Rower, worek cementu i 20l żwirku dla kota. Tak Polacy "aranżują" swoje balkony
Można by powiedzieć – balkon to zwierciadło duszy. W pierwszym wynajmowanym mieszkaniu była tylko sztuczna choinka, klimatycznie świecąca plastikowymi błyskotkami przez okrągły rok. W drugim znalazłam tam stół, telewizor, kozetkę i kwiatka, słowem – zestaw wakacyjny. W trzecim, już własnym, zarzekałam się, że będzie minimalistycznie i kwiatowo. I zupełnie nie rozumiem, skąd wzięły się tam dwa rowery, 20-litrowy wór ze żwirkiem dla kota i dwadzieścia innych, niezbędnych przedmiotów. Dlaczego zagracamy nasze balkony?
– Bo Polak na balkonie lubi trzymać meble, których żal wyrzucić, akcesoria do remontu, który trzeba zrobić już za trzy lata, gdy farba w pozostawionych kubłach dawno wyschnie na kamień – wyjaśnia mi Piotrek, trzydziestolatek mieszkający w 10-piętrowym bloku w centrum Warszawy. On sam na balkonie ma miniaturowy serwis rowerowy. Narzędzia, ramy, koła, dwa swoje rowery, trenażer, ale też wiertarkę, wkrętarkę, młotek i ze dwie deski – bo kiedyś się przydadzą. Kiedy? Nie wiadomo.
Balkon jako garaż dla roweru doskonale rozumiem – sama trzymam tam dwa z braku innych możliwości. Kiedyś przypinałam jeden rower do barierki na podwórku. Nie pomogło strzeżone osiedle, kamery, ochrona, same młode rodziny z dziećmi jako sąsiedzi – po tygodniu rower po prostu ktoś mi dmuchnął. – Kamera nic nie zarejestrowała. Proszę trzymać rowery w domu, tutaj ciągle je kradną – powiedział mi ochroniarz. No to trzymam, ale przecież nie przy stole. Na balkonie.
– Spróbuj w nowym w bloku kupić kawałek piwnicy – komentuje Monika, dwudziestokilkulatka, też z Warszawy. _– W moim są tylko dwie piwnice w cenie dodatkowego pokoju w mieszkaniu! Nikt nawet o nie nie walczył – _mówi. A ponieważ strychów też już się nie buduje, bo przecież lepiej oszczędzić przestrzeń na dodatkowe mieszkanie na poddaszu, lokatorzy zostają ze swoją graciarnią na balkonach.
Monika mieszka w kawalerce i włożyła wiele wysiłku w to, by nie utonąć w przedmiotach. Dokładnie rozplanowała przestrzeń, urządziła pokoje "po skandynawsku", minimalistycznie. Jeśli chodzi o porządek, bywa pedantyczna. – Mój balkon to była czysta, niezagracona przestrzeń z jedynie 3 doniczkami i balkonowym siedzeniem – opowiada. Ale w tym stanie długo nie wytrzymał.
_– W pewnej chwili zauważyłam, że nieświadomie pod siedzenie na balkonie wrzucam rzeczy, których nie mam gdzie schować w mieszkaniu. Wielką paczkę spinaczy do prania, ziemię do kwiatów, nieużywane doniczki, farbę w puszce, keramzyt, pompkę do roweru… – _wylicza dziewczyna. Rower nie, ten akurat zmieścił się jej w mieszkaniu.
Jest niezamężna, o dzieciach jeszcze nie myśli. Nie ma takich problemów, jak na przykład Ewa, która na balkonie trzyma: dziecięcy wózek spacerowy i nosidełko, niezamontowany jeszcze fotelik samochodowy, jakieś łopatki i zabawki starszej córki, a ostatnio także: zepsuty monitor i wór innych elektrośmieci.- Dawno powinnam oddać je do punktu odbioru. Po prostu nie mam kiedy - tłumaczy.
Nie pytam o wciśnięty między oknem a wózkiem malutki grill. Ona też o nim nie wspomina, wymieniamy się spojrzeniami.
– Ja mam na balkonie tylko węża ogrodowego i wór z ziemią do kwiatów – cieszy się, że wyłamuje się z tego ogólnopolskiego upodobania do zagracania przestrzeni Marta, świeżo upieczona mężatka. Ona też włożyła sporo wysiłku w urządzenie swojego lokum. – Nie spędzam tam popołudni z kawką, bo wychodzi na ruchliwą ulicę. Czasem tylko wystawiam tam suszarkę z praniem – mówi. Ale kilka metrów obok, czyli na balkonie sąsiadów, rozciąga się prawdziwy teatrzyk rozmaitości. W roli głównej – ogromny, sztuczny kruk przyczepiony do barierki.
Marta już spieszy z wyjaśnieniami. – Po pierwsze, ten kawałek przewodu u nas to po to, żeby odstraszyć gołębie. Mąż przeczytał gdzieś, że one boją się węży, a taki przewód świetnie je imituje… Na początku się śmiałam, ale potem okazało się, że to działa, ptactwo zniknęło – opowiada.
Pewnego dnia okazało się, że sąsiadka Marty też postanowiła powalczyć z gołębiami, na swój własny sposób. _– Jak gdyby nigdy nic wyszłam na balkon, żeby powiesić pranie i kątem oka zobaczyłam, że coś wielkiego siedzi na barierce. Gdy zobaczyłam, co to takiego, aż odskoczyłam. To było ogromne, czarne ptaszysko, doskonała imitacja prawdziwego kruka – _opowiada kobieta. Kruk już nieco zbladł na słońcu, Marta się do niego przyzwyczaiła, ale trudno powiedzieć, by umilał jej widoki.
