Sławy o polskich korzeniach. Możesz się zdziwić
Wśród największych światowych osobistości nie brak ludzi o polskich korzeniach. Oto kilkoro z nich. Niektóre nazwiska z pewnością was zaskoczą!
31.05.2024 14:30
"Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina" – śpiewał kiedyś Sławomir Świerzyński z zespołem Bayer Full. Dochodzę jednak do wniosku, że po latach powinniśmy pójść o krok dalej i mocno zmodyfikować te słowa. Otóż na całym świecie powinni śpiewać: "Bo wszyscy ludzie, to jedna polska rodzina, starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna"! Proszę spojrzeć. Gdy tylko ktoś znany odnosi sukcesy, natychmiast media docierają do sensacyjnych informacji, oznajmiając, że ta osoba ma polskie korzenie. Konkrety? Proszę bardzo.
Krew Jagiellonów w żyłach brytyjskich monarchiń
Umiera brytyjska królowa Elżbieta II. I co? Chwilę później nasi dziennikarze spieszą donieść, że w linii prostej jej przodkiem był Ludwik VI Wittelsbach, a ten z kolei był wnukiem Zofii Jagiellonki, a ta z kolei była córką Kazimierza Jagiellończyka. Co więcej, inna królowa Wielkiej Brytanii – sławna Wiktoria, będąca krewną królowej Elżbiety, jest zaliczana do potomków dynastii Jagiellonów. Dziennikarze stwierdzają nawet, że można na tej podstawie cały – powtórzę, cały! – ród Windsorów uznać za powiązany nie dość, że z Jagiellonami, to jeszcze z Piastami.
Chwilę później żartuję pod nosem, że nasze media zaraz znajdą polski ślad u następcy Elżbiety II – jej syna Karola III. I co? Nie mija tydzień i widzę nagłówek "Polskie korzenie nowego króla Wielkiej Brytanii!". Mamy to! Prędko dowiaduję się, że król Karol III jest krewnym Piastów i Jagiellonów, podobnie jak jego matka. A to przypadek…
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W każdym razie prababką króla Karola była Polka, Julia Hauke. Kobieta, której ojciec, generał Maurycy Hauke, zginął w dniu wybuchu powstania listopadowego w 1830 roku, bo nie chciał się do niego przyłączyć. I to właśnie jeden z jej synów – Ludwik Aleksander – razem ze swoją żoną Wiktorią z Hesji-Darmstadt doczekali się wnuka w postaci księcia Filipa, męża królowej Elżbiety II. I tu pojawia się Karol III, którego ojcem jest właśnie Filip, a matką Elżbieta. Wiem, wiem. Strasznie to wszystko zawiłe, ale czyż nie warto toczyć takich dogłębnych analiz, byle tylko otrzymać oczekiwany wynik w postaci "On jest POLAKIEM!"?
Francuski gigant motoryzacyjny o polskich korzeniach
Inny przykład. Pod moje mieszkanie podjeżdża dobrze mi znany pan taksówkarz. Lata temu jeździł volkswagenem. Teraz jednak z pełną świadomością zachwala mi markę citroën, której stał się wiernym fanem. Opowiada nawet, że założyciel firmy Andre Citroën wymyślił stalowe koła z podwójnym uzębieniem daszkowym i mnóstwo innych cudnych rozwiązań motoryzacyjnych, stosowanych po dziś dzień. Słysząc to, niby serio, niby żartem rzucam: – Skoro on był taki zdolny, to może miał polskie korzenie?! W samochodzie na moment zapada kompletna cisza, a po niej kierowca pyta: – Skąd pan wiedział?
Zaskoczony nie odpuszczam i dopytuję o ten polski wątek. Taksówkarz stwierdza, że dziadek pana Citroëna – pan Roelof Limonenman handlował diamentami, był Holendrem i zmienił swoje nazwisko na francuskie Citroën. Co więcej syn dziadka, a więc ojciec założyciela marki Citroën, pan Levie Bernard Citroën, prowadził diamentowe interesy w Warszawie, gdzie poznał polską Żydówkę, panią Maszę Amelię Kleinman. Z tego związku rodzi się André Citroën. Niestety dalsze losy jego rodziny są tragiczne. Gdy mały André ma pięć lat, jego ojciec popełnia samobójstwo.
