Putin odkrył, że w Rosji jest młodzież. I bardzo się zdziwił© East News

Putin odkrył, że w Rosji jest młodzież. I bardzo się zdziwił

Cios w głowę, gaz, kajdanki, więźniarka – obsługa dorosłych jest prosta niczym policyjna pałka. Co jednak zrobić z nastolatkami, których bronią jest TikTok, a pociskami fotki "dziada z bunkra"? Niepostrzeżenie dla Kremla Putinowi wyrosła armia młodych wrogów.

Młodzi aktywiści z Komsomołu, wspierający komunistów rządzących krajem, to dla nich prehistoria. Nie pamiętają rozpadu ZSRR i biedy z końca XX wieku. Nawet boom gospodarczy za pierwszych rządów Putina znają jedynie z książek.

I choć młodzi Rosjanie polityką niespecjalnie się interesują, to nie są obojętni na niesprawiedliwość i ograniczanie ich wolności.

Przekaz: nie można bezkarnie protestować

Historia tak krótka, jak filmik na TikToku.

17 stycznia 2021 do Rosji wraca Aleksiej Nawalny, który przez 5-miesięcy walczył w Niemczech o życie po próbie otrucia "nowiczokiem". Tropy prowadzą na Kreml.

Wróg i krytyk Putina zostaje aresztowany, gdy tylko wejdzie na terytorium kraju.

23 stycznia w kilkudziesięciu rosyjskich miastach dochodzi do protestów w obronie opozycjonisty.

2 lutego sąd odwiesza Nawalnemu stary wyrok w sprawie, która skończyła się dla państwa rosyjskiego przegraną przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Czekają go 2 lata i 8 miesięcy w kolonii karnej.

Tylko w ciągu dwóch tygodni poprzedzających wyrok policja zatrzymuje 10 tys. protestujących. Setki, jeśli nie tysiące ludzi, zostają pobite. Władza wytacza im procesy karne.

Nie sposób oszacować, jak liczne były protesty. Niezależne rosyjskie media i organizacje społecznościowe nie podały szacunków - reżim zagroził dotkliwymi karami finansowymi za publikacje "zawyżonych danych o protestach". Z kolei oficjalne dane są tak zaniżone, że w żaden sposób nie odzwierciedlają siły protestów.

Obraz
© East News | Dmitri Lovetsky

Pewne jest tylko jedno - po raz pierwszy od 20 lat na ulice wyprowadzono tak ogromną liczbę policjantów, którzy traktowali ludzi w tak brutalny sposób. W centrum Moskwy zamknięto siedem stacji metra, zmieniono trasy transportu publicznego. Pozamykano kawiarnie i sklepy, a na całej trasie marszu ustawiono płoty. Miasto wyglądało jak podczas stanu wojennego. Policjanci, bez względu na wiek i płeć protestujących, okładali ich pałkami, używali gazu łzawiącego lub paralizatorów, a następnie wpychali do radiowozów.

- Ta brutalna przemoc była sygnałem dla społeczeństwa, że nie można sobie tak po prostu bezkarnie protestować – uważa Tatiana Stanowaja, politolożka, założycielka think tanku R.Politik.

Dotyczy to wszystkich, również dzieci, które nie wyszły na ulice protestować, ale upust emocjom dały w sieciach społecznościowych.

Bunt na TikToku

Już 18 stycznia, dzień po aresztowaniu Nawalnego, jego Fundacja Walki z Korupcją (FBK) opublikowała na YouTube film o "największej kradzieży w historii Rosji".

Dokument pokazuje rezydencję Władimira Putina położoną niedaleko Gelendżyku nad Morzem Czarnym. Główny budynek to 17,6 tys. metrów kwadratowych udekorowanych z bizantyjskim przepychem. Spa to oczywistość, ale jest też kasyno, prywatna cerkiew, podziemne boisko do hokeja i wreszcie 16-piętrowy bunkier. Szacuje się, że wartość pałacu to 1,2 mld dolarów.

W ciągu dwóch tygodni film o "pałacu Putina" odtworzono 110 mln razy. Sama historia zaczęła jednak żyć swoim własnym życiem w mediach społecznościowych. Co rusz w sieci pojawiały się kolejne prześmiewcze teledyski. Pod zdjęcia z pałacu podkładano rapowane kawałki o bezprawiu i niesprawiedliwości w Rosji. Motywem przewodnim była absurdalna aquadyskoteka - tak na planach pałacu nazwano jedno z pomieszczeń. Przypuszcza się, że to basen z fontanną multimedialną oraz barem.