Zagracanie to zresztą nie wszystko. Odkąd supermarkety zaczęły sprzedawać w doniczkach zioła, a pewien popularny sklep meblowy zestawy do sadzenia kiełków, co drugi mieszkaniec miasta odnalazł w sobie wewnętrznego rolnika i na balkonach sadzi, co się da. Nie tylko kwiaty ozdobne, które modne i ze względu ma miejskie pszczoły, potrzebne były zawsze. Teraz sadzimy po to, aby jeść zdrowo i ekologicznie. Na moim balkonie radośnie rośnie bazylia, kolendra, kminek, mięta i coś, co kiedyś było sałatą, a teraz zrzuciło liście i przybrało kształt nadajnika do komunikacji z inną galaktyką.
– Popatrz na mój ogródek – mówi Magda, koleżanka z redakcji. Patrzę na zdjęcie, ładny, można nawet powiedzieć - bujny. Po chwili zwracam uwagę na zeschnięty krzak wyeksponowany po lewej stronie. – A, to poziomka – mówi spokojnie Magda. Co jej się stało? – Po prostu przestaliśmy ją podlewać. No i nie wytrzymała.
Nieco inne podejście do balkonowego ogródka ma Aleksandra. – Odkąd tu zamieszkaliśmy na moim tarasie były już: krzaki truskawek, mini bakłażany, kiwi, pnąca się fasola czy cudownie pachnąca werbena _– opowiada trzydziestolatka, która po przeprowadzce marzyła o dużym, kwiatowym balkonie lub tarasie. _– Nie wyobrażałam sobie mieszkać bez choćby odrobiny zieleni za oknem. W dzieciństwie miałam jej wokół siebie mnóstwo, a choćby najmniejsza oaza zieleni w wielkim mieście to zawsze jakaś rekompensata życia obok lasu, jeziora czy bujnego ogrodu – mówi.
Kobieta opowiada, że w tym roku jej taras to prawdziwa dzika dżungla, po brzegi wypełniona owocami, warzywami, tropikalnymi kwiatami, ale i pachnącymi po zachodzie słońca ziołami. _– Zbieram się do wielkich porządków, bo mój dziki raj coraz bardziej zaczyna przypominać ogród starej czarownicy. Mimo wszystko jestem z niego dumna. W tym roku pięknie wiją mi się winogrona, cytryna wypuściła soczyste liście, a tropikalne kanny kuszą owady intensywną czerwienią kwiatów. W lipcu było też mnóstwo malin! – _cieszy się, a ja powoli zaczynam ich jej zazdrościć. Na ziemię sprowadza mnie kolejna właścicielka balkonowego ogródka.
– U mnie zalegają dwie, beżowe donice, które kupiłam siedem lat temu. Stały w nich hortensje, które były dekoracją na moim ślubie – opowiada druga Magdalena._ – Od tamtego czasu kwiaty pojawiły się w nich raz, nawet nie pamiętam jakie, bo szybko uschły. A obok stoi oliwka. Długo pewnie nie postoi, bo uschła – _mówi kobieta. Im dłużej opowiada, tym większe zaczynam mieć wrażenie, że to nie o brak drygu do kwiatów chodzi, ale o niechęć do balkonu jako takiego.
– Jest od południa, nic tu nie chce rosnąć, w ciągu dnia siedzieć się nie da. Siłą rzeczy zrobiła mi się tu przechowalnia rozmaitości. Wiadro po myciu podłogi - fru na balkon. Kuweta kota do wyschnięcia - na balkon. Worki ze śmieciami, których nie mam w tym momencie ochoty wynosić - też na balkon. Okazjonalnie dołączają: zmiotka, wypastowane buty (żeby nie śmierdziało), czasem jakieś naczynia – wylicza. Jej malutkie mieszkanie też znajduje się w tzw. nowym budownictwie, a więc piwnicy po prostu tu nie ma.
Kiedyś do każdego mieszkania spółdzielczego przydzielona była dodatkowa przestrzeń - nasi rodzice i dziadkowie trzymali w niej nieużywane meble, narzędzia, rowery i przetwory. Tymczasem przeprowadzone w 2014 roku badanie firmy Emmerson Realty SA pokazało, że obecnie zaledwie co ósmy lokator bloku ma dostęp do tzw. komórki lokatorskiej. Deweloperzy często budują ich znacznie mniej, niż jest mieszkań. Nic dziwnego, że chętnych jest tak wielu, że często wśród potencjalnych nabywców konieczne jest losowanie. Szczęściarz dostanie komórkę, pechowiec swoją graciarnię będzie upychać, gdzie się da. Jeśli nie na strychu krewnych, na dnie szafy albo pod łóżkiem – to na balkonie.
A jak wyglądają Wasze balkony? Może niekoniecznie są tak zagracone, wyglądają porządnie, a nawet urokliwie i zacisznie? Może tworzą przestrzeń, w której odpoczywa cała rodzina, bawią się dzieci, a może właśnie na balkonie znajduje się Wasz miniaturowy, ale wymarzony ogródek? Czekamy na Wasze zdjęcia! Przesyłajcie je na adres *dziejesie@wp.pl *. Mile widzine historie Waszych balkonów.
Przesłanie zdjęcia i opisu jest równoznaczne ze zgodą na jego publikację.