GwiazdyPrzyjaźń w show-biznesie jest możliwa. Joanna Osyda i Agnieszka Sienkiewicz nie zabiją się o rolę

Przyjaźń w show-biznesie jest możliwa. Joanna Osyda i Agnieszka Sienkiewicz nie zabiją się o rolę

Przyjaźń w show-biznesie jest możliwa. Joanna Osyda i Agnieszka Sienkiewicz nie zabiją się o rolę
Źródło zdjęć: © WP.PL
Karolina Błaszkiewicz
27.06.2018 11:18, aktualizacja: 27.06.2018 13:51

Mówi się, że show-biznes nie sprzyja nawiązywaniu głębokich relacji. Zwłaszcza między kobietami. Joanna Osyda i Agnieszka Sienkiewicz, które poznały się na planie "M jak Miłość", stanowczo temu zaprzeczają. Nam opowiadają, po co kobiecie przyjaciółka i czy one ze sobą walczyłyby o tę samą rolę.

Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Pamiętacie ostatnią wiadomość, jaką sobie nawzajem wysłałyście?

Agnieszka Sienkiewicz: Asia jest pomocnikiem w moim biznesie, więc wiadomości brzmią zazwyczaj: Czy zamawiamy to czy to? Czy robimy warsztaty z tego? [Aktorki wspólnie prowadzą sklep z akcesoriami dziecięcymi i miejsce warsztatów w Łodzi - Esy Floresy - przyp. red.]

Joanna Osyda: Rozmawiamy ze sobą bardzo skrótowo. Mamy dużo rzeczy do omówienia. Każda z nas żyje w biegu, ale chyba nie ma dnia, żebyśmy czegoś nie wymieniły między sobą.

Pamiętacie jak się poznałyście?

JO: To był chyba pierwszy wspólny dzień na planie "M jak Miłość”. Grałyśmy rywalki.

AS: Prywatnie od razu się polubiłyśmy. Zaskoczyło, gdy miałyśmy pewną scenę nad jeziorem. Ja byłam w jakiejś sukieneczce, a Aśka siedziała w kostiumie kąpielowym. Nienawidziłam jej za ten brzuch - był taki płaski, piękny.

JO: Też pamiętam tę scenę, bo bardzo nie chciałyśmy się rozbierać. Był październik, za to scena bardzo wakacyjna.

AS: Wtedy chyba pierwszy raz rozmawiałyśmy, siedząc na pomoście. Ja przynajmniej tak to pamiętam.

Aktorki i przyjaciółki? To jakiś oksymoron.

JO: Ale zaprzyjaźnić się z kimś na planie, to też nie jest takie oczywiste. My, aktorzy, często się mijamy, jesteśmy w biegu, skupieni na pracy i zwykle po niej lecimy do innych zadań, obowiązków. To nie są sprzyjające warunki do tego, aby się komuś zwierzać albo bardzo szczerze rozmawiać. I nikt tego nie wymaga. Można być po prostu uprzejmym i powiedzieć: Dzień dobry, dziękuję i do widzenia. Więc to rzeczywiście wyjątkowe, że nam się to przydarzyło, gdy w dodatku grałyśmy rywalki.

Co sprawiło, że się zatrzymałyście przy sobie?

JO: Myślę, że to są rzeczy międzyludzkie, które po prostu gdzieś wiszą w powietrzu. Nasze temperamenty i osobowości się zgrały. My z Agnieszką jesteśmy bardzo różne, ale nie mamy w ogóle konfliktów. Możemy wymieniać się doświadczeniami, spostrzeżeniami. To bardzo wzbogacające, jeśli ma się kontakt z osobą o zupełnie innych pomysłach czy temperamencie.

AS: Myślę, że to jest trochę jak w związku. Jest chemia. W przyjaźni też ją znajdziesz. Robisz pstryk i mówisz: Tak. Ja się rzadko otwieram na ludzi z pracy, mam ograniczone grono znajomych. To, co się między nami wydarzyło, można więc nazwać chemią. Zaiskrzyło. Zechciałyśmy spędzać ze sobą więcej czasu i poznać się lepiej. Chociaż jesteśmy kompletnie różne.

JO: Aga jest bardzo intensywną osobą i to jest super. Fajnie, że można się tym trochę zarazić.

AZ: Asia za to daje mi spokój, którego mi bardzo brakuje. Zawsze kojarzyła mi się z Audrey Hepburn. Asia to wyciszenie.

Przejmujecie od siebie cechy jak prawdziwe partnerki.

AZ: Funkcjonujemy jak dobry związek.

JO: Tak! Każdy dzień zaczynamy od komplementów. Zawsze mam tak z Agnieszką, że nie mogę się na nią napatrzeć.

AZ: Ja mam to samo z Aśką (śmiech). Asia ma w sobie coś takiego wizualnie, co ja bym chciała mieć. Obdarłabym ją ze skóry i wzięła dla siebie. I to działa w dwie strony.

Nigdy się nie kłócicie?

AZ: Nie.

JO: Absolutnie nie. Ciągle mamy dla siebie mało czasu. Nie chodzi tylko o to, żeby zadzwonić i pogadać o biznesie, ale o to by po prostu pobyć ze sobą.

