Pracowała jako modelka, teraz walczy na Bliskim Wschodzie. Nie z ISIS, a o prawa kobiet
W Kanadzie znają ją jako Hannę Bohman. W Syrii jako Tygrysie Słońce. To pseudonim, który nadały jej koleżanki z oddziału. Hannah kilka lat temu rzuciła spokojne życie na Zachodzie i postanowiła dołączyć do kobiecego oddziału walczącego przeciwko ISIS.
02.06.2017 | aktual.: 03.06.2017 16:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Nie mogłam przestać o tym myśleć. Musiałam tam pojechać. To nie tylko walka z ISIS. Ta organizacja to przejściowy problem. Pierwszym i najważniejszym celem naszego oddziału jest walka o prawa kobiet. Będziemy kontynuować jeszcze długo po tym, jak ISIS będzie zniszczone - przyznaje Hannah Bohman w opublikowanym właśnie materiale BBC.
Kanadyjka wyjechała do Syrii w 2015 roku. Hannah jest mamą dorosłej już córki. Przyznaje, że do wyjazdu przekonała się po tym, jak odszedł od niej partner, z pochodzenia Libańczyk. Najpierw trafiła do Iraku, stamtąd udało jej się przedostać do Syrii.
Dołączyła do kobiecego oddziału YPJ - Yekîneyên Parastina Jin, czyli Kobiecych Jednostek Ochrony, złożonych głównie z Kurdyjek, ale także kobiet z zagranicy.
Zobacz także
Jestem żołnierzem
- Mają dość tego, że stają się niewolnicami, są zmuszane do małżeństw, a ich jedyną rolą w życiu jest bycie maszyną do rodzenia dzieci. I tyle. Choć legalnie jestem żołnierzem YPJ, na Zachodzie i tak przyklejają mi łatkę "byłej modelki". Obraża mnie to - przyznaje Hannah w rozmowie z dziennikarką BBC.
Rzeczywiście, 46-latka w młodości pozowała do kilku sesji zdjęciowych, ale dziś jedyne fotografie Hanny pochodzą z frontu.
- To był niewielki fragment mojego życia. Bawiłam się trochę modelingiem, ale nigdy nie żyłam z tego. Nie lubiłam nawet, nie podobało mi się, w jaką stronę to szło. Bardzo seksistowska branża. To, że walczysz o coś, w co wierzysz i nie boisz się chwycić za broń, nie czyni cię wcale mniej kobiecą - mówi.
Hannah, podobnie jak inne kobiety, nie miała żadnego przygotowania militarnego. Ale jak przyznaje, wcześniej bardzo dobrze posługiwała się bronią. - Często chodziłam na polowania, kiedy jeszcze mieszkałam w Kanadzie. Ale to zupełnie inne uczucie, kiedy celujesz nie do zwierzęcia, a do człowieka. Ja staram się nie myśleć o nich jako o ludziach, a zwierzętach właśnie - opowiada.
W specjalnym ośrodku w Syrii przeszła szkolenie, które trwało raptem 4 godziny, a kobiety uczyły się na nim, jak uzbroić i rozbroić AK. - Równie dobrze mogłam nauczyć się tego dzięki filmom na Youtube. Nie było żadnego szkolenia medycznego, nic o taktyce. Kurdowie przechodzą z kolei szkolenie z równości płci i odpowiedzialności ekologicznej. To powinno trwać 45 dni, ale w praktyce i tak od razu stawia się na tych najbardziej doświadczonych - mówi.
Innym razem w rozmowie z "Daily Mail" przyznała: "Czy widziałam przemoc? Czy widziałam, jak ISIS zabija niewinnych? Tak. Próbowali i nas zabić. Widzimy ISIS, zabijamy ISIS - to jest najważniejsze. Proste. Jeśli mam być szczera, nie prześladują mnie martwe ciała. Strata przyjaciół mnie smuci, podobnie jak brak sprawiedliwości. Kiedy widziałam, jak ginęli moi przyjaciele, płakałam tylko trochę. Musisz zaakceptować to, że jesteś na wojnie i tak musi być. Niesprawiedliwe, ale taka jest rzeczywistość".
I dodaje: "Doświadczyłam przemocy, której nigdy nie mogłabym sobie wyobrazić. Kiedyś nadepnęłam na palec. Pojedynczy palec. Był poczerniały, powykręcany nienaturalnie. W zasięgu wzroku nie było nawet ciała. Widziałam dziewczynkę, która umierała na moich oczach od ran, których doznała po wybuchu miny. Nikt nie mógł jej pomóc, bo nie było ani jednego lekarza, a nawet sprzętu medycznego".
Hannah, choć często wraca do Kanady, nie planuje rozstawać się ze służbą w oddziale. Przyznaje, że chce przyczynić się do zmiany na Bliskim Wschodzie. - Każdy, kto tam jedzie, musi zdawać sobie sprawę z tego, że w każdej chwili może umrzeć. Jeśli mam wybierać między śmiercią ze starości, kiedy leżę przykuta do łóżka i podają mi jakieś prochy, a śmiercią na polu walki, wybieram to drugie - mówi.
