#Wszechmocne. Sandra Kubicka od lat zmaga się z PCOS. "Uśmiechałam się do zdjęć, a w środku wyłam z rozpaczy"
Gdy zachorowała na zespół policystycznych jajników, przeszła przyspieszony kurs dojrzewania. Z symbolu seksu stała się twardo stąpającą po ziemi bizneswoman i nieformalną rzeczniczką Polek cierpiących na PCOS. W wywiadzie dla WP Kobieta Sandra Kubicka mówi o uczuciach, które dotąd zachowywała tylko dla siebie.
25.10.2021 | aktual.: 18.08.2022 22:01
Marta Kutkowska, WP Kobieta: Kilka dni temu na Instagramie opublikowałaś post podsumowujący dwa lata walki z PCOS. Nie musiałaś mówić głośno o chorobie, a jednak to zrobiłaś. Dlaczego?
Sandra Kubicka: Chciałam uświadamiać inne dziewczyny. Sama wcześniej nie miałam pojęcia, że taka choroba w ogóle istnieje. Nie potrafiłam zrozumieć, co się dzieje z moim ciałem. Zewsząd dochodziły do mnie komentarze: "Kubicka imprezuje", "bierze narkotyki", "zapuściła się". Wyobraź sobie, jak mogłam się czuć, słysząc te wszystkie zarzuty. Byłam bezradna. Gdy usłyszałam diagnozę, po pierwsze zależało mi, żeby uświadomić dziewczyny, że jest taka choroba, po drugie, chciałam, żeby ci wszyscy ludzie, którzy wcześniej mi dowalali, poczuli się głupio. Miałam dość publicznego linczu i w końcu wybuchłam.
Kilka lat temu branża modelingowa nie wybaczała dodatkowych kilogramów. Spotkało cię z tego powodu coś przykrego?
Byłam w top dziesięć najchętniej wybieranych modelek w największej agencji modelek na świecie. Miałam po trzy, cztery sesje tygodniowo. Potem zachorowałam i nagle sesji było coraz mniej… Zostałam zwolniona z pracy po 15 latach. Szefowa w mailu uzasadniającym zerwanie kontraktu napisała, że "Sandra jest spuchnięta, bo jest zapita". To było dla mnie jak policzek. Zrozumiałam, że dotąd cała moja kariera była oparta na wyglądzie. A co, gdybym wpadła pod samochód? Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zainwestowałam pieniądze, otworzyłam swój biznes. Na szczęście sytuacja w modelingu się zmienia. Ostatnio zadzwonił do mnie klient, z którym pracowałam jeszcze przed chorobą. Powiedział, że nie interesuje go, że nie jestem teraz w świetnej formie. Kazał wysłać wymiary, by mogli dla mnie uszyć ubrania. Powiedział wtedy: "dla mnie jesteś tak samo piękna w każdym rozmiarze". Cieszę się, że mogę zmieniać branżę, a nie zmieniać się dla branży.
Napisałaś we wspomnianym poście, że przez chorobę "wylałaś morze łez". Co było dla ciebie najtrudniejsze?
Starałam się o dziecko rok temu z moim byłym partnerem. Zespół policystycznych jajników charakteryzuje się między innymi tym, że mamy okres, ale nie zawsze występuje owulacja. Więc co miesiąc, gdy według mojego kalendarza powinnam mieć dni płodne, robiłam test owulacyjny. I co miesiąc wychodził negatywny. Zresztą to samo wydarzyło się w tym tygodniu. Byłam tak zrozpaczona, że popłakałam się pod prysznicem. Czuję się bezwartościowa jako kobieta, bo moje ciało nie potrafi spełnić tego "najważniejszego zadania", "stworzenia nowego życia". To nie jest tak, że ja chcę teraz, natychmiast mieć dziecko, tylko czuć, że po prostu mogę je mieć. Na szczęście mam wsparcie rodziny i dobrego lekarza. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zostać mamą. To moje największe marzenie.
Czytaj też: Jest wyzywana od "świni" i "spasionej orki". Dominika Gwit mówi nam, jak radzi sobie z hejtem
Co zrobiłaś, by poczuć się z tym wszystkim lepiej?
Pomogła mi wizyta u psychiatry, a potem terapia u psychologa. To było podczas "Tańca z gwiazdami". Musiałam się cały czas uśmiechać i chodzić na treningi, a w środku wyłam ze smutku. Byłam pod wielką presją, bo nie mogłam zajść w ciążę, mój narzeczony robił sceny zazdrości i doszła jeszcze afera o psa. Ludzie stali pod moim domem i mi grozili. W końcu się poddałam, zadzwoniłam do mamy i przyjaciół, i powiedziałam im: "potrzebuję pomocy, nie chce mi się żyć". Teraz cieszę się, że miałam jeszcze tyle siły, żeby się zwrócić o wsparcie, bo wiele osób jej nie ma i decyduje się na tragiczne rozwiązania. Dlatego mówię o tym głośno: "nie ma niczego wstydliwego w korzystaniu z terapii psychologicznej czy farmakoterapii". Z dołka można wyjść. Mnie się udało.
