Helena Vonráčková. Ma na pieńku z wieloma czeskimi pismami
Promienny uśmiech "boskiej Heleny" nie kłamie. Czeska gwiazda jest naprawdę życzliwa ludziom i światu. Dba o swoich fanów, uważnie śledzi reakcje widowni w czasie koncertów i śpiewa to, na co ludzie czekają. Nawet jeżeli czasem ma już serdecznie dosyć wszystkich malowanych dzbanków, a tych z zamku w Czeskim Krumlowie – w szczególności.
05.10.2023 10:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Są jednak sytuacje, które wyprowadzają ją z równowagi. I trudno się dziwić. Kto byłby zachwycony tym, że sąsiad wynajął dach swojego domu fotoreporterom plotkarskiego pisma i cała ogrodowa impreza, którą piosenkarka wydała na cześć Karela Gotta, została dokładnie obfotografowana? Nie działo się tam rzecz jasna nic zdrożnego, co należałoby ukryć przed opinią publiczną, ale dla Heleny Vondráčkovej świadomość, że jest śledzona jak w czasach komunistycznych, była wyjątkowo nieprzyjemna.
Gwiazda ma na pieńku z wieloma czeskimi pismami. Przez lata, gdy z Karelem Gottem, jako szczególnie chronionym "dobrem narodowym", lepiej było nie zadzierać, pisały one o Vondráčkovej plotki, półprawdy albo zwykłe, wyssane z palca zmyślenia. W końcu miarka się przebrała, gwiazda straciła cierpliwość. Teraz złośliwi twierdzą, że poświęca procesowaniu się zdecydowanie za dużo czasu i energii. I dodają czeskie powiedzenie, że "zna sądy jak swoje własne buty".
"Niemal co tydzień dają na okładkę najgorsze moje zdjęcie, jakie uda im się zdobyć – pisała piosenkarka o jednym z tytułów. "Nie zależy mi, żeby o mnie pisali. Razem z mężem już od dawna nie rozmawiamy z dziennikarzami tego tygodnika, ale oni mnie z jakiegoś powodu potrzebują. Czytelniczki zapewne tęsknią za historiami jak z telenoweli, z gwiazdą pop u szczytu sławy w roli głównej, która nieszczęśliwie wychodzi za mąż, traci wszystkie pieniądze i kończy tragicznie, a kiedy czuje, że leci głową w dół, zaczyna niszczyć ludzi dookoła siebie i sądzić się z całym światem. W ten wymyślony schemat wpisano właśnie mnie i moje życie... Czy którykolwiek z dziennikarzy spytał mnie, jak jest naprawdę? Gdyby tak było, mogłabym pielić ogródek, zamiast stać w sądzie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A przecież Vondráčková, najpopularniejsza czeska artystka, mogłaby uchodzić za dziecko szczęścia. Na kilku kontynentach sprzedała ponad 200 milionów płyt. W Czechach co kilka minut któraś ze stacji radiowych nadaje jeden z jej przebojów. Ma w repertuarze ponad 2 tysiące utworów. Jakby czas nie miał nad nią władzy, nie zawodzi jej wspaniały głos, obejmujący 4 oktawy (u przeciętnego człowieka 1,5).
Jako 17-latka wygrała konkurs "Szukamy nowych talentów". W 1968 r. wraz z Martą Kubišovą i Václavem Neckářem stworzyli tercet Golden Kids. Byli przyjmowani entuzjastycznie w Czechach i zagranicą. Nawet po zdławieniu Praskiej Wiosny dostawali paszporty i wyjeżdżali na Zachód. Kiedy tercet przeszedł do historii, Helena pomyślała o karierze solowej. Koncertowała nie tylko w krajach demokracji ludowej, ale także w zachodniej Europie, Kanadzie, Brazylii i Japonii.
"Pamiętam aplauz dziesiątek tysięcy ludzi na moją cześć na stadionie w Rio de Janeiro – wspominała swoje sukcesy. "Pamiętam, jak śpiewałam w paryskiej Olympii na jednej scenie z Arethą Franklin, Josephine Baker i Jimim Hendriksem. Dostałam bardzo interesujące propozycje z USA. W latach 70. przedstawiono mi ofertę dołączenia do popularnej wtedy grupy Les Humphries Singers. Wiązałoby się to jednak z całkowitym opuszczeniem Czechosłowacji. Nie byłam gotowa na wieloletnią rozłąkę z bliskimi. Miałam tu rodziców, brata, siostrę. Może gdybym mogła wyjechać i wrócić, na pewno bym się zgodziła".
