostockim szpitalu z wielką niechęcią.
- Pierwszy logiczny kontakt ze strony Oli pojawił się właśnie na OIOM-ie. Mówiłam do córki, że wszystko będzie dobrze. Nagle zobaczyłam, że po jej policzku spływają łzy. Pobiegłam do lekarza, powiedziałam: "Jest kontakt z Olą! Płakała". A on spojrzał na mnie z niedowierzaniem i odpowiedział: "Pani widzi to, co chce. My kontaktu nie stwierdzamy" - mama Oli zaczyna płakać, opowiadając o totalnej znieczulicy panującej wśród lekarzy.
- W końcu udało mi się zaprowadzić tego neurologa do córki, sam zobaczył, że Ola płacze, i dopiero wtedy mi uwierzył. Ale tylko dlatego, że miałam dowód - opowiada.
Przyjęcie do Budzika
Rodzina złożyła dokumenty medyczne w klinice Budzik i córka dostała się. Pani Iwona wreszcie mogła poświęcić Oli tyle czasu, ile chciała. - Siedziałam tam od godziny 8 rano do 21. Choć u córki stwierdzono śpiączkę, potrafiłam nawiązać z nią kontakt i porozumiewałyśmy się za pomocą mrugania - mówi.
23-latka w "Budziku" przechodziła codzienną rehabilitację. Po sześciu miesiącach terapii młoda kobieta zaczęła samodzielnie poruszać rękami i coraz częściej łapała kontakt z rodziną. W końcu konsylium lekarzy przeprowadziło badanie polegające na zadaniu szeregu pytań, by móc uznać Olę za osobę wybudzoną.
- Córka na wszystko reagowała prawidłowo, kiwaniem głową, mruganiem lub ściskaniem ręki. Wtedy oficjalnie uznano, że jest wybudzona - mówi pani Iwona. Po tym pacjentce wyciągnięto rurkę tracheotomijną, a ona powoli odzyskiwała mowę. Pierwsze wypowiedziane słowo brzmiało: "mama".
Towarzyszenie jest najważniejsze
Pani Iwona opowiada również o innych osobach umieszczonych w Budziku. Większość nie przekroczyła trzydziestki. - Jeden chłopak był po wypadku samochodowym, drugi poślizgnął się na plamie oleju i uderzył głową w beton. Wcześniej w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że na świecie dzieje się tyle bezsensownych nieszczęść - mówi pani Iwona.
Przy każdym z pacjentów nieustannie czuwa rodzina, zadając sobie pytanie: "Czy bliski mnie słyszy?".
- Gdy Ola leżała na OIOM-ie, nie wiedziałam, czy jest świadoma. Ale córka opowiedziała nam, jak przeżywała tamte chwile. Choć wydawała się nieprzytomna, pamięta, kto ją odwiedzał i co mówił. Sama przyznała, że nasza obecność bardzo dużo jej dała - tłumaczy pani Iwona i dodaje, że placówki takie jak "Budzik" są niezwykle ważne, ponieważ umożliwiają rodzinom nieustanny kontakt z chorymi, którzy bardzo go potrzebują.
"Czekamy już 1,5 roku"
Nie wszyscy jednak mają tyle szczęścia, co Ola. Według nieoficjalnych informacji, w kolejce do Budzika w Olsztynie czeka aż 800 pacjentów. Jednym z nich jest 68-letnia mieszkanka Podlasia, która w sierpniu 2017 przeżyła zawał.
- Gdy mama straciła przytomność, reanimował ją mój brat. W helikopterze, który po nią przyleciał, nie było sprzętu do reanimacji, a w czasie transportu nastąpiło kolejne zatrzymanie. W wyniku niedotlenienia mózgu mama zapadła w śpiączkę - opowiada córka kobiety. Rodzina od razu przekazała pełną dokumentację medyczną do kliniki Budzik w Olsztynie. Pobyt tam był nadzieją na powrót do zdrowia. Niestety, pacjentka czeka na przyjęcie już 1,5 roku. - Mówiliśmy, że mama przed zawałem była osobą pełną życia i energii, ale najwidoczniej pierwszeństwo mają młodsi pacjenci, którzy rokują bardziej - mówi kobieta.
Czy pacjent słyszy?
Decyzja o powstaniu nowej placówki daje nadzieję rodzinom, które oczekują na przyjęcie bliskich do olsztyńskiego Budzika.
O zakwalifikowaniu do kliniki w Warszawie będzie decydowało konsylium lekarskie na podstawie dokumentacji medycznej. Wiadomo jednak, że brani są pod uwagę jedynie pacjenci, którzy są w śpiączce nie dłużej niż rok od dnia urazu lub pół roku od dnia wystąpienia tzw. śpiączki nieurazowej.
- To czas, który rokuje sukcesem. Jeśli wdrożona zostanie odpowiednia rehabilitacja, wówczas istnieje duża szansa na zatrzymanie zmian degeneracyjnych w układzie nerwowym, a nawet na całkowite ich cofnięcie – mówi Tomasz Jastrzębski, rzecznik fundacji "Akogo?" i zaznacza, że okres, w którym chory przebywa w śpiączce, jest niezwykle trudny dla całej rodziny.
- Ogromnym problemem dla bliskich pacjentów jest niepewność. Zadają sobie pytania: "Czy pacjent słyszy?", "Czy posiada minimalną świadomość?", "Czy nas rozpoznaje?" - mówi Jastrzębski i dodaje, jak ważne jest empatyczne podejście i zapewnienie rodzinom odpowiednich warunków do towarzyszenia choremu.
Jakie masz zdanie na temat takiej pomocy? Prześlij nam spostrzeżenia przez dziejesie.wp.pl