Stałaś się nieformalną rzeczniczką kobiet z PCOS w Polsce. Domyślam się, że dostajesz wiele wiadomości od dziewczyn, które usłyszały podobną diagnozę. Jak określiłabyś kondycję psychiczna osób z tą chorobą w Polsce?
Jestem w ogromnym szoku. Mówimy o tysiącach dziewczyn, codziennie dostaję kilkadziesiąt wiadomości. "Sandra, dowiedziałam się, że mam PCOS", "Sandra, mąż mnie zostawił, nie mogę na siebie patrzeć". Niektóre piszą do mnie, że przez PCOS poroniły. Ale są też wspaniałe historie. Niektóre kobiety cieszą się, bo udało im się zajść w ciążę. Wiem, że pomogłam zwiększyć świadomość Polek na temat diagnostyki i leczenia tej choroby. Wiele dziewczyn zgłosiło się do specjalistów. Nawet mój lekarz mówi o "efekcie Sandry". Mówi, że musiał otworzyć praktykę także w niedzielę, tyle mu przybyło pacjentek. Mam taki pomysł, żeby dla wszystkich dziewczyn zorganizować warsztaty psychologiczne. Aktualnie szukamy odpowiedniego miejsca.
Pokazujesz się na swoim koncie na Instagramie bez filtra, bez makijażu, nawet gdy twoja cera nie jest nieskazitelna. A ostatnio jedna z influencerek opublikowała zdjęcie "no make up", na którym była ewidentnie umalowana i "wygładzona" mocnym filtrem.
Nieodpowiedzialne działania influencerów mają fatalne skutki dla zdrowia psychicznego nastolatek. Celebrytki wrzucają zdjęcie "bez makijażu", za to ze zrobionym makijażem permanentnym, sztucznymi rzęsami i z filtrem "perfect face". Sama padłam ofiarą Instagrama, gdy rozstałam się z narzeczonym i nie chodziłam na randki. Byłam przekonana, że jestem nieatrakcyjna, gruba. Porównywałam się do idealnych influencerek. W końcu wydrukowałam zdjęcie jakiejś gwiazdy Instagrama i pojechałam do kliniki medycyny estetycznej. Powiedziałam: chcę wyglądać jak ona. Na szczęście lekarka powiedziała, że mi tego nie zrobi. Wtedy byłam niezadowolona, ale teraz jestem jej wdzięczna.
"Obsesja piękna" to fakt. Nie mówimy za to o rzeczach najistotniejszych, np. o potrzebie robienia regularnych badań. To dlatego zdecydowałaś się na udział w kampanii Estee Lauder "Powiedz bliskiej osobie", mającej na celu zwiększenie świadomości na temat raka piersi?
Bardzo się cieszę, że zostałam ambasadorką tej kampanii. Uważam, że powinnam swoją popularność wykorzystywać w słusznym celu. Niestety, temat raka piersi jest mi bliski. Po podwójnej mastektomii jest moja ciocia, choruje też moja koleżanka. Sama badam się regularnie i zachęcam do tego wszystkie dziewczyny. Zdrowie powinno być na pierwszym miejscu.
Co oprócz badań składa się na twoje "selfcare"?
Dyscyplina. Nie mam pracy, do której muszę codziennie chodzić, ale staram się wstawać każdego dnia o tej samej porze. Ubieram się i maluje, nie dla mężczyzn, tylko dla siebie. Zwracam uwagę na to, co jem, gotuję w domu. Odstawiłam kawę, zamiast tego piję matchę. Uprawiam sport, biegam z koleżanką. Mam też swoje rytuały. Niedawno była pełnia księżyca, spaliłam kadzidełka, poczytałam książkę, pomedytowałam. Muszę bardzo uważać na stres. PCOS karmi się stresem.
Ostatnio chyba tego stresu znów masz aż nadto…
Tak, od kiedy wyszło na jaw, że jestem w związku z Baronem, paparazzi stoją na każdym rogu. Dlatego trochę się ukrywam. Jesteśmy tym zmęczeni, ale też pełni wiary, że będzie dobrze. Mam w Aleksandrze wielkie wsparcie, dlatego nie robią na mnie wrażenia kolejne komentarze, że mam pryszcza albo wielkie uda. Takie rzeczy po prostu nie mają żadnego znaczenia.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!