Były "pożądanym elementem" w obozie. Höss powierzał im własne dzieci
Zdaniem komendanta Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hössa badaczki Pisma Świętego "mimo swej mniej lub hardziej fanatycznej postawy były bardzo pożądanym elementem". Z ich postawy był tak zadowolony, że oddał więźniarkom pod opiekę nawet własne dzieci.
28.06.2024 08:02
Badacze Pisma Świętego (znani w Polsce lepiej jako świadkowie Jehowy) znaleźli się na długiej liście wrogów III Rzeszy z powodu głoszonego pacyfizmu i kategorycznej odmowy wstępowania w szeregi Wehrmachtu.
Biblijne pszczoły
Do obozów zsyłano jednak nie tylko mężczyzn. Trafiło tam również wiele kobiet, które straże nazywały "biblijnymi pszczołami" lub "biblijnymi gąsienicami". Chociaż w Auschwitz-Birkenau było ich niewiele, to komendant obozu Rudolf Höss we wspomnieniach, spisanych w trakcie oczekiwania na egzekucję za popełnione zbrodnie, poświęcił im sporo uwagi. Stwierdzał między innymi:
"Mimo swej mniej lub hardziej fanatycznej postawy były bardzo pożądanym elementem. Pracowały one przeważnie w gospodarstwach domowych wielodzietnych rodzin, w domu SS-manów, a nawet w kasynie oficerskim SS jako personel obsługujący, głównie zaś w rolnictwie, jak np. na farmie drobiu w Harmężach oraz na różnych folwarkach obozowych".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem Hössa, pochodzące głównie z Niemiec i Holandii kobiety w ogóle "nie wymagały nadzoru, niepotrzebne były posterunki". Co więcej miały chętnie i pilnie wykonywać powierzoną pracę, "gdyż takie było przykazanie Jehowy".
Idealne służące?
Höss doskonale wiedział, o czym pisze. Jako wieloletni komendant niemieckiej fabryki śmierci, w której życie straciło co najmniej 1,3 miliona ludzi, sam przez trzy lata miał dwie takie służące. W swojej relacji stwierdzał:
"Moja żona często mówiła, że nie mogłaby sama lepiej dbać o wszystko niż te dwie kobiety. Szczególnie wzruszająco troszczyły się o dzieci, zarówno duże, jak i małe. Dzieci nasze były do nich przywiązane jak do kogoś należącego do rodziny".
Od razu dodał, że z początku obawiał się, iż więźniarki będą próbowały namawiać dzieci do zmiany religii. Obawy okazały się bezpodstawne. Co więcej więźniarki "nigdy nie mówiły z dziećmi na tematy religijne. Jeżeli się weźmie pod uwagę ich fanatyzm, było to do pewnego stopnia nawet zaskakujące".
Z zasady badaczki Pisma Świętego spełniały wszelkie oczekiwania swych oprawców. Esesmani odnotowywali więc przypadki nawet drobnego nieposłuszeństwa. Höss wspominał na przykład o więźniarce, która:
"(…) pracowała u pewnego oficera SS i starała się z oczu odczytywać jego życzenia, ale zdecydowanie odmawiała czyszczenia munduru, czapki, butów, wszystkiego tego, co miało jakikolwiek związek z wojskiem. Nie chciała nawet dotknąć tych przedmiotów".
Niemiecki zbrodniarz twierdził przy tym, że zasadniczo "badaczki Pisma św. były ze swego losu zadowolone". Zdaniem byłego komendanta obozu działo się tak ponieważ:
"Miały one nadzieję, że na skutek cierpień dla Jehowy, jakie znosiły podczas uwięzienia, uzyskają dobre miejsce w jego królestwie, które wkrótce nadejdzie".
To jednak rzecz jasna tylko spojrzenie zdegenerowanego zbrodniarza. Do opinii człowieka, który miał na sumieniu niezliczone istnienia ludzkie należy podchodzić z rezerwą.
Inspiracja
Tekst został zainspirowany książką "Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz", która w zbeletryzowany sposób opisuje życie codzienne strażników z Auschwitz-Birkenau. Publikacja autorstwa Niny Majewskiej-Brown ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona.