Zaiskrzyło na planie serialu. Zostawił dla niej rodzinę
Niedowiarkom udowodnili, że byli dla siebie stworzeni, zawsze mogli na siebie liczyć. Andrzej Kopiczyński zostawił dla niej żonę oraz dziecko. Uświadomił sobie, że to właśnie z Moniką Dzienisiewicz chciał spędzić resztę życia. Ich historia to gotowy scenariusz na film.
Kiedy się poznali w 1978 roku na planie serialu "Życie na gorąco" w gorącej atmosferze Krymu, Dzienisiewicz miała 39 lat, Kopiczyński 44. Oboje dźwigali niemały bagaż miłosnych zawirowań godnych filmu fabularnego.
Ona miała za sobą małżeństwo z Wowo Bielickim, słynnym wówczas scenografem i aktorem, współzałożycielem legendarnego kabaretu Bim-Bom, mężczyzną nadzwyczaj interesującym i przystojnym. Mieli być z sobą do końca życia, ale traf chciał, że na jej drodze stanął Daniel Olbrychski.
Młodzieńcza miłość Olbrychskiego i Dzienisiewicz
Z upodobaniem powtarzano w środowisku, że ich swatem był... pies Beaty Tyszkiewicz, który podczas przyjęcia ugryzł Olbrychskiego. Dzienisiewicz, zamiast współczuć, rzuciła kąśliwą uwagę. Efekt był zadziwiający. Pobrali się w 1967 roku. On miał 22 lata, ona – 28.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Byłam w Danielu zakochana, ale jak tylko zaczęliśmy być razem, wiedziałam, że to się źle skończy. Bo nie umiałam go kochać. A on umiał kochać najbardziej na świecie, ale tylko siebie. Nie byłam dla niego dobrą żoną. Robiłam mu sceny zazdrości, bo był ode mnie młodszy. Skoro ja porzuciłam wspaniałego męża, to nikt mi nie mógł zagwarantować, że Daniel nie porzuci starszej od siebie żony" – wyznała kiedyś szczerze.
W 1971 r. urodził się im syn Rafał, ale nie uratowało to małżeństwa. W życiu p. Daniela pojawiły się inne kobiety, głośno było o związku z Marylą Rodowicz. Czy tylko aktor był "winny"?
Krążyły plotki o romansie Dzienisiewicz z Januszem Warmińskim, dyrektorem Teatru Ateneum, w którym występowała. Czujnością miała wykazać się żona Warmińskiego Aleksandra Śląska. W wyniku jej interwencji pani Monika musiała pożegnać się z teatrem. Wiele osób twierdziło potem, że ten romans przyczynił się do złamania jej aktorskiej kariery.
Miłosne perypetie Kopiczyńskiego
Kopiczyński zdążył się trzy razy ożenić i dwa razy rozwieść. Miał 21 lat, gdy poślubił koleżankę z roku Kalinę Pieńkiewicz. Oboje wyjechali do pracy do teatru w Olsztynie. Gdyby nie to, być może ich związek by się nie rozpadł... Bo właśnie w Olsztynie pani Kalina, jak głosiła plotka, postanowiła porzucić męża, gdyż zakochała się w innym mężczyźnie.
Dla Kopiczyńskiego był to wielki cios. Nigdy nie wspominał byłej żony. Wykreślił ją ze swojej pamięci. Jego drugą żoną została Maria Chwalibóg, która ukończyła szkołę aktorską dwa lata przed nim. Choć w Olsztynie była gwiazdą, zdecydowali się stamtąd wyjechać – do Bydgoszczy, gdzie wzięli ślub. Niestety i ten związek nie przetrwał, a pan Andrzej po raz kolejny zmienił miejsce zamieszkania.
Przeniósł się do stolicy i w 1970 r. trafił do zespołu Teatru Narodowego, gdzie poznał młodszą od niego o 12 lat Ewę Żukowską. Amor nie próżnował. Kopiczyński szybko się oświadczył, wzięli ślub, w maju 1973 r. urodziła się jedyna córka aktora Katarzyna...
Gdy kilka lat później opromieniony sławą po sukcesie "Czterdziestolatka" jechał na plan serialu "Życie na gorąco", nie mógł przypuszczać, że jego życie po raz kolejny wywróci się do góry nogami, a on wkrótce zakończy swoje małżeństwo.
