Przyjaźń w show-biznesie jest możliwa. Joanna Osyda i Agnieszka Sienkiewicz nie zabiją się o rolę
Mówi się, że show-biznes nie sprzyja nawiązywaniu głębokich relacji. Zwłaszcza między kobietami. Joanna Osyda i Agnieszka Sienkiewicz, które poznały się na planie "M jak Miłość", stanowczo temu zaprzeczają. Nam opowiadają, po co kobiecie przyjaciółka i czy one ze sobą walczyłyby o tę samą rolę.
Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Pamiętacie ostatnią wiadomość, jaką sobie nawzajem wysłałyście?
Agnieszka Sienkiewicz: Asia jest pomocnikiem w moim biznesie, więc wiadomości brzmią zazwyczaj: Czy zamawiamy to czy to? Czy robimy warsztaty z tego? [Aktorki wspólnie prowadzą sklep z akcesoriami dziecięcymi i miejsce warsztatów w Łodzi - Esy Floresy - przyp. red.]
Joanna Osyda: Rozmawiamy ze sobą bardzo skrótowo. Mamy dużo rzeczy do omówienia. Każda z nas żyje w biegu, ale chyba nie ma dnia, żebyśmy czegoś nie wymieniły między sobą.
Pamiętacie jak się poznałyście?
JO: To był chyba pierwszy wspólny dzień na planie "M jak Miłość”. Grałyśmy rywalki.
AS: Prywatnie od razu się polubiłyśmy. Zaskoczyło, gdy miałyśmy pewną scenę nad jeziorem. Ja byłam w jakiejś sukieneczce, a Aśka siedziała w kostiumie kąpielowym. Nienawidziłam jej za ten brzuch - był taki płaski, piękny.
JO: Też pamiętam tę scenę, bo bardzo nie chciałyśmy się rozbierać. Był październik, za to scena bardzo wakacyjna.
AS: Wtedy chyba pierwszy raz rozmawiałyśmy, siedząc na pomoście. Ja przynajmniej tak to pamiętam.
Aktorki i przyjaciółki? To jakiś oksymoron.
JO: Ale zaprzyjaźnić się z kimś na planie, to też nie jest takie oczywiste. My, aktorzy, często się mijamy, jesteśmy w biegu, skupieni na pracy i zwykle po niej lecimy do innych zadań, obowiązków. To nie są sprzyjające warunki do tego, aby się komuś zwierzać albo bardzo szczerze rozmawiać. I nikt tego nie wymaga. Można być po prostu uprzejmym i powiedzieć: Dzień dobry, dziękuję i do widzenia. Więc to rzeczywiście wyjątkowe, że nam się to przydarzyło, gdy w dodatku grałyśmy rywalki.
Co sprawiło, że się zatrzymałyście przy sobie?
JO: Myślę, że to są rzeczy międzyludzkie, które po prostu gdzieś wiszą w powietrzu. Nasze temperamenty i osobowości się zgrały. My z Agnieszką jesteśmy bardzo różne, ale nie mamy w ogóle konfliktów. Możemy wymieniać się doświadczeniami, spostrzeżeniami. To bardzo wzbogacające, jeśli ma się kontakt z osobą o zupełnie innych pomysłach czy temperamencie.
AS: Myślę, że to jest trochę jak w związku. Jest chemia. W przyjaźni też ją znajdziesz. Robisz pstryk i mówisz: Tak. Ja się rzadko otwieram na ludzi z pracy, mam ograniczone grono znajomych. To, co się między nami wydarzyło, można więc nazwać chemią. Zaiskrzyło. Zechciałyśmy spędzać ze sobą więcej czasu i poznać się lepiej. Chociaż jesteśmy kompletnie różne.
JO: Aga jest bardzo intensywną osobą i to jest super. Fajnie, że można się tym trochę zarazić.
AZ: Asia za to daje mi spokój, którego mi bardzo brakuje. Zawsze kojarzyła mi się z Audrey Hepburn. Asia to wyciszenie.
Przejmujecie od siebie cechy jak prawdziwe partnerki.
AZ: Funkcjonujemy jak dobry związek.
JO: Tak! Każdy dzień zaczynamy od komplementów. Zawsze mam tak z Agnieszką, że nie mogę się na nią napatrzeć.
AZ: Ja mam to samo z Aśką (śmiech). Asia ma w sobie coś takiego wizualnie, co ja bym chciała mieć. Obdarłabym ją ze skóry i wzięła dla siebie. I to działa w dwie strony.
Nigdy się nie kłócicie?
AZ: Nie.
JO: Absolutnie nie. Ciągle mamy dla siebie mało czasu. Nie chodzi tylko o to, żeby zadzwonić i pogadać o biznesie, ale o to by po prostu pobyć ze sobą.
