"Przepraszam, zrobiłem to". Dziennikarz z Gdańska odpowiedział na akcję #MeToo
"Przepraszam, #IDidit. Po latach jest mi z tym źle jak nigdy dotąd. Drogie koleżanki, dziękuję wam za to" - napisał w szczerym felietonie jeden z pomorskich dziennikarzy. Akcja #IDidit to odpowiedź na słynny hashtag #MeToo, pod którym jednoczą się molestowane kobiety. Teraz panowie postanowili zareagować, przyznać się i przeprosić. Bo to nie straszni, anonimowi gwałciciele bez twarzy najczęściej odpowiadają za krzywdę kobiet, ale oni - zwykli faceci. Nasi koledzy z pracy, sąsiedzi, bracia, przyszli mężowie.
"Mam prawie 40 lat, testosteron nie buzuje w żyłach tak jak kiedyś. Dlatego może jest mi łatwiej przepraszać teraz, a nie przepraszałem, gdy było trzeba, ale uderzam się w pierś - co niewiele już daje tamtym dziewczętom, chociaż daje coś mnie. Skrzywdziłem. Nie poszedłbym do więzienia i pewnie nikt przeze mnie nie popełniłby samobójstwa. Nie użyłem też siły" - pisze Piotr Puchalski, dziennikarz Radia Gdańsk w swoim felietonie i zaraz dodaje: "Ale właśnie, czy brak użycia siły, to również brak przemocy? Nie, i świadomość tego faktu jest zbyt mała" - dodaje.
Cały tekst Piotra przeczytasz tutaj
Każdy ma taką koleżankę
Piotr to 38-letni dziennikarz z Gdańska. W swoich materiałach chętnie porusza tematykę społeczną. W ostatnim felietonie postanowił przeprosić. Za co konkretnie? O tych bardzo osobistych sytuacjach nie chce opowiadać. - Powiedzmy, że lubiłem bawić się uczuciami kobiet - kwituje krótko.
Kontrowersyjny tekst zdecydował się napisać pod szyldem medium, w którym pracuje i podpisać własnym nazwiskiem. Odważny ruch pokazał, że akcja #metoo nie poszła na marne.
- Ten hashtag udowodnił skalę zjawiska i pokazał, że każdy z nas ma koleżankę ze złymi doświadczeniami. To musi nam wszystkim dać do myślenia - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską. - Jeśli tyle kobiet twierdzi, że było molestowanymi seksualnie, to oznacza po prostu, że aż tylu mężczyzn jest im winnych przynajmniej przeprosiny. Myślę, że wielu facetów nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że lubieżne spojrzenie czy podszyty dwuznacznością komplement może być agresją. Ba, w środowisku pracy może to być odbierane jako molestowanie, nawet jeśli koleżanki, z którymi pijasz wódkę, uważały, że to świetny żart.
Męskie wymówki
"To była szalona impreza", "To przez alkohol"”, "To był flirt" - w swoim felietonie Piotr punktuje typowo męskie wymówki, które regularnie pojawiały się także pod postami z #metoo. Zaznacza, że, co ciekawe, kobiety także potrafią sobie w ten sposób tłumaczyć męskie zachowania.
- "On to ma takie żarciki", "Cały czas mnie podrywa", "Jak jest pijany, to lepiej z nim nie rozmawiać" - myślą, a my zmieszani pozwalamy na to. Mówię tu też o mężczyznach, świadkach sytuacji, które nie powinny się w ogóle wydarzyć. Kobiety muszą wyraźnie określać granice, a faceci częściej pytać siebie: "Czy chciałbym, żeby ktoś zachowywał się tak wobec mojej żony, siostry, matki?" - mówi Piotr.
Dziennikarz porusza też aspekt prawny molestowania, wymienia niepozorne zachowania, które nierzadko bywają już agresją. Zgodzi się chyba każda kobieta.
