Blisko ludziSama przeciwko Holywood. Patricia 80 lat temu jako pierwsza walczyła, by gwałt nazwano gwałtem

Sama przeciwko Holywood. Patricia 80 lat temu jako pierwsza walczyła, by gwałt nazwano gwałtem

Sama przeciwko Holywood. Patricia 80 lat temu jako pierwsza walczyła, by gwałt nazwano gwałtem
Źródło zdjęć: © 123RF
Lidia Pustelnik
23.10.2017 11:30, aktualizacja: 23.10.2017 12:09

Kiedy Patricia Douglas składała pozew przeciwko pracownikowi studia filmowego MGM, była sama przeciwko całej branży filmowej Holywood. Nie skończyła jeszcze dwudziestu lat i była przerażona, lecz wiedziała, że to, co się jej przydarzyło, nie powinno spotkać żadnej dziewczyny. Wówczas, w latach trzydziestych, nikt nie wspierał jej hashtagiem #metoo ani nie organizował manifestacji w jej obronie. Po jednej stronie była ona, po drugiej wielka korporacja, firmowana takimi twarzami, jak Elizabeth Taylor, Greta Garbo czy Judy Garland.

W 1937 roku Patricia Douglas była piękną, młodziutką dziewczyną o porcelanowej cerze. Urodziła się w Kansas City, ale już wówczas mieszkała w Holywood, dokąd pojechała razem z matką, Mildred Mitchell. Zresztą to ta ostatnia naciskała na przyjazd do filmowego raju – wyobrażała sobie, że będzie projektować suknie dla gwiazd filmowych – Marylin Monroe, Shirley Temple, Elizabeth Taylor. Zamiast tego została krawcową luksusowych prostytutek, zaniedbując przy okazji swoją nastoletnią córkę.

Patricia nigdy nie myślała poważnie o tym, żeby zostać aktorką. Nie piła, nie włóczyła się w podejrzanym towarzystwie, nawet nie miała chłopaka. Była skromną, ładną dziewczyną, której przygoda z branżą filmową była trochę przypadkowa i ona sama traktowała ją jako zabawę. Była za to urodzoną tancerką i w takim charakterze już w wieku 15 lat miała za sobą występ w dwóch poważnych produkcjach filmowych: "So this is Africa" i "Poszukiwaczkach złota". Nie starała się zrobić wielkiej kariery, nie szukała sposobów, żeby wygrywać castingi, jak podobno robiły inne dziewczęta w jej wieku. Kiedy 2 maja 1937 roku zadzwonił telefon z propozycją, by stawiła się w siedzibie MGM, wówczas największej wytwórni filmowej w Holywood, nie miała ochoty iść. – Nikt mi nie powiedział, że chodzi o imprezę. Gdybym wiedziała, wcale bym tam nie poszła – mówiła po latach Patricia w rozmowie z "Vanity Fair".

Obraz
© East News

A jednak poszła. MGM świętowało swój wielki sukces, czyli wyjście na prostą po Wielkim Kryzysie przełomu lat 20. i 30., który ich konkurentów, jak Paramount czy Fox, pchnął na skraj bankructwa. Patricia, w kusym przebraniu kowbojki, razem z innymi dziewczętami znalazła się w wielkiej sali bankietowej. Dziewczęta czekały cierpliwie przez dwie godziny, aż zjawią się goście – sami mężczyźni – aktorzy, producenci, pracownicy biur wytwórni. Pozbawione telefonu, nie mające dokąd uciec dziewczyny były zdane na łaskę i niełaskę coraz bardziej pijanych mężczyzn.

Dla Patricii wieczór zakończył się w najgorszy możliwy sposób. David Ross, 36-letni pracownik biura sprzedażowego z Chicago najpierw przy pomocy innego mężczyzny wlał jej do gardła kilka szklanek whisky, doprowadzając do tego, że dziewczyna wymiotowała w łazience. Kiedy Patricia wyszła na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, Ross podążył za nią i złapał ją mocno. – Wydaj dźwięk, a cię zabiję – szepnął jej do ucha. Mężczyzna zaciągnął ją do zaparkowanego nieopodal samochodu. Dziewczyna traciła przytomność, wówczas ten bił ją po twarzy. – Masz być przytomna. Masz współpracować – mówił do niej. David Ross, kawaler i katolik, brutalnie ją zgwałcił.