Tymczasem przyszły założyciel koncernu samochodowego studiuje na francuskiej politechnice, a po ukończeniu studiów, 18 kwietnia w 1900 roku, ląduje w malutkiej fabryce w Głownie (obecnie powiat zgierski, wówczas miasteczko w zaborze rosyjskim), gdzie podpatruje, jak można tworzyć drewniane zębate koła daszkowe i długo nie myśląc, kupuje na nie patent! Następnie wraca do Francji, gdzie otwiera swój zakład produkcyjny, będący kopią tego, co zobaczył w naszym Głownie.
Produkcja odnosi znaczne sukcesy, a André Citroën dziesięciokrotnie zwiększa zyski firmy. Prawdopodobnie również wtedy rodzi się pomysł na pierwsze logo Citroëna – przekładnię z zębami daszkowymi.
Polskie Towarzystwo Samochodów Citroën
Kilka lat później, w 1928 roku, do naszego kraju po raz kolejny przyjeżdża pan André. Tym razem jest to wizyta na oficjalne zaproszenie polskiego rządu. Spotkanie jest owocne do tego stopnia, że biznesmen dogaduje się z władzami co do budowy fabryki montowni samochodów w naszym kraju.
Kilka miesięcy później w "Kurierze Poznańskim" pojawia się krótka notka P. Citroen osiadł w Polsce. Czytamy tam: "Warszawa, 21.5. (AW). W oddziale drogowym komisariatu rządu złożył egzamin szoferski syn francuskiego króla samochodowego Henryka Citroëna p. Ludwik Citroën. Przybył on do Polski na stałe celem założenia montowni samochodów". Co prawda, dziennikarzowi musiało się coś pomylić. Pan Citroën miał na imię André, a nie Henryk. Może mu się pomieszało z Amerykaninem Henrym Fordem, z którym zresztą Citroën spotkał się w 1923 roku. W każdym razie coś było na rzeczy… A już na pewno tego dnia ktoś zdał prawo jazdy…
Dwa lata później, na początku stycznia 1930 roku, w Warszawie przy ulicy Górnośląskiej u zbiegu z Czerniakowską zaczęła działać fabryka pod nazwą Polskie Towarzystwo Samochodów Citroën. Niestety, upadła już w 1934 roku ze względu na kryzys (już wtedy czynniki powodujące kryzys były dość jasne – wojny, inflacja, wysokie stopy procentowe i spekulacje giełdowe), ale ten fakt lepiej przegapić.
Jeszcze więcej polskich wątków
André Citroën doskonale rozumiał, że samochody można skutecznie sprzedawać tylko wtedy, gdy ludzie o nich mówią. Dlatego na wieży Eiffla wieszał swoje reklamy, a najmłodsi mogli się bawić miniaturkami samochodów jego marki. Ba, wpadł nawet na pomysł (i go zrealizował), by dzieci mogły jeździć pomniejszonymi wersjami jego samochodów, korzystając z silnika elektrycznego!
Biznesmen miał jedną wadę. Uwielbiał spędzać czas w kasynach i kochał hazard. Przez to finanse jego firmy mocno podupadły i przejął ją konkurent Michelin, Citroën zaś nabawił się raka żołądka i zmarł. Jakby wam było mało polskich wątków w tej historii, to na dokładkę wiedzcie, że jego najstarsza siostra mieszkała w Warszawie, tu też została pochowana, a jej nagrobek do dzisiaj można zobaczyć na cmentarzu żydowskim.
Gwiazdozbiór (po części) Polaków
W naszym pięknym kraju mawia się, że sukces ma wielu ojców. Zgoda. Jednak poszedłbym o krok dalej. Sukces ma jednego ojca – to ojciec Polak albo matka Polka! Zauważcie, że zawsze, gdy ktoś na świecie go odnosi, to nasze media od razu szukają polskich korzeni. Żeby nie być gołosłownym, zrobię teraz mały test za pomocą wyszukiwarki Google.