Romans, który dziś znalazłby się na pierwszych stronach gazet
Czy gdyby nasi bohaterowie nie zagrali razem w serialu, to czy w ogóle by się kiedyś spotkali? Fama niesie, że wcześniej, choć oczywiście wiedzieli o swoim istnieniu, nie znali się osobiście. Scenariusz sprawił, że na planie poznali się dobrze. On wcielił się w latynoskiego senatora Juana Meraneza, ona zagrała Amerykankę Elizabeth Nowacki, kobietę szpiega, przy okazji kochankę Meraneza.
Do dziś plotkuje się, że cała ekipa obserwowała, jak romansowa sytuacja wymyka się spod kontroli i z filmowego scenariusza przenosi się na życie realne. A to było zdecydowanie ciekawsze niż film.
Kochali się aż do śmierci, ale nie spoczęli w jednym grobie
Po zakończeniu zdjęć Kopiczyński wrócił do żony i córki. Przez jakiś czas wiódł podwójne życie. W końcu pani Monika postawiła mu ultimatum – zażądała, by dokonał wyboru. I zrobił to. Po raz trzeci się rozwiódł. Tym razem żadne z nich nie spieszyło się do ślubu. Pobrali się dopiero po 20 latach wspólnego życia.
Razem przeżyli ich 38, ponoć bardzo szczęśliwie, choć nie ukrywali, że ich związek nie należał do najspokojniejszych, bo oboje mieli waleczne charaktery i lubili stawiać na swoim. Niemniej potrafili iść na kompromis – 38 wspólnych lat świadczy o tym najdobitniej.
Najlepiej czuli się tylko we dwoje, co nie znaczy, że byli pustelnikami. Lubili towarzystwo innych ludzi. Znajomi aktora, dotychczas głośno mówiącego o swoim uwielbieniu do kobiet, zauważyli z niejakim zdziwieniem, że zmienił narrację. Swoje zachwyty ograniczył do jednej osoby, opowiadając wszystkim, jak silną osobowość ma pani Monika, jak piękną i fascynującą jest kobietą. Nie tylko on to dostrzegał. Bardzo cenili ją studenci łódzkiej Filmówki. Należała do ich ulubionych wykładowców.
Co sprawiało, że nikt początkowo nie dawał im szans? Wszystko. Dotychczas nie należeli do długodystansowców. Mieli skrajnie różne charaktery. On nie lubił wyjeżdżać, ona kochała podróże. On lubił proste dania, ona wręcz przeciwnie. To pan Andrzej był "panią domu" – świetnie gotował, cerował i robił na drutach. Bywał elektrykiem, stolarzem, ogrodnikiem...
"Jest uroczym, skromnym i pozbawionym jakiegokolwiek snobizmu człowiekiem. Jest w nim trochę ojca, trochę przyjaciela, trochę kochanka i trochę męża" – charakteryzowała Andrzeja Monika Dzienisiewicz.
"Żona jest osobą, która chce dominować. Jeśli uważam, że mam rację, nie ustąpię. Poddaję się wtedy, kiedy... chcę. Nie zawsze było łatwo, ale udało nam się. Jesteśmy z sobą szczęśliwi" – mówił z kolei Kopiczyński. I byli szczęśliwi, choć w ich życiu nie brakowało dramatów.
W 2002 r. pani Monika na skutek choroby omal straciła wzrok. "Z dnia na dzień stałam się niepełnosprawna. Nie przeszłabym przez to wszystko, gdyby nie Andrzej" – mówiła.
W 2014 r. u Kopiczyńskiego zdiagnozowano chorobę Alzheimera. Żona zajmowała się nim do 2016 r., gdy trafił do specjalistycznego domu opieki. Odwiedzała go codziennie. 25 czerwca, przejeżdżając przez skrzyżowanie, zjechała na pas oddzielający jezdnie, wysiadła z samochodu i upadła na ziemię. Przewieziono ją do szpitala, zmarła kilka godzin po operacji. Powodem był rozległy wylew krwi do mózgu.
Kopiczyński nie uczestniczył w pogrzebie. Nie poznawał nikogo, żył w swoim świecie. Zmarł 13 października 2016 r. Nie spoczęli w jednym grobie. Dzienisiewicz pochowana jest w Łodzi, on na warszawskich Powązkach. Tak zdecydowała jego córka Katarzyna.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!