Postnicy XXI wieku to ludzie sukcesu. Głodówka ma pomagać im w pracy
W niczym nie przypominają joginów i zamkniętych w klasztorach mnichów, a odmawianie sobie jedzenia nie ma nic wspólnego z pragnieniem umartwiania ciała. Współcześni postnicy to zarabiający poważne pieniądze dyrektorzy z Doliny Krzemowej, autorzy kreatywnych rozwiązań w branży nowych technologii, a w Polsce między innymi Barbara Sołtysińska, współzałożycielka LifeTube i indaHash. Ta ostatnia wyjaśnia mi, że poszczenie od lat pomaga jej w pracy.
07.09.2017 | aktual.: 08.09.2017 09:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Bum na poszczenie rozpoczął się kilka lat temu. Głodówki w celach zdrowotnych nie są niczym nowym, ale po raz pierwszy nie w celach zdrowotnych, ale po to, żeby zwiększyć efektywność swojej pracy, zaczęli stosować je pracownicy z branży nowych technologii.
Przykład przyszedł z Zachodu. Jednym z pierwszych był Geoffrey Woo dyrektor firmy HVMN zajmującej się nowinkami biotechnologicznymi i założyciel platformy WeFast, zrzeszającej poszczących z pobudek zawodowych. Na początku 2017 roku rozpoczął w swojej firmie 7-dniową głodówkę. Cały czas monitorując poziom cukru i ketonów we krwi, razem ze społecznością WeFast starał się sprawdzić, czy po pewnym czasie głodówki organizm rzeczywiście zaczyna wykorzystywać tłuszcz jako źródło energii, przechodząc w stan nazywany ketozą.
– Ketony są wspaniałym paliwem dla mózgu – przekonywał Woo w rozmowie z "The Guardian". – Wiele subiektywnych korzyści płynących z poszczenia, takich jak jasność umysłu, ma związek ze zwiększoną obecnością ketonów we krwi – stwierdził. Za sprawą swojego eksperymentu Woo starał się pokazać, że istnieje korelacja pomiędzy stosowaniem głodówek a produktywnością, która u jego poszczących pracowników była mierzona za pomocą oprogramowania zwanego Rescue Time.
– Możesz myśleć, że po siedmiu dniach niejedzenia będziesz całkowicie rozproszona i zaczniesz po prostu polować na jakiekolwiek pożywienie. Ale po dwóch czy trzech dniach uczucie głodu ustępuje, wraz z tym jak poziom ketonów we krwi wzrasta – wyjaśnił Woo. – Karmisz swój mózg i ciało alternatywnym źródłem energii.
– Członkowie WeFast mówią, że w dni, kiedy poszczą, w pracy są w stanie zrobić więcej. Doświadczają zwiększenia mentalnych możliwości i potrafią się lepiej skoncentrować – czytamy na stronie WeFast.
Mężczyzna jest zdrowy, szczupły, nie ma żadnych medycznych powodów, by się odchudzać. Deklaruje, że interesuje go długowieczność i rozwijanie zdolności intelektualnych. Teraz pości przez 36 godzin na tydzień, a raz na kwartał – przez 3 dni.
Woo jedną z rzeszy młodych, zdrowych osób mieszkających i pracujących w słynnej Dolinie Krzemowej, które stosują głodówki, żeby osiągać lepsze wyniki w pracy. Niektórzy, tak jak on, poszczą raz w tygodniu. Inni przyjęli system 5:2, polegający na tym, że jemy przez 5 dni, a przez kolejne dwa dni pościmy, przyjmując przy tym dużo płynów.
Nowa moda start-upowców? Niekoniecznie
– Cieszy mnie zainteresowanie tematem postów, choć z drugiej strony niepokoi – tłumaczy Barbara Sołtysińska, jedna z najbardziej wpływowych osób w polskim internecie, współzałożycielka LifeTube, w którym sprzedała udziały w ubiegłym roku. Ostatnio wszystkie moce twórcze kieruje w stronę kolejnego projektu, indaHash.
– Ostatnio zauważyłam, że niektórzy traktują poszczenie jako nową modę. Tymczasem posty stosowano od tysięcy lat w wielu kulturach i religiach na całym świecie, to nie jest nic nowego. Sama stosuję je od wielu lat – wyjaśnia Sołtysińska.
A konkretniej już od około dziesięciu. Mówi, że kiedy pierwszy raz opublikowała na Facebooku post na ten temat, zaczęły odzywać się do niej osoby, prosząc ją o szczegóły i zadając wiele pytań. – Chętnie dzielę się swoimi doświadczeniami, ale zaznaczam, że absolutnie nie jestem specjalistką od żywienia i absolutnie nie chcę jej udawać, ponieważ nie mam takiego wykształcenia ani kompetencji – dodaje.
– Swego czasu stosowałam głodówki siedmiodniowe, podczas których nie jadłam niczego albo jadłam, ale w bardzo niewielkich ilościach jedynie kaszę jaglaną. Taką głodówkę stosowałam przez wiele lat mniej więcej raz na kwartał. Później zaczęłam stosować posty polegające na powstrzymywaniu się od jedzenia przez jeden lub dwa dni w tygodniu. Wówczas nie je się nic i pije dużo wody. Staram się też zachować odstęp 12-16 godzin pomiędzy ostatnim posiłkiem a pierwszym posiłkiem. Na przykład, jeśli jem kolację o godz. 19, wówczas następnego dnia pierwszy posiłek jem około południa – wyjaśnia Sołtysińska.