AZ: Ja mam dosyć podzielone życie. Pracuję w Warszawie a mieszkam w Łodzi. Przeprowadziłam się tam za mężem. Łódź była dla mnie trudna do oswojenia i Asia bardzo mi wtedy pomogła, też jako łodzianka. Dzięki niej znalazłam tam swój punkt odniesienia.

A po co w ogóle dorosłej kobiecie przyjaciółka?

AZ: W ciągu ostatnich miesięcy miałyśmy wiele intensywnych rozmów dotyczących naszych zakrętów w życiu osobistym. Choć często sobie słodzimy, nie boimy się też powiedzieć sobie prawdy w oczy. Potrafimy być dla siebie krytyczne, przy czym żadna z nas się nie obraża.

JO: Dziś trudno o przyjaźń, ale jeszcze trudniej jest bez przyjaźni.

Jestem jedynaczką. Przyjaciel zastępuje mi rodzeństwo, którego nie mam. Potrzebuję komuś ufać i czuć, że ktoś ufa mnie. Lubię się czuć potrzebna.

Dla mnie przyjaźń to jedna z najsilniejszych relacji, jakie istnieją w życiu. Wszystkie moje związki trwają krócej niż moje przyjaźnie. To silne i dobre relacje, ale też wymagające. Oczywiście, można nie mieć czasu, albo mieć go mało, ale kiedy przyjaciel mówi mi: Potrzebuję cię teraz, to robię wszystko, żeby przy nim być.

AZ: Zawsze gdy byłam przemęczona, wkurzona, Asia przy mnie była. Mówiła: Chodź na jogę i medytację (śmiech). A tak serio, też sobie nie wyobrażam życia bez przyjaźni, chociaż w domu była nas trójka. Mam jednak wąskie grono przyjaciół i nie jest mi łatwo dopuścić kogoś do siebie. A przyjaźń cenię za prawdę.

Potrafiłybyście odstąpić sobie wzajemnie rolę?

JO: (śmiech) Myślę, że to właśnie zazdrość w tym zawodzie uniemożliwia przyjaźń. Ale przecież każda z nas jest inna, ma inną osobowość, inny sposób pracy i aktorstwa. Poza tym my nie rozdajemy ról, więc nie ma o czym mówić.

AZ: Przypuszczam, że gdyby była taka potrzeba, równo byśmy walczyły, ale nie tak, że jedna wyrwałaby włosy drugiej. Wykonujemy jednak ten sam zawód, chociaż trochę inaczej jesteśmy obsadzane i postrzegane.

Mówicie o wsparciu. Ostatnio tego kobiecego wsparcia jest dużo, wszędzie. A jakie są ciemne strony relacji kobieta-kobieta w polskim show-biznesie?

AZ: Największe kopniaki dostałam od kobiet. Od nich też popłynęło w moją stronę najwięcej przykrości, krytyki, także tej internetowej. To one ci powiedzą, że masz grubą dupę, wyglądasz jak koń. My kobiety naprawdę jesteśmy dla siebie przesadnie złośliwe i krytyczne.

Obraz
© WP.PL

Kreujecie się jakoś?

AZ: No właśnie chodzi o to, żeby się nie kreować. Przynajmniej w tych prywatnych klimatach. Bo zawodowo to jasne, że się kreujemy. I łatwo się w tym zatracić. Ja sama w pewnym momencie zaczęłam nawet śniadanie układać pod Instagram. Dziś już wiem, że nie wolno pozwolić sobie wchodzić w social media tak głęboko. Ale był taki czas, kiedy przejmowałam się i zastanawiałam, jak będę odebrana przez internautów.

Jest jeszcze problem internetowej presji, odczuwam ją zwłaszcza jako matka. Tzw. fit-mamy i masa publicznych osób przekonuje, że po ciąży masz od razu zabrać się do ćwiczeń i szybko wrócić do formy. A może ja nie chcę? Może chcę tym wielkim cycem karmić jak najdłużej, i wolę to niż biegać na trening.

JO: Ta presja ma wiele form, stykamy się z nią też na przykład podczas pracy nad zdjęciem. Edytorzy często poprawiają je nawet wbrew naszej woli. Ile razy powtarzam "halo, mój nos tak nie wygląda".

AZ: Autoryzujemy zdjęcie, które trafia potem do agencji fotograficznej. To ona potem wysyła je do prasy. A potem się okazuje, że jak już ktoś to zdjęcie wykorzysta, masz na nim inny kolor włosów, inną sukienkę, dodatkowego pieprzyka na twarzy. Nie mamy na to wpływu.

A potem kobiety patrzą na was i myślą: „Nigdy nie będę taka ładna”.

JO: Codzienność jest zupełnie inna. Czasem, jak się na to spojrzy z boku, wygląda to nawet zabawnie. W ciągu dnia aktorki biegają od rana, pęd na plan, potem pęd na planie, korki, logistyka bieżących wydarzeń a prosto z pracy na jakąś obowiązkową imprezę, na którą szpilki wkłada się w taksówce. Bo nie ma czasu wpaść do domu. Taka jest często nasza rzeczywistość.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (4)
Zobacz także