AZ: Ja mam dosyć podzielone życie. Pracuję w Warszawie a mieszkam w Łodzi. Przeprowadziłam się tam za mężem. Łódź była dla mnie trudna do oswojenia i Asia bardzo mi wtedy pomogła, też jako łodzianka. Dzięki niej znalazłam tam swój punkt odniesienia.
A po co w ogóle dorosłej kobiecie przyjaciółka?
AZ: W ciągu ostatnich miesięcy miałyśmy wiele intensywnych rozmów dotyczących naszych zakrętów w życiu osobistym. Choć często sobie słodzimy, nie boimy się też powiedzieć sobie prawdy w oczy. Potrafimy być dla siebie krytyczne, przy czym żadna z nas się nie obraża.
JO: Dziś trudno o przyjaźń, ale jeszcze trudniej jest bez przyjaźni.
Jestem jedynaczką. Przyjaciel zastępuje mi rodzeństwo, którego nie mam. Potrzebuję komuś ufać i czuć, że ktoś ufa mnie. Lubię się czuć potrzebna.
Dla mnie przyjaźń to jedna z najsilniejszych relacji, jakie istnieją w życiu. Wszystkie moje związki trwają krócej niż moje przyjaźnie. To silne i dobre relacje, ale też wymagające. Oczywiście, można nie mieć czasu, albo mieć go mało, ale kiedy przyjaciel mówi mi: Potrzebuję cię teraz, to robię wszystko, żeby przy nim być.
AZ: Zawsze gdy byłam przemęczona, wkurzona, Asia przy mnie była. Mówiła: Chodź na jogę i medytację (śmiech). A tak serio, też sobie nie wyobrażam życia bez przyjaźni, chociaż w domu była nas trójka. Mam jednak wąskie grono przyjaciół i nie jest mi łatwo dopuścić kogoś do siebie. A przyjaźń cenię za prawdę.
Potrafiłybyście odstąpić sobie wzajemnie rolę?
JO: (śmiech) Myślę, że to właśnie zazdrość w tym zawodzie uniemożliwia przyjaźń. Ale przecież każda z nas jest inna, ma inną osobowość, inny sposób pracy i aktorstwa. Poza tym my nie rozdajemy ról, więc nie ma o czym mówić.
AZ: Przypuszczam, że gdyby była taka potrzeba, równo byśmy walczyły, ale nie tak, że jedna wyrwałaby włosy drugiej. Wykonujemy jednak ten sam zawód, chociaż trochę inaczej jesteśmy obsadzane i postrzegane.
Mówicie o wsparciu. Ostatnio tego kobiecego wsparcia jest dużo, wszędzie. A jakie są ciemne strony relacji kobieta-kobieta w polskim show-biznesie?
AZ: Największe kopniaki dostałam od kobiet. Od nich też popłynęło w moją stronę najwięcej przykrości, krytyki, także tej internetowej. To one ci powiedzą, że masz grubą dupę, wyglądasz jak koń. My kobiety naprawdę jesteśmy dla siebie przesadnie złośliwe i krytyczne.
Kreujecie się jakoś?
AZ: No właśnie chodzi o to, żeby się nie kreować. Przynajmniej w tych prywatnych klimatach. Bo zawodowo to jasne, że się kreujemy. I łatwo się w tym zatracić. Ja sama w pewnym momencie zaczęłam nawet śniadanie układać pod Instagram. Dziś już wiem, że nie wolno pozwolić sobie wchodzić w social media tak głęboko. Ale był taki czas, kiedy przejmowałam się i zastanawiałam, jak będę odebrana przez internautów.
Jest jeszcze problem internetowej presji, odczuwam ją zwłaszcza jako matka. Tzw. fit-mamy i masa publicznych osób przekonuje, że po ciąży masz od razu zabrać się do ćwiczeń i szybko wrócić do formy. A może ja nie chcę? Może chcę tym wielkim cycem karmić jak najdłużej, i wolę to niż biegać na trening.
JO: Ta presja ma wiele form, stykamy się z nią też na przykład podczas pracy nad zdjęciem. Edytorzy często poprawiają je nawet wbrew naszej woli. Ile razy powtarzam "halo, mój nos tak nie wygląda".
AZ: Autoryzujemy zdjęcie, które trafia potem do agencji fotograficznej. To ona potem wysyła je do prasy. A potem się okazuje, że jak już ktoś to zdjęcie wykorzysta, masz na nim inny kolor włosów, inną sukienkę, dodatkowego pieprzyka na twarzy. Nie mamy na to wpływu.
A potem kobiety patrzą na was i myślą: „Nigdy nie będę taka ładna”.
JO: Codzienność jest zupełnie inna. Czasem, jak się na to spojrzy z boku, wygląda to nawet zabawnie. W ciągu dnia aktorki biegają od rana, pęd na plan, potem pęd na planie, korki, logistyka bieżących wydarzeń a prosto z pracy na jakąś obowiązkową imprezę, na którą szpilki wkłada się w taksówce. Bo nie ma czasu wpaść do domu. Taka jest często nasza rzeczywistość.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl