Przeprowadziła się na Majorkę. "Polscy turyści są tu lubiani"

- Mieszkańcy protestują przeciwko masowej turystyce. Myślę, że do głosu doszło pokolenie, które odważniej wyraża swoje poglądy. Poza tym, nie pamięta czasów, kiedy była tu bieda, ludzie żyli głównie z rolnictwa, a dzięki turystom wyspa odżyła – mówi Ewa Zapart, która mieszka na Majorce.

Ewa Zapała mieszka na Majorce
Ewa Zapała mieszka na Majorce
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

28.06.2024 06:00

Kiedy Ewa Zapart siada na tarasie, spogląda na góry oraz pomarańcze i cytryny rosnące w jej ogrodzie. Czuje ich intensywny zapach. I cieszy się, że ma tu, na Majorce, swój prywatny kawałek raju. Wielu Polaków marzy, by mieszkać w takim miejscu, z egzotyczną roślinnością, słońcem, morzem.

- Majorka nie jest jednak wyspą łatwą do życia. Tu wielu ludzi żyje z turystyki, trudno więc o całoroczną pracę. Wynajem mieszkań jest bardzo drogi, bo latem ceny szybują w górę. Ceny wielu produktów też są wyższe, ponieważ transport produktów na wyspę więcej kosztuje. No i tu językiem urzędowym jest kataloński, dzieci używają go w szkołach - mówi Ewa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jej na początku także było trudno. Była młoda, przyzwyczajona do życia w dużym mieście, a zamieszkała na wsi, skąd pochodzi jej mąż.

- Żeby chociaż przez chwilę pooddychać miastem, pobyć z ludźmi, jeździłam co kilka dni do Palma de Mallorcam, stolicy wyspy. Ale najtrudniejsza była dla mnie tęsknota. Kiedyś usłyszałam takie zdanie, że z nostalgią za ojczyzną jest jak z nałogiem. Jeśli wytrwamy pięć lat, dalej będzie z górki. W moim przypadku to się sprawdziło.

Wakacyjny flirt przerodził się w miłość

Od dziecka uczyła się języków. Po maturze poszła na iberystykę. Była na kursie językowym w Maladze, potem studiowała w Salamance. - Po powrocie do Polski prowadziłam kursy hiszpańskiego, a z czasem zatęskniłam za Hiszpanią. Poszłam do dużego biura podróży zapytać o pracę. Wysłano mnie na Majorkę – przyznaje.

Kiedy wylądowała, wrażanie zrobiło na niej lotnisko. Olbrzymie! Na wyspę, na której mieszka 900 tys. mieszkańców, co roku w sezonie przylatuje bowiem aż 15 mln turystów. Hotele, które mijała po drodze, nie wyglądały zachęcająco.

Poszła do baru, nikt nie mówił po hiszpańsku, a po katalońsku, którego nie znała. Była załamana. Ale gdy pojechała w głąb lądu, stwierdziła, że nie zna piękniejszego miejsca na ziemi. Żałowała, że sezon tak szybko minął. Wtedy z jej szefem skontaktował się przedstawiciel fabryki produkującej buty. Szukał osoby znającej język polski.

- Okazało się, że ta firma chce otworzyć fabrykę podeszw w Polsce. Miałam zostać cztery tygodnie, zobaczyć, jak wygląda proces produkcji, pakowanie, dystrybucja, marketing i potem pomóc z rozruszaniem zakładu w Polsce – wspomina.

Firma wynajęła jej mieszkanie u jednego z pracowników, Lordiego, zatrudnionego wówczas jako designer i modelista. Był dość nieśmiały, więc za dużo z Ewą nie rozmawiali. Przed wyjazdem zaproponował obiad u rodziców. Pokazał zdjęcia, odprowadził po domu i zaprosił na imprezę.

Ewa założyła rodzinę na Majorce
Ewa założyła rodzinę na Majorce© Archiwum prywatne

- Coś pomiędzy nami zaiskrzyło, ale uważałam, że to tylko wakacyjny flirt. Jednak kiedy wróciłam do Polski, pisaliśmy do siebie, dzwoniliśmy, kursowaliśmy w tę i z powrotem. Po dwóch latach zdecydowaliśmy, że chcemy być razem i przeprowadzę się na Majorkę. Byłam otwarta na zmiany, znałam języki. Zdawałam sobie jednak sprawę, że nie będzie łatwo. Byłam bardzo związana z rodziną. Poza tym już zdążyłam pomieszkać na wyspie poza sezonem, kiedy pada deszcz i Majorka usypia – przyznaje.

Przez pięć lat umierała z tęsknoty

- Z początku pracowałam jako tłumaczka. Potem urodziłam Jordiego (w Hiszpanii pierwsi w rodzinie chłopcy przejmują imiona po ojcach). Zajęłam się jego wychowaniem, z czasem zatrudniłam się do pomocy starszym osobom, które wyjeżdżają za granicę, a w końcu nawiązałam współpracę z biurem podróży jako rezydentka – mówi.

Ewa zamieszkała na Majorce na stałe
Ewa zamieszkała na Majorce na stałe© Archiwum prywatne

Pracuje w nim do dziś. Ma więc bardzo intensywne pół roku, a potem może poświęcić czas rodzinie, dzieciom, bo siedem lat temu urodziła jeszcze Julkę. Niedawno jej mąż założył też restaurację z tradycyjnym katalońskim jedzeniem. Pomaga mu w jej prowadzeniu.

- Po przeprowadzce bardzo brakowało mi Polski i bliskich. Za każdym razem, kiedy przylatywałam do kraju, miałam łzy w oczach, ale z czasem się przyzwyczaiłam i zrozumiałam, że tam jest dom, gdzie mąż, dzieci. Doceniłam też sposób życia, system wartości mieszkańców Majorki. W Polsce jest większy pęd, ludzie ciężko pracują, by kupić nowy samochód, czy inne rzeczy, pojechać na wakacje. W wolnym czasie wydaje się pieniądze na kino, kafejki, zakupy.

Ludzie spotykają się z rodziną, przyjaciółmi w weekendy. W ciągu tygodnia nie ma na to czasu, ze względu na sjestę pracuje się do godziny 19, dzieci kończą lekcje do 17, ale potem jeszcze mają jakieś zajęcia dodatkowe.

- Ale wieczorem wychodzi się na spacer, zawsze się kogoś spotka, pogada. Panie w dojrzałym wieku chodzą z kijkami, panowie wieczorem idą do baru, grają w karty lub domino – jest tu popularne. Nie ma szpanerstwa, blichtru. Nawet bardzo zamożni ludzie nie mają potrzeby pokazania się w nowym samochodzie, wielu ma stare – mówi Ewa.

Dzieci w szkole mają zajęcia z empatii

Jej dzieci chodzą do półprywatnych szkół. Mają w niej m.in. zajęcia z empatii. U Julki w klasie dzieci rysowały ostatnio kółka na podłodze, potem miały stanąć w kółku kolegi czy koleżanki i wyobrazić sobie, że są tą osobą. Takie zajęcia uwrażliwiają je na innych.

- Mieszkańcy Majorki są tacy, że jak już kogoś zaakceptują, oddają mu serce. Przekonałam się o tym, kiedy ponad dwa lata temu córeczka zachorowała na ostrą białaczkę limfoblastyczną. Przez wiele miesięcy byłam z nią w szpitalu, w izolacji. Ludzie bardzo nas wspierali. Codziennie przynosili ciepły obiad mojemu mężowi i synowi. Przekazywali prezenty Julce, bo to był czas pandemii i nie miałam jej nawet gdzie kupić zabawek, bo sklepy były zamknięte – opowiada Ewa.

Ewa doświadczyła dużo dobrego ze strony mieszkańców
Ewa doświadczyła dużo dobrego ze strony mieszkańców© Archiwum prywatne

Kiedy jej córeczka wyszła ze szpitala, była opuchnięta od sterydów, łysa po chemioterapii, ale nikt jej nie dokuczał. Dzieci się z nią bawiły i nie śmiały się, że wygląda inaczej. Gdy wróciła do szkoły, nauczyciel pisał SMS-y do Ewy, żeby ją poinformować, jak się Julka czuje, czy zjadła, wzięła leki, bo wiedział, że mama się martwi. Na szczęście, dziewczynka ma już dobre wyniki, życie rodziny wróciło do normy, Ewa do pracy.

- Mieszkańcy Majorki od jakichś trzech lat protestują przeciwko masowej turystyce. Uważają, że wyspa jest zbyt eksploatowana przez turystów. Mieszkam tu od kilkunastu lat i nie zauważyłam, żeby coś się zmieniło na gorsze przez turystykę. Myślę, że po prostu do głosu doszło pokolenie, które odważniej wyraża swoje poglądy. Poza tym nie pamięta czasów, kiedy była tu bieda, Majorka była rolniczą wyspą, a dzięki turystom odżyła. Mój 17-letni syn pisze pracę licencjacką na ten temat i z jego wyliczeń wynika, że 80 proc. mieszkańców w sposób bezpośredni lub pośredni żyje z turystyki – mówi Ewa.

Polacy są tu bardzo lubiani

Chętnie tu wypoczywają także Polacy i są lubiani. - Są mili, grzeczni, nie urządzają burd, zostawiają porządek w pokojach. Chcą poznawać nowe miejsca, zobaczyć, zwiedzać zadają dużo pytań podczas wycieczek. A mimo to mają kompleksy w stosunku do innych narodów, np. jeśli ktoś dostanie pokój, z którego nie jest zadowolony, uważa, że to dlatego, że jest Polakiem, a nie Niemcem czy Francuzem, co jest nieprawdą – zapewnia Ewa.

Niektórzy Polacy przeprowadzają się na Majorkę na stałe. Nie jest ich jednak za dużo. Ewa utrzymuje kontakty z dwiema Polkami.

Ewa Zapart zakochała się w przyrodzie wyspy
Ewa Zapart zakochała się w przyrodzie wyspy© Archiwum prywatne

Czy jest zadowolona, że tu mieszka? - Majorka jest przepiękna, bardzo zróżnicowana, są tu plaże, wakacyjne atrakcje, ale i góry Sierra de Traumontana, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Uwielbiam zielone tereny w górach, gaje pomarańczowe. Małe, urokliwe miasteczka z wąskimi uliczkami, kościółkami wyglądają tak, jakby czas w nich się zatrzymał – mówi.

Europejczykom może natomiast brakować wielu produktów, do których są przyzwyczajeni, choćby płatków śniadaniowych. Tu nie ma bowiem wielu sieciowych sklepów, jakie można spotkać w Europie. Trzeba się też przyzwyczaić do tego, że tutejszym mieszkańcom się nie spieszy, nie są zbyt punktualni, ani tak konkretni, jak Polacy.

- Ich filozofią życia jest mañana – życie na luzie, bez nerwów, z nastawieniem, że życie przyniesie rozwiązanie. Zdążyłam się już tego nauczyć i jest mi z tym dobrze – dodaje Ewa.

Edyta Urbaniak dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
Zobacz także
Komentarze (62)