- Dwuznaczne spojrzenie, oblizanie warg, gwizdanie z rusztowania, bawienie się czyimiś emocjami, słowa, które pozbawione kontekstu, mogłyby uchodzić za wyznanie uczuć, a żenują, dotknięcie czyjegoś policzka, wysłanie jednego maila za dużo - punktuje. - Do niedawna w naszym kraju nie istniało nawet pojęcie stalkingu, a karać za chociażby natarczywe wysyłanie SMS-ów można dopiero od roku 2011. Z molestowaniem będzie podobnie, w końcu zdefiniuje się je w prawie karnym. Już teraz jednak trzeba dać wszystkim mężczyznom podstawową wiedzę, czego robić nie wolno.
Ci, którzy przemówili
Faceci przemówili. Nie od razu, bo pierwsza ruszyła lawina kobiecych wyznań. To panie zareagowały jako pierwsze, gdy świat obiegła afera z udziałem Harveya Weinsteina, znanego producenta z Hollywood, który miał molestować setki kobiet. Wśród jego ofiar znalazły się najgorętsze nazwiska show-biznesu: Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow, Lupita Nyong’o, Cara Delevingne. Solidaryzując się z nimi, tysiące kobiet z całego świata postanowiło opowiedzieć swoje mniej lub bardziej dramatyczne historie.
Po tygodniach internetowych zwierzeń, intymnych coming out’ów i ponad stu milionach postów, odpowiedzieć postanowili ci, o których piszą kobiety pod hashtagiem #metoo. I tu niespodzianka (?). Nie są to straszni, anonimowi gwałciciele bez twarzy, którzy napadają pod osłoną nocy. Nie są to nawet ci, którzy łapią za pośladki albo szepczą nieprzyzwoite propozycje w komunikacji miejskiej, czego doświadczyła i niedawno opisała jedna z dziennikarek WP Kobieta. Ci nigdy nie przemówią. Przemówili za to ci, którym odsiadka za kratami nie grozi. Którzy, co więcej, być może aż do teraz nie zdawali sobie sprawy, że to właśnie oni są "bohaterami" historii wielu kobiet.
Doceńmy ich
- Oczywiście, że obawiam się reakcji na ten felieton - odpowiada Piotr na moje pytanie. - Jak na razie jednak większość koleżanek mówi mi, że to dobry i ważny tekst. Po publikacji odzywają się do mnie także mężczyźni, którzy przypominają, że ich wrażliwość również bywa wystawiona na próbę. Jednak kiedy oni alarmują, są po prostu wyśmiewni, nie przepraszani. Polacy w ogóle z przepraszaniem mają problem. Uważamy, że jesteśmy szarmanccy, całujemy w rękę, czcimy matkę, staramy się ustępować miejsca w kolejce. Z drugiej strony chcemy być macho i wierzymy w to, że kobiety lubią drani - wyjaśnia dziennikarz.
Posty tysięcy kobiet wskazują, że nie tędy droga. To właśnie macho czy też dranie (może na co dzień uprzejmi i całujący w rękę) najczęściej są bohaterami kobiecych historii. Jeśli do ich brawury doda się jeszcze alkohol albo ośmielenie asystą dopingujących kolegów - dramat gotowy. Trudno dyskutować z odczuciami tysięcy kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej. Ich relacje jeżą głos na głowie, a w dobie tysięcy postów łatwo o stereotypizację i nagonkę na całą męską populację.
To błędna droga, bo głos posłańców #IDidit, który rozbrzmiewa w sieci coraz głośniejszym echem, trzeba docenić. Jest to w końcu głos facetów, którzy zrozumieli, przyznali się i przeprosili. W stosunku do liczby przedstawicielek #MeToo, jest ich zaledwie garstka. Szkoda, bo pewnie, gdyby istniał i zmuszał do zwierzeń, hashtag #IDontCare, zebrałby miliony zwolenników. Ktoś jednak musiałby najpierw zadbać o jego stworzenie.
A jeśli ktoś uważa internetowe hashtagi za głupotę, zbędny ekshibicjonizm czy niepoparte dowodami gadanie - w porządku. Za przeciwwagę niech posłuży przykład dziennikarza z Gdańska: "Wszyscy mamy instynkty, ale mamy też rozum" - pisze Piotr. "Przyznam, że dzisiaj dwa razy ugryzłem się w język, a przy tym zacząłem się zastanawiać, czy jestem winny przeprosin. I jestem. Przepraszam #IDidit".