Zatrudniła się w klubie nocnym. Zwolnili ją po siedmiu dniach
Sprawa klubu nocnego w Łodzi, który miał nie wypłacać wynagrodzenia pracownicom, odbiła się szerokim echem w mediach. Kobiety, które świadczyły pracę w tym lokalu, twierdzą, że nie otrzymały za nią ani złotówki. Z relacji pracownic wynika, że tego typu sytuacje powtarzają się w klubie od dłuższego czasu.
Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej", jeden z łódzkich klubów nocnych ma oszukiwać pracowników, nie wypłacając im należnych pieniędzy za wykonaną pracę. Mimo podpisanych umów i przepracowanych godzin, zatrudnione kobiety twierdzą, że nie otrzymują wynagrodzenia. Sprawa dotyczy m.in. kelnerek, promotorek i striptizerek zatrudnionych na umowy cywilnoprawne.
Kobiety oszukane przez pracodawcę
Edyta (imię zmienione), samotna matka, szukała pracy w Łodzi, by pogodzić obowiązki zawodowe z opieką nad dzieckiem. Ogłoszenie o pracy w klubie nocnym znalazła w internecie. Podjęła pracę nocną, w tym czasie dzieckiem zajmowała się jej mama. Edyta podpisała umowę o dzieło na 10-dniowe szkolenie, z obietnicą wypłaty pieniędzy po jego zakończeniu. Niestety, mimo przepracowanych godzin, wynagrodzenia nie otrzymała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lamparska o początkach kariery: "Żadna praca nie hańbi. Pracowałam jako barmanka"
Edyta opowiedziała "Wyborczej", że na kilka dni przed zakończeniem szkolenia do klubu przyszedł mężczyzna, który oskarżył ją o niemiłe zachowanie. Na tej podstawie kierowniczka zwolniła ją, nie chcąc wysłuchać jej wyjaśnień, że zdarzenie nie miało miejsca. Edyta nie mogła dokończyć szkolenia i nie otrzymała wynagrodzenia za przepracowane noce.
– Po siedmiu nocach zostałam zwolniona pod fałszywym pretekstem i nie dostałam nawet złotówki. (...) Nie jestem pierwszą osobą oszukaną w ten sposób i nie będę ostatnią. Na moje miejsce, a także w podobny sposób zwolnionych koleżanek, przyszły już nowe osoby – wyznała.
Kinga (imię zmienione) rozpoczęła pracę w klubie w kwietniu, po tym jak natrafiła na ogłoszenie w internecie, podobnie jak Edyta. W ogłoszeniu podano, że godziny pracy są elastyczne i można je dopasować do innych zobowiązań, co skłoniło Kingę do aplikowania na stanowisko.
– Już podczas pierwszej rozmowy uprzedziłam kierowniczkę, że prowadzę firmę, którą niebawem zamknę. Ale na razie, od czasu do czasu, będę musiała w niej być. Kierowniczka zapewniła, że to żaden problem – opowiadała "Wyborczej".
Po kilku przepracowanych nocach Kinga poinformowała kierowniczkę, że następnego dnia musi zająć się swoją firmą i nie będzie mogła zostać w klubie do godziny 6:00 rano. Kierowniczka przyjęła to z irytacją. Po tym zdarzeniu Kinga kilkukrotnie dopytywała, kiedy ma ponownie pojawić się w pracy, jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
W klubie przepracowała pięć nocy, za które nie dostała wynagrodzenia. Zgodnie z ustaleniami miała otrzymywać 16 zł za godzinę oraz 3 proc. od utargu. Kobieta uważa, że należy jej się kilkaset zł.
– Utarg był widoczny w aplikacji, wynikało z niej, że tygodniowo można zarobić 3-3,5 tys. zł. Na razie nie mogę odzyskać pieniędzy za przepracowany czas, a przecież za darmo tam nie siedziałam – zaznaczyła.
Problem w przypadku Edyty i Kingi polega na tym, że choć obie wykonywały regularną pracę, nie zawarły umów o pracę, lecz umowy o dzieło, co utrudnia im dochodzenie swoich praw. Kobiety dysponują jedynie skanami dokumentów podpisanych przez siebie, bez podpisu przedstawiciela klubu, co dodatkowo osłabia ich pozycję w ewentualnym sporze.
Nieuczciwe praktyki pod lupą prawnika
W tej sprawie głos zabrał adwokat Piotr Wojciechowski, ekspert prawa pracy, który w rozmowie z "Wyborczą" wskazał na poważne nieprawidłowości związane z umową. Z jego opinii wynika, że całe zdarzenie powinno zostać zgłoszone do Państwowej Inspekcji Pracy.
– Ten proceder powinien zostać zgłoszony do Państwowej Inspekcji Pracy – mówił Wojciechowski. – Umowa o dzieło jest "naciągana", jest to umowa o pracę, a za wykonaną pracę przysługuje wynagrodzenie. Nawet jeśli pracodawca jest niezadowolony z pracownika i się z nim rozstaje, to musi wypłacić wynagrodzenie za dotychczasową pracę – dodał.
Prawnik zwraca również uwagę na konieczność zachowania ostrożności przy zawieraniu umów cywilnoprawnych. – Przede wszystkim umowy należy czytać – zaznaczył Piotr Wojciechowski.
– Nie ma w Polsce zakazu zatrudniania na podstawie umów cywilnoprawnych, one są legalne. Trzeba jednak pamiętać, żeby zapoznać się z ich treścią, bo mogą być skrajnie niekorzystne – podkreślił.
"Wyborcza" skontaktowała się z kierowniczką klubu i jej zastępczynią, prosząc o komentarz. Kierowniczka odmówiła, prosząc o brak dalszego kontaktu. Zastępczyni stwierdziła, że "to nie jej problem" i również nie życzy sobie kontaktu ani z nią, ani z pozostałym personelem.
Czytaj także: Nie dostała napiwku. Oto co zaproponowała inna kelnerka
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.