Ale nie wszystkie wyjazdy podobały się jej tak samo. Jako eksportowa gwiazda Czechosłowacji musiała wykonywać swego rodzaju "roboty przymusowe". Były to obowiązkowe tournée po ZSRR. "Przejeżdżaliśmy tysiące kilometrów pociągami, umierając z nudy. Trafialiśmy do dziur głęboko w tajdze, na Syberii albo Dalekim Wschodzie" – wspominała.
Chociaż z koncertami objechała niemal cały świat, szczególnym sentymentem obdarzyła i wciąż darzy Polskę. W 1977 r. w Sopocie zdobyła główną nagrodę za piosenkę "Malovany džbanku". Publiczność była oczarowana. Od razu zaczęto nucić przebój, choć dzbanek zmieniał często pochodzenie z krumlowskiego na kremlowskie. Kiedy fetowała sukces w towarzystwie polskich artystów, zwróciła uwagę na Seweryna Krajewskiego. Nie ukrywa, że zawsze miała słabość do ciemnookich brunetów...
"Po koncercie w hotelu w Sopocie bawiliśmy się, a ja wciąż marzyłam o Sewerynie. To było mocne zauroczenie" – wspominała tamte chwile po latach. Jeszcze tego samego wieczoru Maryla Rodowicz zabawiła się w swatkę i zaaranżowała ich spotkanie. Zupełnie nieudane. Helena roztaczała swój urok, wysyłała czytelne sygnały, a Seweryn pozostawał na nie zupełnie obojętny. Maryla Rodowicz nie mogła się nadziwić całej sytuacji. "Jak mężczyzna może przegapić, że zakochała się w nim tak piękna kobieta?" – zastanawiała się.
Los jednak wynagrodził piosenkarce to rozczarowanie jeszcze w czasie tego samego pobytu w Sopocie, jakby miłość w Polsce była jej jednak pisana. Na festiwalu poznała ciemnowłosego Hellmuta Sickela, gitarzystę niemieckiego zespołu "Kreis", młodszego od niej o 7 lat. Tym razem uczucie było odwzajemnione, a co więcej – przetrwało 6 lat rozłąki. Sickel koncertował głównie w NRD, Helena mieszkała w Czechosłowacji. Tylko od czasu do czasu mogli się spotykać. Po ślubie, który wzięli w 1983 roku, oboje osiedli w Pradze, gdzie żona stworzyła Hellmutowi studio nagraniowe.
Związek miał swoje wzloty i upadki. Z czasem jednak te ostatnie zaczęły wyraźnie przeważać. Jak mówiła gwiazda, drogę z raju do piekła i z powrotem przebywali wiele razy. Helena do końca starała się ratować związek, ale gdy mąż wyjechał na Zachód (narażając gwiazdę na kłopoty ze strony czechosłowackich władz), poddała się po osiemnastu latach małżeństwa.
Jeszcze w czasie związku z Sickelem poznała na Bali Martina Michala. Zrobił na niej wrażenie, ale, jak wspominała, na tym się wtedy skończyło. Dopiero powtórne spotkanie zaowocowało uczuciem. Ślub wzięli w 2003 r. w jednym z najpiękniejszych czeskich zamków – cesarskim Karlsztejnie. Bajkowa ceremonia mogłaby być wstępem do sielanki, ale tak się nie stało. I nawet nie chodziło o to, że mąż jest o 12 lat młodszy od gwiazdy. Michalowi przypomniano wszystkie wcześniejsze rozwody, a także aresztowanie, gdy był oskarżony o nieprawidłowości w prowadzeniu klubu piłkarskiego Xaverov (sąd go uniewinnił). Prasa wyciągnęła nawet kłopoty z prawem jego syna z jednego z poprzednich małżeństw – Antonina.
Za związek gwiazda płaci konfliktem rodzinnym. Od lat nie ma kontaktu z bratem, Jiřím Vondráčkiem, który uważa, że Michal ożenił się wyłącznie dla pieniędzy, zamierza wykorzystać finansowo i zostawić Helenę. Do zmiany zdania nie przekonała go nawet umowa o rozdzielności majątkowej, którą podpisali małżonkowie. "Brat nie chciał, żebym wyszła za Martina i to jest problem – wyznała kiedyś piosenkarka. "Jest mi przykro, bo byliśmy wspaniałą rodziną, ale on nie akceptuje mojego męża. Nie rozumiem tego, przecież jestem z nim bardzo szczęśliwa".