Krzyki dziewczyny w końcu usłyszał pracownik parkingu, Clement Soth. Zobaczył Patricię w strasznym stanie, a potem uciekającego Rossa. Wezwał pomoc. Zdruzgotaną, wymiotującą dziewczynę zabrano do szpitala, mieszczącego się na przeciwko siedziby MGM. Tam dziewczyna doznała kolejnego upokorzenia – dotąd nie rozbierała się nawet w obecności własnej matki, teraz najintymniejsze części jej ciała były pokazywane lekarzom, asystentom, pielęgniarkom. A jednak lekarz, dr Edward Lindquist, "niczego nie znalazł". Młodziutka Patricia nie mogła wówczas wiedzieć, że był on w dużej mierze zależny od MGM, współpracując z korporacją na różnych obszarach. Lindquist stwierdził, że choć nie może wskazać dowodów, jest zdania, że nie doszło do stosunku.

Dwa dni później Patricia stawiła się w studiu, żeby odebrać pieniądze za "występ" tego wieczór. Opowiedziała, co ją spotkało, ale zignorowano jej historię. Poczuła wściekłość. – Nie chciałam wyciągnąć od nikogo pieniędzy. Chciałam, żeby mi uwierzyli – opowiadała potem ofiara gwałtu.

Obraz
© East News

Patricia nie zamierzała iść na rękę MGM. Choć dotąd żadna kobieta nie odważyła się powiązać wielkiej wytwórni filmowej z przemocą seksualną, złożyła pozew przeciwko Rossowi i go wygrała. W tym czasie, w latach trzydziestych, kobiety nie wychodziły na ulice z jej powodu. Proces Patricii nie spowodował też, że inne tancerki i aktorki, na przykład te, które również były napastowane na imprezie MGM, zdecydowały się mówić o przypadkach molestowania. Co więcej, mimo że była ofiarą, to właśnie ona została napiętnowana jako ta, która "wywołała" do niedawna największą aferę w historii Holywood.

Patricia, której kariera była skończona, bo odważyła się wskazać palcem mężczyznę, który ją zgwałcił, znalazła w sobie siłę, by dalej normalnie żyć. – Myślę, że odezwała się moja irlandzka krew – powiedziała "Vanity Fair". – Chciałam, żeby mnie zrehabilitowano. Żeby ktoś powiedział: nie można tego robić kobiecie – mówiła. Dopiero w 2007 roku na podstawie jej historii powstał film "Girl 27" w reżyserii Davida Stenna.

Co zamierzamy z tym zrobić
Od gwałtu na Patricii Douglas minęło 80 lat, a aktorki, modelki, tancerki i pracownice biur wciąż padają ofiarami przemocy seksualnej w Holywood. Lista napastowanych kobiet przez słynnego producenta filmowego Harveya Winsteina obejmuje już kilkadziesiąt nazwisk i są na niej takie gwiazdy, jak Ashley Judd, Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow, Heather Graham, Kate Beckinsale, Lea Seydoux czy Rose McGowan. Aktorki nie chcą dłużej milczeć, bo jak zaznaczyli przedstawiciele Amerykańskiej Akademii Filmowej, usuwając Winsteina ze swojego grona, "skończyła się era molestowania seksualnego".

Wśród wszystkich głosów oburzenia szczególnie mocno wybrzmiewa głos Zoe Kazan. – Przemoc seksualna szerzy się w naszej branży – napisała na Twitterze. – On jest potworem, ale nie jest samotnym wilkiem. Jest cały system, który umożliwia, milcząco popiera i przedstawia takie zachowanie jako akceptowalne. Mam nadzieję, że pociągnięcie go do odpowiedzialności sprawi, że to się zmieni. Ale to może się wydarzyć tylko, jeśli nie będziemy myśleć o nim jako o wyjątku, ale jako przykładzie [takiego zachowania – przyp. red.].

W odpowiedzi na aferę miliony kobiet na całym świecie publikują na portalach społecznościowych hashtag #metoo, niektóre dodają opis swoich doświadczeń. Chcą w ten sposób pokazać solidarność z innymi ofiarami gwałtów i molestowania i zwrócić uwagę na to, o czym mówi Kazan – to nie są samotne wilki, prawie każda z nas zna mężczyznę, który skrzywdził kobietę lub dziecko.

Niektóre kobiety chcą zrobić jeszcze jeden krok do przodu. Choć mówimy, że kobiety "są molestowane" i że "doszło do gwałtu", za tymi przestępstwami stoją konkretne osoby. W związku z tym Francuzki apelują, by opowiadając o doznanych krzywdach, być bardziej precyzyjnym i nie wahać się wskazać napastnika, dodając hashtag #BalanceTonPorc ( #ExposeYourPig, dosł. "wskaż swoją świnię"). Napastnicy bowiem nie mogą czuć się bezkarni. Kobiety na całym świecie mówią: dość.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (23)
Zobacz także