Pojechała do Rosji. Mówi, co przeraziło ją najbardziej

– Świadomość, że Wielki Brat widzi cię w każdej sytuacji, jest przerażająca – mówi pisarka i reporterka Maja Wolny, która otrzymała 20-letni zakaz wjazdu do kraju Putina. Efektem jej wysiłku jest książka "Pociąg do Imperium. Podróże po współczesnej Rosji". – Naiwnie myślałam, że będąc obiektywnym obserwatorem, jestem bezpieczna.

Maja Wolny dostała 20-letni zakaz wjazdu do Rosji
Maja Wolny dostała 20-letni zakaz wjazdu do Rosji
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

09.10.2023 | aktual.: 10.10.2023 17:44

Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Od końca lutego 2022 roku z Dworca Centralnego w Warszawie nie odjeżdżają już luksusowe pociągi Polonez do Moskwy. Nie latają samoloty. A pani miała do pokonania ponad 10 tys. km.

Maja Wolny, pisarka i reporterka: 24 lutego 2022 r. zmieniło się wszystko. Byłam wtedy pochłonięta pisaniem powieści historycznej o Koperniku. Szło mi bardzo dobrze. I nagle wybuchła wojna. Na początku, jak wiele osób, rzuciłam się do bezpośredniej pomocy Ukraińcom. Minęły jednak tygodnie, miesiące i stwierdziłam, że nie jestem już w stanie pisać książki historycznej. Byłam zajęta wyłącznie teraźniejszością, sprawami Rosji i Ukrainy. Zakiełkował mi w głowie pomysł, żeby do Rosji pojechać.

Brakowało mi wiedzy o tym, co się tam naprawdę dzieje; uważam, że zawsze trzeba poświecić latarką tam, gdzie jest najciemniej, sprawdzać, co się czai w mroku. Myśl o podróży nie dawała mi spokoju, choć wydawała się niemożliwa do zrealizowania. Złożyłam wniosek wizowy, choć wszyscy uważali, że jej raczej nie dostanę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

A jednak dostała pani wizę.

Informację o tym, że mam wizę, otrzymałam dzień po ogłoszeniu w Rosji mobilizacji militarnej. Jeszcze tego samego dnia kupiłam bilet na autobus z Tallinna do Sankt Petersburga i zaczęłam się pakować.

Jaką Rosję pani zastała?

Pojechałam do imperium strachu, tak najkrócej można określić kraj Putina. Ten strach widać w oczach ludzi, w metrze, w trolejbusie, w telewizji. To jest strach podskórny mający formę ogromnego napięcia. Stracho-stres. Nie bałam się o to, że złodziej ukradnie mi portmonetkę, a o to, że wylegitymują mnie służby, bardzo licznie tam obecne.

Maja Wolny w Rosji
Maja Wolny w Rosji© Archiwum prywatne

Ale tak się nie stało.

Na szczęście nie, choć w pociągu konduktorka zażądała mojego telefonu, po czym w kategoryczny sposób kazała mi wykasować zdjęcia… korytarza. Niektórzy żądali, żebym zanotowała na kartce swoje imię i nazwisko oraz hotel, w którym się zatrzymałam. To byli np. właściciele sklepów. Ten rodzaj strachu polskiemu obywatelowi trudno sobie wyobrazić – że wchodząc do sklepu czy kawiarni, można się czuć jak na przesłuchaniu. Ma się przez to poczucie utraty kontroli z rzeczywistością. W telewizji propaganda, na ulicach wszechobecna litera Z. Zobaczyłam, że przeciętny Rosjanin to człowiek zdezorientowany, zastraszony, poddany olbrzymiej presji.

Litera Z – co oznacza?

Są różne interpretacje. Od konkretnych, militarnych, po duchowe i symboliczne. To pierwsza litera od słowa "zapad", czyli "zachód", łączy się też z wyrażeniem "za pobedu" ("po zwycięstwo"). Malowano ją na czołgach, ciężarówkach, czapkach. Widziałam ogromną literę Z nad gmachem biblioteki dla dzieci w Magadanie. W cerkwi starsze panie, które myły podłogę, miały bluzy z literą Z pod fartuszkami. W miejscu, w którym spodziewalibyśmy się miłosierdzia i pokoju, go po prostu nie ma. Nie wiadomo, gdzie się schować, ukryć, ma się poczucie, że jest się podsłuchiwanym, kontrolowanym.

Moje przerażenie sięgnęło zenitu, kiedy kolejny raz, zimą, wjechawszy do Rosji, zalogowałam się do sieci, po czym wyświetlił mi się komunikat, że władze zapraszają mnie do Russia Today, największej reżimowej telewizji finansowanej przez Putina. Zrozumiałam, że każdy mój krok jest śledzony, mimo że nie przeprowadzałam żadnych oficjalnych wywiadów z politykami. Miałam tylko spotkania z Rosjanami, a znalazłam się na celowniku.

Jakie to było uczucie?

Świadomość, że Wielki Brat widzi cię w każdej sytuacji, jest przerażająca.

Ostatecznie otrzymała pani 20-letni zakaz wjazdu do Rosji.