Po latach praktyki doba bez jedzenie nie robi na niej wrażenia, ale początki nie były łatwe. – Pierwszy i drugi dzień na początku postu były dla mnie bardzo trudne – opowiada. Wspomina, że z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że zaczyna znacznie intensywniej czuć zapach jedzenia.
– Moja babcia przez większość życie stosowała głodówki – nie jadała dwa razy w tygodniu, w środy i w piątki. Widziałam, że czuła się bardzo dobrze, nie narzekała na zdrowie. Przeczytałam też, że są badania potwierdzające bardzo pozytywny wpływ takich głodówek na organizm człowieka. Później o głodówkach powiedział mi też jeden z lekarzy. Postanowiłam spróbować, nie tylko ze względów zdrowotnych, wydawało mi się to też po prostu interesującym doświadczeniem – opowiada Barbara Sołtysińska.
Co daje jej poszczenie? – Mam poczucie, że dzięki temu bardziej doceniam to, co jem na co dzień. Kiedy poszczę, w taki lub inny sposób, zwykłe jabłko smakuje o wiele bardziej intensywnie. Żyjemy w kulturze, w której panuje swego rodzaju kult jedzenia. Wyobrażamy sobie, że jeśli nie będziemy jeść regularnie pięć razy dziennie codziennie, to stanie się coś strasznego – dodaje.
Barbara Sołtysińska mówi, że poszczenie zdecydowanie pomaga jej w pracy. – Czuję się lepiej, mniej choruję i mam wrażenie, że lepiej mi się myśli – wylicza korzyści.
Zdarza jej się chodzić na kolacje ze znajomymi i tylko przyglądać się, jak inni jedzą. – Czuję intensywnie zapachy, jestem tylko człowiekiem, więc widząc wspaniałe dania, też mam ochotę coś zjeść. Ale kiedy sobie coś postanowię, potrafię przy tym wytrwać – mówi.
Głodówkowy "haj"
Jeśli chodzi o stosowanie głodówek, nie wszyscy są równie entuzjastyczni. Dietetyk Magdalena Jarzynka, prowadząca poradnictwo w zakresie żywienia, należy do przeciwników tego procederu. – Moda na głodówki cyklicznie wraca w różnym wydaniu. Jedno- lub kilkudniowe, jako sposób na odchudzanie lub na oczyszczanie. Jednak wszystkie te sposoby w dłuższej perspektywie czasu nie mają racji bytu – twierdzi dietetyk.
Specjalistka wyjaśnia, że z punktu widzenia trwałego odchudzania głodówki nie mają sensu, gdyż w ich czasie organizm pozbywa się jedynie wody i glikogenu, czyli cukru zapasowego z mięśni i wątroby. Taki krótkotrwały post co najwyżej może pomóc obkurczyć żołądek i być wstępem do właściwego odchudzania. – Głodówki nie przynoszą też efektów, jeśli chodzi o oczyszczanie organizmu. Jeśli ktoś źle się odżywia przed nią i po niej, stosuje używki, nie wysypia się i ma stresujący tryb życia, głodówka nic nie da – dodaje.
W tym przypadku jednak nie o odchudzanie i oczyszczanie organizmu chodzi, ale, jak przekonuje społeczność WeFast, zwiększenie produktywności w pracy. Jednak również tutaj dietetyczka jest sceptyczna.
– Na pewno poszczący nie mogą być bardziej "doenergetyzowani", bo de facto zabierają sobie energię. A więc, jeśli występuje takie odczucie, jest bardzo subiektywne i w zasadzie nie ma żadnego naukowego wytłumaczenia. Jeśli zabieramy sobie energię, czyli kilokalorie, i nie jemy niczego przez dzień lub kilka dni, to nie możemy mieć więcej energii. Przeciwnie, uruchamiają się rezerwy naszego organizmu – tłumaczy Magdalena Jarzynka.
Co ze słynnym głodówkowym "hajem"? – Rzeczywiście podczas odchudzania i stosowania głodówek na początku organizm się odwadnia, zużywa glikogen, czyli cukier zapasowy znajdujący się w mięśniach i w wątrobie, i wpada w stan ketozy. Uwalniają się ciałka ketonowe i to właśnie one mogą powodować, że mamy lekki stan euforii. Wówczas, mimo że jemy mniej, możemy czuć się bardziej uskrzydleni albo jak pod wpływem środków odurzających – wyjaśnia dietetyk.
Dodaje jednak, że ten stan pobudzenia trwa bardzo krótko i nie jest dla organizmu naturalny i całkowicie bezpieczny. – Na dłuższą metę zatruwamy w ten sposób organizm, przedłużająca się nadprodukcja ketonów może doprowadzić do zakwaszenia organizmu, co prowadzi między innymi do chronicznego zmęczenia – mówi.
– Wiele osób traktuje głodówki jako drogę na skróty, bo łatwiej się zmobilizować do tego, żeby przez jeden dzień nic nie jeść i zapijać się wodą, niż zmienić nawyki żywieniowe na lepsze. Z kolei, jeśli ktoś się zdrowo odżywia i raz na jakiś czas pości, raczej nie zrobi sobie krzywdy, ale może się narazić na niedobory niektórych składników odżywczych. Nie jestem zwolenniczką głodówek. Uważam, że powinniśmy zdrowo odżywiać się na co dzień – podsumowuje.