Pokazują, jak wypoczywało się nad Bałtykiem 100 lat temu. Obowiązkowa była... piżama
Zwykle rekonstrukcje historyczne kojarzą się z mundurami, bronią i… gromadą mężczyzn. Na pewno nie z architekt, przedszkolanką, inżynier transportu i historyczką. A to właśnie między innymi one postanowiły nadać rekonstrukcji kobiecą twarz. Dziewczyny z GRH Bluszcz odtwarzają stroje kobiet z pierwszej połowy XX wieku. I robią to świetnie!
20.06.2017 | aktual.: 21.06.2017 07:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z Martą Mirecką, członkinią zarządu GRH Bluszcz, rozmawiamy o kurortowej modzie przed wojną, rewolucji w pokazywaniu ciała i zasadach, których nikt nie ośmielił się łamać.
Anna Moczydłowska: Czym się zajmujecie?
Marta Mirecka: Rekonstruujemy kobiecą modę. Staramy się odtworzyć dokładnie to, co kobiety nosiły w tamtych czasach. Zwracamy uwagę na detale: guziki, przeszycia, lamówki. Szyjemy stroje od zera, wzorując się na starych żurnalach. Same wymyślamy motywy przewodnie sesji zdjęciowych, które sobie organizujemy. Większość z nas ma też całkiem sporą kolekcję ubrań i oryginalnych dodatków.
Latem jeździmy po całej Polsce na zloty rekonstruktorów i prezentujemy to, co sobie wymyśliłyśmy. W zimie mamy zajęcia wykładowo-pokazowe: dni otwarte, otwarcia muzeów, prelekcje szkolne. To nasza pasja, więc same kombinujemy, co by tu jeszcze z tą modą historyczną zrobić.
Skąd pomysł?
Wszystko zaczęło się w głowie naszej pani prezes (śmiech). Asia była już w podobnej grupie wcześniej. W końcu spotkałyśmy się w kilka koleżanek i padł pomysł, aby zająć się modą cywilną. Zawsze była traktowana tylko jako dodatek do tej militarnej. U nas miało być na odwrót. Chciałyśmy sprawić, aby cywile wysunęli się na pierwszy plan. Poza tym, nikt dotąd się tym nie zajmował, a jeśli już to nie do końca profesjonalnie.
Rekonstrukcja to dla nas nie tylko dobra zabawa, ale też styl życia. Tym, co robimy, chcemy przekazać wiedzę o modzie, o sytuacji kobiet, o ich roli w społeczeństwie, a także o wartościach i kindersztubie, które obowiązywały w pierwszej połowie XX wieku, a które dziś często idą w zapomnienie.
*Za wami pokaz przedwojennej mody kurortowej w Sopocie. Zaprezentowałyście stroje plażowe i gimnastyczne. Ale przecież nie zawsze uwielbialiśmy plażowanie. *
Moda na chodzenie na plaże zaczęła się na początku XX wieku. Wcześniej opalenizna była oznaką niskiego statusu społecznego. Kobiety raczej chowały się przed promieniami, niż chodziły się opalać. Przed I wojną światową panie szczelnie zakrywały się od stóp do głów.
Kiedy zaczęliśmy pokazywać ciało?
W XX wieku wraz z popularyzacją sportu coraz więcej osób zaczęło wychodzić na słońce i pokazywać więcej skóry. To na początku szerzyło zgorszenie! W zależności od plaży wprowadzono nawet restrykcje mówiące, ile centymetrów nogi można było pokazać. Proszę sobie wyobrazić: przed wejściem na plażę stał żandarm z linijką i odmierzał, czy przykładowo trzy centymetry nad kolanem nie są przekroczone! Wraz z popularyzacją plażowania na szczęście porzucono ten zwyczaj.
Jak obecne trendy czerpią z tamtych czasów?
Obok skąpych bikini w sprzedaży jest wiele kostiumów o coraz bardziej zabudowanych krojach. Jeszcze dziesięć lat temu, kiedy zaczynałyśmy działalność, kupno stroju kąpielowego stylizowanego na lata 40. czy 50. graniczyło z cudem. Dziś w prawie w każdym sklepie dostaniemy taki, a do tego pasujące okulary czy kapelusze stylizowane na tamte lata. W lokalach często widzi się kosze plażowe. Zmodernizowane, ale to nic innego jak powrót tych sprzed lat.