Brytyjki, Dunki, Polki…
Hannah nie jest jedyną kobietą z zagranicy, która postanowiła pomagać Kurdyjkom na froncie. Kilka miesięcy temu głośno było o Joannie Palani. O młodej Dunce, która specjalnie w tym celu rzuciła studia, rozpisywały się wszystkie media. Na swoim profilu na Facebooku publikowała niejednokrotnie zdjęcia z pobytu na Bliskim Wschodzie. Ubrana w mundur pozowała z karabinem. "Widzimy się jutro na froncie" - pisała.
22-latka nie jest jednak pierwszym cywilem, który postanowił opuścić swój kraj, by walczyć w Syrii. Do organizacji, które werbują obcokrajowców, należy m.in. The Lions Of Rojava, którzy swoimi osiągnięciami chwalą się w mediach społecznościowych. Jakiś czas temu opublikowali zdjęcie Polki, która do nich dołączyła.
- Chcielibyśmy ci podziękować za to, że jesteś częścią tej rewolucji, częścią YPJ, feminizmu, kurdyjskich zmagań, częścią walki ludzkości z ISIS. Dziękujemy, że się tym zainteresowałaś - piszą działacze na swoim Facebooku.
To Joanna Mozolewska-Filipczuk, której oddział nadał już przydomek "Destina". Dziewczyna wyraziła wdzięczność za możliwość bycia częścią organizacji walczącej z terrorystami. Internauci nie kryją słów zadowolenia. Pod postem kilkanaście osób życzy jej powodzenia na froncie. Na publikowanych przez nią zdjęciach widać, jak pozuje w mundurze i z karabinem w ręce.
YPJ walczy w Syrii od 2012 roku. Na początku w szeregach była zaledwie garstka żołnierzy, a według danych z 2014 roku, jest ich już ponad 7 tys. Oddział brał udział m.in. w odbijaniu Jazydek, porwanych przez żołnierzy ISIS.
W Syrii walczy także Brytyjka - Kimberley Taylor.
Przez blisko rok uczyła się kurdyjskiego, poznawała techniki walki i szkoliła się pod względem taktycznym; dowiedziała się, jak używać broni i być dobrym żołnierzem. Dziś tę wiedzę przekazuje innym kobietom, które zdecydowały się wstąpić do YPJ, aby stawić zbrojny opór oprawcom. Ale Taylor, która znana jest wśród innych członkiń jako Zilan Dilmar, nie ogranicza się jedynie do teorii czy mentalnego wsparcia innych kobiet. W październiku ub. r. wyjechała na północ Syrii, gdzie wzięła udział w walkach o Rakkę - miasto znajdujące się w północnej Syrii, na terenach kontrolowanych przez przedstawicieli ISIS. Dopiero, kiedy znalazła się na terytorium okupowanym przez islamskich fanatyków, przyznała się bliskim, gdzie jest i czym się obecnie zajmuje.
Kimmie, jak nazywają ją znajomi, zawsze była ona niepokorną duszą. Dorastała w okolicach Blackburn, ale jeszcze jako nastolatka przeprowadziła się do Liverpoolu. Tam zaczęła też studiować matematykę. Początkowo podążała taką samą drogą jak jej rówieśnicy. Ale jeszcze jako 20-letnia dziewczyna, w czasie, gdy jej znajomi planowali swoje kariery, ona wyruszyła w długą podróż - samotnie przejechała Europę, odwiedziła różne kraje w Afryce i Ameryce Południowej. Pomiędzy kolejnymi miejscami przemieszczała się autostopem, a na życie zarabiała głównie, pisząc artykuły dla magazynów oraz serwisów internetowych. Poznając problemy innych ludzi, szczególnie kobiet, Kimberley coraz bardziej angażowała się w problematykę społeczną i politykę.
W marcu ubiegłego roku wyjechała do Rożawy (znajdujący się w Syrii region autonomiczny). Początkowo zajmowała się przede wszystkim dokumentowaniem tego, co się tam dzieje, m.in. przygotowywaniem raportów z pola walki, a także wykonywaniem zdjęć i filmów. Potem powoli się to jednak zmieniało. - W tej chwili przez większość czasu nie robię żadnych nagrań, ale normalnie walczę razem z jednostką, gdy zostajemy zaatakowani - zaznaczyła Kimberley.
Dziś zapewnia, że gotowa jest zapłacić nawet najwyższą cenę za sprawę. Podkreśla jednocześnie, że walka z radykałami z Państwa Islamskiego, to coś więcej niż może się zdawać. Trwający konflikt stał się według niej symbolem walki o lepszy los ludzi, którzy są uciskani. Bez znaczenia jest tu szerokość geograficzna, bo mordowanie niewinnych i gwałty mają miejsce wszędzie. Do tego dochodzi jeszcze znęcanie się psychiczne, a skalę tego wszystkiego trudno sobie wyobrazić zwykłemu człowiekowi.
Szacuje się, że przeciwko Państwu Islamskiemu walczy obecnie od 50 do 80 Brytyjczyków. Kimberley jest pośród nich jedyną kobietą – poinformował "The Guardian". Ok. 27 osób spośród zagranicznych wolontariuszy, którzy przyjechali w ten rejon, by wspomóc lokalną ludność w walce przeciwko ISIS, poniosło śmierć.