Blisko ludziPokolenie dwie lewe ręce. Czyli dlaczego wcale nie musimy umieć majsterkować i sprzątać

Pokolenie dwie lewe ręce. Czyli dlaczego wcale nie musimy umieć majsterkować i sprzątać

Pokolenie dwie lewe ręce. Czyli dlaczego wcale nie musimy umieć majsterkować i sprzątać
Źródło zdjęć: © 123RF
01.11.2019 16:33, aktualizacja: 02.11.2019 11:13

Wielu współczesnych trzydziestolatków nie potrafi samodzielnie naprawić kranu ani porządnie posprzątać mieszkania. Czy są niezaradni? Nie. Obecnie to pojęcie ma zupełnie inną definicję niż kiedyś. – Dziś zaradny jest ten, kto potrafi zarobić na hydraulika czy malarza pokojowego – tłumaczy psycholożka Ewa Woydyłło-Osiatyńska.

– Masz do wszystkiego dwie lewe ręce – usłyszał ostatnio od swojej dziewczyny Paweł. To nie pierwsza taka awantura. Wcześniej kłócili się m.in. o zepsuty zlew, wystający kontakt czy półkę nad łóżkiem. Tym razem sprawa wydawała się prostsza. Chodziło o malowanie całego mieszkania. Agnieszka, dziewczyna Pawła, postanowiła odświeżyć mieszkanie. Dwa pokoje, kuchnia i przedpokój. Brzmi jak nic trudnego. Dla Pawła to jednak koszmar. Mężczyzna z weekendu na weekend odwlekał remont. Wykręcał się pracą, chorobą i niezaplanowanym wcześniej spotkaniem ze znajomymi. Nie chodziło wcale o to, że mu się nie chciało. Paweł zwyczajnie nie wiedział, jak zabrać się do pracy. Ma 30 lat, ale nigdy w życiu niczego nie malował. Chciał zatrudnić fachowca, ale dziewczyna upiera się, żeby zrobił to sam.

W sklepie budowlanym czuł się jak dziecko we mgle

– Nie umiem malować. W domu ojciec nie zajmował się takimi rzeczami, w szkole też tego nie uczą. Skończyłem studia humanistyczne, nie mam drygu do majsterkowania. Po ostatniej awanturze z Agą obejrzałem kilka filmików na YouTube, gdzie faceci malują mieszkania. Potem pojechałem na zakupy do marketu budowlanego. Czułem się tam jak dziecko we mgle. Kiedy poprosiłem sprzedawcę o pomoc, patrzył na mnie jak na kretyna – wspomina Paweł.

W końcu Paweł kupił co trzeba. Mimo tego mieszkanie wciąż jest niepomalowane, a zakupiony sprzęt zalega w pawlaczu. – Na YouTube usłyszałem, że trzeba malować, kiedy jest ciepło, bo wtedy mieszkanie szybciej schnie. Przełożyliśmy remont na wiosnę. Aga machnęła już ręką, chociaż chyba doskonale wie, że nie chodzi wcale o temperaturę za oknem – dodaje.

O majsterkowaniu nie ma zielonego pojęcia

Historię o dwóch lewych rękach wielokrotnie słyszał też Michał. Ostatnio przyszło mu skręcać meble. 27-latek nie ukrywa, że nie lubi takich prac. – Zawsze z daleka trzymam się od młotków, wiertarek czy wierzchniarek – mówi. Kiedy pytam go o wierzchniarki, tylko rozkłada ręce. Dopiero po kilku minutach orientuje się, że takie słowo chyba nie istnieje. – Widzisz, nie mam o tym zielonego pojęcia – śmieje się.

Do śmiechu nie było mu jednak, gdy w jego domu pojawiło się 15 pudeł z meblami, a raczej częściami, z których trzeba zrobić meble. – Przeczytałem instrukcję ze trzy razy. Kompletnie nic z niej nie rozumiałem i nie miałem pojęcia, jak to wszystko złożyć w jedną całość – opowiada.

W końcu Michał zadzwonił do ojca. Nie liczył na żadne praktyczne rady, ponieważ jego tata, podobnie jak on, nie znał się na majsterkowaniu. Przez telefon usłyszał, żeby się nie zastanawiać i dzwonić po fachowców. – Tak też zrobiłem. Wiadomo, że samemu byłoby taniej, bo ostatecznie za skręcanie tego wszystkiego zapłaciłem prawie 800 zł, więc trochę się sfrajerzyłem. Mimo wszystko nie żałuję, bo chociaż miałem spokój – dodaje.