Będąc tam zimą, w grudniu ubiegłego roku, czułam już, że jest źle. Służby wiedziały, kim jestem. Moje teksty reporterskie przetłumaczono na rosyjski i opublikowano bez mojej wiedzy ani zgody w internecie. Moje nazwisko przestało być anonimowe. W styczniu 2023 roku wyjechałam na Białoruś, gdzie zatrzymano mnie na granicy. Zabrano mi paszport, odizolowano mnie. Bez słowa wyjaśnienia kazano mi zabrać z autobusu wszystkie rzeczy. Każde moje pytanie było zbywane. Słyszałam tylko: "Proszę poczekać". Zadawano mi przy tym mnóstwo pytań – po co jadę na Białoruś, z kim zamierzam się spotkać. Bardzo się bałam o siebie i o moich białoruskich przyjaciół, którzy na mnie czekali. Wiedziałam, że sprawa jest poważna, a nikt nie mówił, co mnie czeka. Po kilku godzinach wysoki rangą oficer odczytał mi "wyrok", że złamałam taki, a nie inny paragraf Federacji Rosyjskiej.

Jaki paragraf?

Był podany tylko numer, którego nigdzie nie można odnaleźć. Pytałam urzędników, co takiego zrobiłam, ale słyszałam, że oni są z Białorusi, a to jest prawo rosyjskie. Wszystko to było bardzo absurdalne, ale absolutnie nie było mi do śmiechu. Skontaktowałam się z dziennikarzem z radia Wolna Europa w Pradze, który powiedział mi, sprawa jest poważna, skoro dostałam aż 20 lat zakazu wjazdu na teren Rosji. Poradził mi, żebym miała się na baczności, więc wystraszyłam się jeszcze bardziej. W końcu zakomunikowano mi, że jestem deportowana do Polski. Odetchnęłam z ulgą.

"Wracam".

Tak, wracam, a nie idę do więzienia. Najgorsze jest poczucie, że człowiek nie ma żadnych praw – dokumenty zostały skonfiskowane, siedzi się w ciasnym boksie i nie można zrobić nic. Zabrano mnie jednak z tego boksu. Szliśmy dokądś w śniegu po przygranicznej ziemi niczyjej, przekazywano mnie kolejnym strażnikom. Pytałam, dokąd idziemy, ale słyszałam, że trzeba czekać. Byłam przerażona; to byli uzbrojeni ludzie, tam były psy, pierwsza w nocy, wszędzie latarki. Przeraziłam się, że z tą deportacją to może być ściema. Doprowadzili mnie do zdezelowanego samochodu osobowego, w którym siedziało trzech bardzo podejrzanych mężczyzn, i powiedzieli, że mam do niego wsiadać. Odpowiedziałam, że nie chcę. Oni na to, że muszę. Jak to usłyszałam, zaczęłam myśleć: może rzucić się do ucieczki? Ale strażnicy mieli moje dokumenty. I broń. Nie miałam szans, więc potulnie jak baranek wsiadłam do samochodu.

Mam ciarki, gdy to pani opowiada.

Pierwszy raz doświadczyłam wtedy w życiu tego, co musi czuć ofiara przemocy: po okresie sprzeciwu, próby podjęcia walki dopadła mnie całkowita rezygnacja. Było mi wszystko jedno. Poddałam się. Do głowy przychodziły mi różne myśli, na przykład, że może "tylko" mnie zgwałcą. Chciałam pokazać im zdjęcia moich dzieci, żeby zobaczyli, że jestem matką. To naprawdę był ciężki moment.

Co się okazało? Dokąd pojechał ten samochód?

Do Polski. To byli przemytnicy. Reżim zmusił ich do tego, żeby zabrali ze sobą niewygodną pasażerkę – i musieli się na to zgodzić. Wcale nie byli do mnie wrogo nastawieni. Byli przerażeni i wściekli, że zwrócą na siebie uwagę polskich służb celnych. Nikt im nie powiedział, kim jestem, wiedzieli tylko, że zostałam "wywalona z Rosji". Mogłam być przecież groźną przestępczynią, psychopatką.

Na Instagramie napisała pani, że dostawała pogróżki. Wciąż tak jest?

Niemal codziennie otrzymuję hejt, ale pogróżki tylko co jakiś czas. Teraz już nie biorę tego wszystkiego na poważnie, ale wtedy zimą wyprowadziłam się nawet na jakiś czas z domu. Trwa wojna, która toczy się na różnych frontach. Naiwnie myślałam, że będąc obiektywnym obserwatorem, mogę zachować neutralność i że to gwarant bezpieczeństwa. No bo kogo interesuje jakaś pisarka z Polski? Ku mojemu przerażeniu okazało się, że władza się mną zainteresowała. Czasami zastanawiam się, czy wiedząc to wszystko, co wiem teraz i co opisałam w mojej książce, wyruszyłabym w tę podróż ponownie. Myślę, że tak. Choć świadomość oznaczałaby jeszcze więcej strachu. Rosja to imperium lęku.

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska

Źródło artykułu:WP Kobieta
rosjawładimir putinpodróże
Zobacz także