Pałeczkę podchwycili blogerzy z TikToka, chińskiej aplikacji, która umożliwia udostępnianie wideo o długości do 60 sekund. Z serwisu regularnie korzysta ponad 25 mln Rosjan, z czego większość ma mniej niż 24 lata. Algorytm TikToka jest zbudowany tak, aby intensywnie promować wideo, które w danej chwili jest w trendzie wznoszącym. Im więcej filmików o pałacu Putina i aresztowaniu Nawalnego się pojawiało, tym więcej blogerów wykorzystywało trend i kręciło kolejne wideo.

Nagle okazało się, że serwis, w którym wcześniej rządziły nagrania tańczących, śpiewających i wygłupiających się nastolatków, jest całkowicie zdominowany przez tematy polityczne. W ciągu tygodnia tylko na TikToku wideo opatrzone hasztagami "nawalny", "pałac Putina" oraz "protest" obejrzano ponad miliard razy.

Obraz
© Instagram.com

Część tiktokerów zaczęła nagrywać, jak zamienia w swoich klasach portrety Putina na Nawalnego. Te wideo niosły się błyskawicznie po sieci, zbierając miliony polubień. Część nastolatków nawoływała do imprezy w pałacu Putina, skoro cały kraj zrobił zrzutę na tę "szopę z kalianem" (pałac jest wyposażony w ekskluzywną palarnię shishy).

Niektórzy blogerzy – już całkiem na serio – rozprawiali o nierównościach społecznych i o tym, dlaczego "obywatele tak bogatego kraju muszą walczyć o przeżycie". Inni oburzali się na szczotki do WC, które stały się kolejnym symbolem protestów. Koszt jednej to w przeliczeniu 4,5 tys. złotych - równowartość dziesięciu minimalnych emerytur w Rosji.

Jak to ujął Siergiej Badamsin, adwokat broniący więźniów politycznych, w Rosji wyrosło nowe, niezastraszone pokolenie, które jeszcze nie trafiło w tryby machiny represji i nie zna miary odpowiedzialności za takie działania.

Pranie mózgów

Zdaniem Aleksieja Frisowa, socjologa i założyciela organizacji "Platforma", badającej nastoje i tendencje w społeczeństwie, ta nagła konsolidacja młodzieży w sieciach społecznościowych, której w dodatku nie można ani w pełni kontrolować, ani natychmiast zatrzymać, musiała mocno wystraszyć władzę.

Osoby niepełnoletnie są groźnym przeciwnikiem. W przeciwieństwie do dorosłych, ich buntu da się po prostu stłumić za pomocą pałek i gazu łzawiącego, nie wywołując przy tym jeszcze większych protestów.

- Systematycznie zaczął wyłaniać się bardzo niekorzystny dla Kremla obraz. Oto dzieci, przyszłość Rosji, są nastawione przeciwko Putinowi. Nie można było do tego dopuścić, więc rozpętano bezprocentową akcję zastraszania – mówi Aleksiej Frisow.

Z dnia na dzień najważniejsi politycy w kraju zaczęli, jak mantrę powtarzać, że to "wina Nawalnego", że to on podjudza dzieci do uczestniczenia w protestach. Sam Putin stwierdził, że opozycja zasłania się dziećmi i kobietami, "a tak robią tylko terroryści". Dlatego Ministerstwo Edukacji i Nauki Rosji zmobilizowało do walki o "bezpieczeństwo dzieci" wszystkie wyższe uczelnie, szkoły, a nawet przedszkola w kraju. Wiele placówek wprowadziło obowiązkowe zajęcia w dniach protestów. Nauczyciele rozsyłali na rodzicielskie czaty ostrzeżenia. Informowali, że podczas manifestacji może dojść do zatrzymań z użyciem broni, więc pod żadnym pozorem nie wolno w dzień protestów wypuszczać dzieci z domu. Z kolei najstarszym uczniom zagrożono, że nie zdadzą matury, jeśli wezmą udział w nielegalnych manifestacjach.

Obraz
© PAP | Mikhail Klimentyev

Równocześnie władze, za pośrednictwem kilku agencji handlujących reklamami na TiKToku, przystąpiły do kontrofensywy. Oferowały około 100 zł za nakręcenie wideo według scenariuszy opartych m.in. na: hasłach o zmęczeniu polityką i kryminalnej przeszłości Nawalnego. Blogerzy mieli podkreślać, że uczestnicy marszów będą notowani, co w przyszłość może utrudnić im znalezienie dobrej pracy.