Do głowy przychodzi mi hollywoodzka gwiazda. Niedawno czytałem z nią wywiad. Angelina Jolie. Może ona też ma polskie korzenie? Jak myślicie? No oczywiście, że ma! Jej matka była w jednej czwartej Polką. A może Brad Pitt ma polskie korzenie? No niestety, pudło. Choć… nie do końca. Media brukowe (albo burkowe – jak kto woli) spekulują, że aktor spotyka się z modelką Ines de Ramon, żoną aktora Paula Wesleya, który ma polskie pochodzenie. Uff… Widzę jeszcze, że wcześniej Pitt miał się spotykać z Nicole Poturalski. To z kolei niemiecka modelka mająca rodowód… sami wiecie, jaki.
A Leona zawodowca kojarzycie? Główną rolę w tym świetnym filmie grał Francuz hiszpańskiego pochodzenia Jean Reno. Gdybyście mieli wątpliwości… Dwie spośród trzech żon pana Reno to Polki. Wiem, wiem, bycie żoną to jednak nie to samo, co polskie korzenie zainteresowanego, ale przecież, gdy dziennikarze będą pisać o ich dzieciach, to nagłówek "Dzieci znanego aktora Jeana Reno mają polskie korzenie" będzie jak znalazł!
Moglibyśmy tak jeszcze bardzo długo. Przodkowie francuskiej aktorki Julliette Binoche pochodzą z Częstochowy, z kolei pradziadkowie Justina Biebera – Stanisława i Władysław Biebrzyccy przed drugą wojną światową wyjechali z Polski do Ameryki. Z tego wynika, że Justin Bieber to tak naprawdę Justin Biebrzycki.
"Co wydarzyło się w łaźni, zostaje w łaźni"!
A wiecie co w tym wszystkim jest najpiękniejsze? Otóż, gdy pojechałem na Karaiby, pomieszkując choćby w Meksyku, na Kubie czy Dominikanie, i słyszano, że jestem z Polski, to nikt nie mówił – "O, to przecież królowa Elżbieta ma polskie korzenie!". Zamiast tego obcokrajowcy mówili mi o tym, że moimi rodakami są Jan Paweł II i Robert Lewandowski. W tych chwilach rozpierała mnie duma. I nie miałem wątpliwości, co do ich polskich korzeni!
W ogóle to, że wszyscy mają polskie korzenie, to jedno. Musicie jednak wiedzieć o czymś jeszcze. Wszystko wymyślili Polacy, dosłownie wszystko! Jak myślicie, skąd się wziął film "Kac Vegas", a właściwie cała seria filmów pod tym tytułem? Pierwsze korzenie tych zabaw wykreowali nasi rodacy. Zaczęło się od pradawnych polskich wieczorów panieńskich. One miały nieco inny charakter niż dzisiaj… Wszystko odbywało się w wielkich, drewnianych beczkach z gorącą wodą, dokąd pan młody zapraszał swoich przyjaciół, podobnie czyniła również pani młoda. Hulanek nie było tam końca. Wszystko, co jesteście w stanie sobie wyobrazić. I jeszcze trochę…
Już teraz sami rozumiecie, skąd mogło się wziąć powiedzenie o byciu na bani… A pamiętacie powiedzenie: "Co się wydarzyło w Vegas, zostaje w Vegas"? Przecież to my wymyśliliśmy. Mówiło się nawet: "Co wydarzyło się w łaźni, zostaje w łaźni"! Co więcej, imprezy były tak bardzo udane – "na bani" (nie mylić z imprezą "do bani") – że w naszym ukochanym kraju wprowadzono limity! Na taki wieczór, a właściwie kąpiel kawalerską, można było zaprosić maksymalnie osiem, czasem dziesięć – a przy dobrych wiatrach tuzin – osób. To miało ograniczyć hulanki. Nie sądzę jednak, by jakoś szczególnie popsuło to humor przyszłym nowożeńcom. W końcu nie od dzisiaj mawia się, że "nie liczy się ilość, ale jakość"!
Źródło: Ciekawostkihistoryczne.pl
Tekst stanowi fragment książki Krzysztofa Pyzi "Wyszło jak zwykle… Rozbrajająca historia Polski" (Wydawnictwo Bellona 2024).