Zaradność to również umiejętność zarobienia pieniędzy na fachowca

Zapytałam Ewę Woydyłło-Osiatyńską o to, skąd bierze się taka niezaradność wśród młodych ludzi. Psycholożka dużą winą obarcza rodziców. – Mają coraz mniej czasu dla dzieci – mówi. Z tego powodu nie tylko nie uczą maluchów podstawowych umiejętności, ale również sami ich nie wykonują. Rezygnują z majsterkowania czy samodzielnego remontu na rzecz zatrudnienia fachowców.

Opisywanego zjawiska nie można jednak oceniać tylko negatywnie. Zmieniające się priorytety młodych ludzi sprawiają, że przekształceniu ulega również definicja zaradności. – Tu już nie chodzi o konkretne umiejętności czy sprawność. Dziś zaradny jest ten, kto potrafi zarobić na hydraulika czy malarza pokojowego – tłumaczy Woydyłło-Osiatyńska. Dużą rolę, zwłaszcza w ocenianiu panów, odgrywają również przykre stereotypy. Tzw. złota rączka może i wciąż jest marzeniem wielu pań, jednak trzeba jasno powiedzieć, że żaden mężczyzna nie musi umieć majsterkować. To jedynie przydatna umiejętność, która wcale nie jest konieczna.

Należy pamiętać także o rozwoju technologii, która z założenia ma ułatwiać nam życie. Sprzęt, jak np. pralka, który dla współczesnych 25-, 30-latków jest podstawowym elementem wyposażenia domu, dla ich dziadków był szczytem marzeń. Dziś już nikt nie uczy się prać, wystarczy wcisnąć do tego odpowiedni przycisk.

Od 7 lat ma sprzątaczkę

Woydyłło-Osiatyńska zwraca uwagę, że poprzez brak określonych umiejętności dajemy zatrudnienie szerokiej grupie wykwalifikowanych pracowników. Z tego samego założenia wychodzi 26-letnia Sylwia, która zatrudnia sprzątaczkę.

– Jako dziecko sprzątałam swoje biurko i szafkę. Raczej nie pomagałam w czyszczeniu kuchni czy łazienki. Swoje rzeczy składałam "na szybko", bo wiedziałam, że jak coś pójdzie nie tak, to poprawi to moja mama – odpowiada, kiedy pytam ją o jej dzieciństwo.

Sylwia wyprowadziła się z domu w wieku 19 lat. Po miesiącu samodzielnego mieszkania, jej kawalerka przypominała jeden wielki śmietnik. – Pamiętam, jak usiadłam na kanapie i wpadłam w histerię. Musiałam się uczyć, ale nie mogłam się skupić, bo wszędzie był bałagan. Najgorsze było to, że kilka dni wcześniej sprzątałam, tylko że coś nie wyszło. Nie umiałam domyć okien czy krzeseł, a nie chciałam zapuścić mieszkania – opowiada.

Wtedy zdecydowała się na sprzątaczkę. Jej wypłata studencka i kieszonkowe od rodziców nie były najwyższe, mimo to się udało. Często kosztem wyrzeczeń. Sylwia pamięta, jak musiała zrezygnować z nowej sukienki czy wyjścia z koleżankami do klubu. Dziś pracuje w jednej z warszawskich korporacji. Nieźle zarabia, ale na sprzątaczkę czasem i tak jej brakuje.

– Pani przychodzi do mnie 4 razy w miesiącu. Za każde sprzątanie bierze 200 zł. W sumie 800 zł. Oczywiście, że mogłabym wykorzystać te pieniądze na coś innego, ale nie mam siły. Od kiedy sprzątaczka przychodzi do mojego domu, mieszkanie wygląda zupełnie inaczej. Nie jestem w stanie sama doprowadzić go do takiej czystości, więc chyba dobrze, że ktoś chociaż ma pracę i może zarobić? – pyta 26-latka. Ostatnio Sylwia była na wakacjach, wróciła spłukana, a musiała jeszcze zapłacić sprzątaczce. – Do końca miesiąca jadłam ryż z warzywami. Ważne, że chociaż kuchnię miałam czystą – żartuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (373)
Zobacz także