Przeproś za siebie

Według badań prowadzonych podczas pierwszych protestów - tych z 23 stycznia - niepełnoletni stanowili zaledwie 5 proc. uczestników. Reakcja rosyjskich władz była nadspodziewanie ostra.

- W Rosji trwają systematyczne represje wobec młodzieży – wskazuje Lew Gudkow, socjolog i dyrektor Centrum Lewady w Moskwie.

Trwa łapanka nastolatków, którzy aktywnie udzielali się w mediach społecznościowych. Ucznia dziewiątej klasy z podmoskiewskiego miasteczka Bałaszyna przez cztery godziny przepytywał człowiek, który przedstawił się jako agent Centrum Zwalczania Ekstremizmu. Rodziców nie zaproszono na przesłuchanie. Poinformowano ich, że syna rozpoznano na nagraniu, na którym zamienia portret Putina na Nawalnego.

Podobne kłopoty ma również uczennica liceum, która również nagrała filmik z zamianą portretów (3,7 mln odsłon). Dziewczyna musiała go wykasować po tym, jak wylądowała na komisariacie. - Po tym wszystkim wolę trzymać buzię na kłódkę. Dyrekcja szkoły nie podziela zdania uczniów na tematy polityczne - powiedziała w rozmowie z portalem Meduza.

Najwięcej problemów mają jednak nastolatkowie, których policja złapała podczas protestów. Wiadomo, że 23 stycznia zatrzymano ok. 300 osób poniżej 18. roku życia. W związku z ich aresztowaniem sporządzono 173 raporty o niedopełnieniu obowiązków rodzicielskich.

W ekstremalnych sytuacjach służby mogą wystąpić o ograniczenie praw rodzicielskich. Moskiewski departament oświaty już oświadczył, że informacje o zatrzymaniu trafią do szkolnych akt. W praktyce oznacza to, że części młodzieży można przykleić łatkę "agresywnych" lub "zdolnych do zachowań antysocjalnych". Takie dzieci będą musiały pracować z psychologiem albo szkolnym pedagogiem, aby uniknąć dalszych "destrukcyjnych scenariuszy". Z kolei protestujący studenci ryzykują wyrzuceniem ze studiów. O tym już zdążyli się przekonać na Uniwersytecie Astrachańskim - osoby, których obecność na protestach potwierdzono, zostały wyrzucone z uczelni.

To, że dla młodzieży nie będzie taryfy ulgowej, policja zademonstrowała na przykładzie Kosti Lakiejewa. To 18-latek, który pod pseudonimem Kievskyyy prowadzi bloga na TikToku i ma 816 tys. subskrybentów. 23 stycznia Kostia był w grupie protestujących, którzy najpierw obrzucali śnieżkami radiowóz, a potem go kopali. Chłopaka zatrzymano pod zarzutem chuligaństwa. Grozi mu do ośmiu lat pozbawienia wolności.

Obraz
© East News | Dmitri Lovetsky

Jakby tego było mało, po dwóch dobach ciągłego przesłuchania, Kostię zmuszono do złożenia publicznych przeprosin. Całość została nagrana i udostępniona na oficjalnym kanale YouTube Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej. Wcześniej poniżającą praktykę publicznych przeprosin stosowano tylko w Czeczenii i tylko wobec osób, które ośmieliły się w mediach społecznościowych skrytykować reżim. Teraz to coraz częściej orzekana wobec protestujących kara. Z nagrań skwapliwie korzystają rządowe media.

Dziad w bunkrze

Zdaniem Tatiany Stanowej spirala przemocy i zastraszania młodzieży jest jedynie wyrazem panicznego strachu Kremla przed utratą pełnej kontroli nad społeczeństwem.

- W Rosji rośnie nowe pokolenie, które nie widziało biedy lat 90. Nie marzyło o powrocie Krymu do Rosji. Nie pamięta euforii z pierwszych lat rządów Putina, gdy ludzie nagle zaczęli mieć pieniądze. Dla nich to przeszłość opisana w podręcznikach, a sam 68-letni Putin to "dziad w bunkrze". Staruszek, który stracił kontakt z rzeczywistością - tłumaczy Stanowaja.

Jednak zanim to pokolenie będzie mogło mieć realny wpływ na sytuację polityczną w kraju, może upłynąć nawet dekada. Co więcej, dotychczas młodzież uprawniona do głosowania rzadko z tego prawa korzystała.

