Policjant złamał rękę uczestniczce Strajku Kobiet. Rzecznik komentuje
19-letnia Aleksandra, uczestniczka Strajku Kobiet, poinformowała, że policjant, który ją zatrzymał, złamał jej rękę. Dziewczyna trafiła do szpitala i czeka ją operacja. Rzecznik policji komentuje bulwersujące zdarzenie.
11.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 20:09
W środę 9 grudnia ulicami Warszawy przechadzał się tłum protestujących w ramach inicjatywy "Spacer dla Przyszłości", zorganizowanej m.in. przez Ogólnopolski Strajk Kobiet i Greenpeace Polska. Podczas marszu miało dojść do bulwersującej sytuacji. 19-letnia Aleksandra, uczestniczka protestu, poinformowała, że policjant najpierw wykręcił, a potem złamał jej rękę. "Padłam ofiarą przemocy policyjnej. Podczas demonstracji solidarnościowej z zatrzymanymi na komendzie na Wilczej, dokładnie o godz. 22, policja rzuciła się na zebrany tłum. (…) Ja najpierw trafiłam do kotła, w którym policja zamknęła kilka osób. Potem zostałam przyduszona poprzez ciągnięcie mnie przez funkcjonariusza za szalik, następnie zaprowadzona siłą do radiowozu" – napisała uczestniczka protestu.
"Po drodze wykręcona została mi zupełnie niepotrzebnie lewa ręka – i tak byłam eskortowana przez kilku z nich, nie stawiałam oporu. policjant, który to zrobił, zrobił to z taką siłą, że złamał mi rękę, (...), jest to złamanie spiralne z odłamem pośrednim trzonu kości ramiennej lewej – kwalifikujące się do leczenia operacyjnego" – dodała dziewczyna.
Poturbowaną dziewczyną zawiózł na SOR poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba. 19-letnią Olę czeka operacja ręki.
Rzecznik policji komentuje sprawę
Fakt skontaktował się z rzecznikiem prasowym Komendy Stołecznej Policji nadkomisarzem Sylwestrem Marczakiem i poprosił o komentarz i wyjaśnienie zaistniałej sprawy.
"(...)Niechlubną tradycją "strajku kobiet" są przyczyny zatrzymań osób biorących w nim udział. Najczęściej mówimy tu o naruszeniach nietykalności, znieważaniu funkcjonariuszy i częstej odmowy podania danych personalnych. Tak jak w przypadkach ostatnich zabezpieczeń policjanci wielokrotnie kierowali komunikaty do zgromadzonych, nawołując do zachowania zgodnego z prawem, a także o możliwości użycia Środków Przymusu Bezpośredniego" – odpowiada Faktowi rzecznik stołecznej policji.
"Wskazując na związek przyczynowo skutkowy, podkreślić należy, że gdyby osoby zgromadzone nie łamały prawa, nie byłoby konieczności podejmowania interwencji, a w konsekwencji środków przymusu bezpośredniego. (...) Także wobec osoby stawiającej opór i nie inaczej było w tym przypadku. Osoba, która doznała urazu również ten opór stawiała, a wystarczyłoby wykonywanie poleceń interweniujących funkcjonariuszy. Po zdarzeniu została ona doprowadzona do policyjnego samochodu i tam wskazała, że boli ją ręka. Jedna z policjantek zaopatrzyła ją. Nie były widoczne żadne obrażenia – podkreślił nadkom. Marczak w przesłanym do redakcji oświadczeniu.
"Biorąc pod uwagę ból [poszkodowanej – przyp. red.], wezwano na miejsce karetkę, która jednak ze względu na obecną sytuację epidemiologiczną, nie mogła przyjechać do tego zdarzenia. Następnie funkcjonariusze zaproponowali transport do szpitala, ale kobieta zdecydowanie odmówiła. Po wykonaniu czynności osobę tę zwolniono" – zaznaczył rzecznik.
Sylwester Marczak w oświadczeniu dla Faktu podkreśla, że sytuacje, w których dochodzi do uszczerbku na zdrowiu są drobiazgowo wyjaśniane. Tak ma być również i z tą sprawą.