Doszłyśmy nawet do wniosku z koleżankami, że kobiece stroje kąpielowe sprzed I wojny światowej przypominają dzisiejsze kostiumy muzułmanek. Zasada jest ta sama: więcej maskować niż odkrywać.
Co było obowiązkowym elementem garderoby eleganckiego kuracjusza w tamtych czasach?
Popularne były piżamy plażowe, czyli jedno lub dwuczęściowe ubranie z odkrytymi ramionami i szerokimi spodniami. Można było wyjść w takiej piżamie z plaży na ulicę, usiąść w kawiarni, zagrać w tenisa. To był strój wakacyjny i typowo sportowy. Nie do pomyślenia było za to, żeby wyjść na deptak w kostiumie, czyli de facto w samej bieliźnie, tak jak robi się to dzisiaj. Z pomocą przychodziła piżama. Lekka, przewiewna i nieformalna.
Obuwie też musiało pasować.
Damskie buty zawsze musiały być przynajmniej na lekkim koturnie. W ogóle trudno było trafić na płaskie kobiece obuwie, bo takowe było przeznaczone przede wszystkim do uprawiania sportu. Noszenie obcasów natomiast było oznaką elegancji. Można było wybierać pomiędzy sandałami czy espadrylami, ale zawsze na podwyższeniu. Dlaczego wiele naszych babć trudno przekonać, by założyły płaskie buty. Bo starsze panie są nauczono nosić obcasy. W czasach ich młodości taki był wymóg społeczny.
Piżama poza plażą, kobiece buty obowiązkowo na obcasie. Wszyscy trzymali się reguł?
Były z pewnością respektowane bardziej niż dzisiaj. Choć tak naprawdę zwyczaje niewiele różniły się od dzisiejszych, mam wrażenie, że wszystko miało więcej gracji.
Ale gdyby ktoś w końcu nie złamał tych zasad, do dziś chodzilibyśmy w takich strojach.
Stąd też wzięły się ikony stylu. Brigitte Bardot, Merlin Monroe - one szokowały, dlatego do dziś są takie popularne. Marlena Dietrich też wywołała szok, gdy pojawiła się publicznie w męskich spodniach. Z czasem ludzie się z tym oswoili. W latach 30. spodnie u kobiet wciąż nie były popularne, ale nikogo już nie gorszył ich widok na kobiecych nogach.
Nogi zawsze z resztą były newralgicznym punktem ludzkiego ciała. W latach 30. na porządku dziennym, a raczej wieczorowym, były odkryte ramiona i plecy. Zdecydowane bardziej gorszące było jednak pokazanie kostek czy kolan niż dekoltu! U mężczyzn gołe nogi były jeszcze mniej akceptowalne niż u kobiet. W złym guście było pokazywanie się w krótkich spodenkach, gdzie indziej poza plażą. Tak w zasadzie jest do dzisiaj, bo panom zwykle nie wypada do pracy iść w szortach, a kobiecie w krótkiej sukience już tak.
Jak to się stało, że dotarliśmy do "miniówek"?
Ten negliż cały czas "docierał" wyżej. Do lat 60. długość sukienek stopniowo się skracała. To z kolei było związane z popularyzacją rajstop. Długość spódnic przestała być czymkolwiek ograniczona. Wcześniej panie miały tylko pończochy, a te przy zbyt krótkiej sukience ukazywałyby całą bieliznę.
Łatwo było kiedyś o modowe faux pas?
Na pewno bardziej niż dziś trzeba było uważać, żeby ubrać się odpowiednio do pory dnia i miejsca. Obecnie na polskiej ulicy ciężko wyłapać jest modowe faux pas. Nie wiadomo czasami, co jest wpadką a co nowym trendem. W przeszłości istniało wiele określonych zasad, bardziej więc było widać, kiedy coś było nie tak. Gdyby w latach 30. na ulicę wyszła kobieta w sukience przed kolano, wszyscy zwróciliby na nią uwagę. Byliby oburzeni! Dzisiaj nie wiem, co by wzbudziło taką reakcję (śmiech).
Nazwa GRH Bluszcz wzięła się od tytułu czasopisma dla kobiet, które ukazywało się w latach 1865-1939. Stowarzyszenie funkcjonuje od 2009 roku, a jego działania obejmują między innymi rekonstrukcję strojów cywilnych z okresu I wojny światowej, dwudziestolecia międzywojennego oraz II wojny światowej i lat 50., 60., prowadzenie sekcji militarnej oraz odtwarzanie sylwetek sanitariuszek i członkiń służb pomocniczych z okresu II wojny światowej.