- Młodzi Rosjanie nie chodzą na wybory, ponieważ nie wierzą w ich uczciwość. Nasze badania pokazują, że głosuje tylko 25-30 procent osób w wieku 18-24 lat. Tymczasem wśród emerytów głosuje 65-70 procent – wskazuje Lew Gudkow.

Więc po co ta cała nagonka na młodzież?

Zdaniem Aleksieja Frisowa spin doktorzy nie uwzględniali młodzieży we wcześniejszych strategiach. Uważano, że nastolatkowie są grupą apolityczną, żyjącą w swoim świecie z daleka od mainstreamu i praktykują "myślenie obrazkowe". A tu nagle okazało się, że film Nawalnego przemawia również do młodzieży.

- To, że dzieci nie interesują się polityką, nie oznacza, że nie odczuwają społecznych nierówności. Nie bez powodu przepych pałacu Putina wywołał takie oburzenie – mówi Frisow.

I dodaje: - To wszystko uświadomiło Kremlowi, że dorastające pokolenie właśnie wymyka mu się z rąk. Nie jest i nie będzie podatne na wpływy oficjalnych mediów. To są ludzie, którzy chcą mieć w Rosji własnego Elona Muska i supernowoczesne gadżety, a zamiast tego widzą skostniały, represyjny system, którego ucieleśnieniem jest Putin we własnej osobie.

Wygląda na to, że Kreml nie zamierza rozmawiać z młodzieżą. Zamiast tego sięga po stare i sprawdzone narzędzie – zastraszanie. Już ogłoszono, że niebawem we wszystkich rosyjskich szkołach pojawią się doradcy ds. wychowania. Mają rozmawiać z dziećmi o wydarzeniach politycznych, w tym o akcjach protestów.

- Może tym razem protest uda się zdławić. Ale energia, która nie znalazła sposobu na uzewnętrznienie, będzie się gromadzić, aż w końcu eksploduje. Niestety, w rosyjskim wydaniu taka siła może przyjąć bardzo destrukcyjną formę – uważa Frisow.

Protest inny niż wszystkie

Lew Gudkow jest przekonany, że obecne wydarzenia mogą się okazać punktem zwrotnym dla Rosji. - W ubiegłych latach opozycja zbierała liczniejsze protesty, ale nigdy nie były one tak rozproszone po regionach – podkreśla. I dodaje:

- Manifestacje odbyły się w ponad 100 rosyjskich miastach, Świadczy to o tym, że Nawalnemu udało się skonsolidować dużą część kraju. Ważne jest to, że 40 proc. protestujących to ludzie, którzy po raz pierwszy wyszli protestować. W dodatku dwie trzecie protestujących teraz było w wieku 25-35 lat, a wcześniej na ulice wychodzili głównie 50-latkowie. Wszystko to mówi o szybko postępujących zmianach w społeczeństwie.

Obraz
© East News | Dmitri Lovetsky

Również zadaniem socjologa głównym katalizatorem społecznego buntu była publikacja dokumentu o pałacu Putina.

– Nasze badania pokazały, że próba zabójstwa Nawalnego sama w sobie nie wywołała w społeczeństwie dużego rezonansu. Ale jego ponowne aresztowanie i ujawnienie olbrzymiej skali korupcji wyostrzyły społeczną irytację - tłumaczy Gudkow.

- Zaczęło rosnąć poczucie niesprawiedliwości, zmęczenie ciągłym kłamstwem oraz przemocą ze strony państwa. Do tego tłem jest epidemia koronawirusa, podczas której wielu Rosjan straciło dochody i poczucie bezpieczeństwa. To wszystko zaczęło iskrzyć w kontraście ze skandalicznym przepychem pałacu.

Sondaże Centrum Lewady pokazują, że poparcie dla Putina topnieje nieprzerwanie od trzech lat. Spadło z 59 procent w 2017 roku do 38 procent pod koniec 2020 roku.

Tatiana Stanowaja: - To przypomina sytuację, którą widzieliśmy w 2013 roku. W społeczeństwie, podobnie jak teraz, narastało zmęczenie reżimem. Wtedy Kremlowi udało się zmienić wektor, dokonując aneksji Krymu. Tym razem takiej możliwości nie będzie.

Źródło artykułu:WP magazyn
władimir putinaleksiej nawalnyprotesty w rosji
Komentarze (0)