Blisko ludziJest wyzywana od "świni" i "spasionej orki". Dominika Gwit mówi nam, jak radzi sobie z hejtem

Jest wyzywana od "świni" i "spasionej orki". Dominika Gwit mówi nam, jak radzi sobie z hejtem

Dominika Gwit z odwagą realizuje swoje marzenia. Gra w teatrze, upomniało się o nią kino, a teraz jeździ po Polsce z autorskim stand-upem. W spektaklu polemizuje z bolesnymi komentarzami na swój temat. Mówi "jak to robi z mężem" i tłumaczy, że "gruba też jest warta miłości". W rozmowie z WP Kobieta mówi, jak udało jej się dojść do miejsca, w którym jest teraz.

Dominika Gwit na premierze swojego stand up-u
Dominika Gwit na premierze swojego stand up-u
Źródło zdjęć: © AKPA | Gałązka
Marta Kutkowska

09.10.2021 22:21

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Marta Kutkowska, WP Kobieta: Jest pani na diecie?

Dominika Gwit: (śmiech) Wszyscy mnie o to pytają.

Zadałam to pytanie przewrotnie, bo podczas stand-upu "Dystans albo wszyscy umrzemy" wyśmiewa pani dziennikarzy, których interesuje tylko to zagadnienie. Ale tak zupełnie szczerze. Nie jest pani tak po ludzku wściekła, gdy ktoś znów pyta panią o dietę?

Jestem. Doprowadza mnie to do szału. Leczę się, dbam o swoje zdrowie, a wciąż muszę się tłumaczyć z tego, jak wyglądam. Dlatego na to pytanie odpowiadam: "a nie widać?" i ucinam wątek.

Tymczasem jest pani w świetnym punkcie w życiu. Prywatnym i zawodowym. Skąd pomysł na autorski stand-up, formę, która wymaga bardzo dużo autoironii?

Gra mi w duszy muzyka i zawsze marzyłam o autorskim recitalu. W lutym zostały trochę poluzowane obostrzenia i pojechałam z moim mężem w góry. Poszliśmy na spektakl - przyjechał akurat teatr z Zakopanego. Aktorka śpiewała przy akompaniamencie fortepianu. Wtedy pomyślałam, że najwyższy czas zrobić coś swojego. Chciałam opowiedzieć w tekście o swoich doświadczeniach i okrasić to ulubionymi piosenkami. Zgodził się pomóc Robert Górski, guru polskiego kabaretu. Po kilku miesiącach ciężkiej pracy w końcu udało się spektakl pokazać publiczności.

Wybrałam tytuł "Dystans albo wszyscy umrzemy", bo chciałam przekazać ludziom, że dystans to jest podstawa naszej wolności. Chciałam, żeby odbiorcy zrozumieli, że w momencie, kiedy zrzucimy z siebie kompleksy, rzeczy, które nas blokują, będzie nam łatwiej dostrzegać to, co jest najistotniejsze. Żyjemy w trudnych czasach, jesteśmy przebodźcowani, nie potrafimy ustalić priorytetów, poświęcamy życie na pracę w korporacji, a zaniedbujemy swoją rodzinę. Sama byłam w pewnym momencie bardzo zagubiona, w stand-upie chciałam pokazać drogę do mojego dystansu w humorystyczny sposób.

W jakim momencie sama pozbyła się pani swoich blokad, kompleksów?

Był taki moment w moim życiu, że nie radziłam sobie ze sobą, z moimi wahaniami wagi. Myślałam nawet, że powinnam udać się na terapię. Byłam bardzo nieszczęśliwa, wydawało mi się, że waga mnie definiuje. Katowałam się dietami, chudłam i tyłam na zmianę. System żywieniowy, który stosowałam, wymagał liczenia każdego grama węglowodanów, każdej kalorii. Schudłam 50 kg, ale dalej nie mogłam patrzeć w lustro. Punktem zwrotnym w moim życiu były diagnozy lekarskie. Okazało się, że aby utrzymać niską wagę, musiałabym całe życie być na diecie. Zaczęłam brać leki i przestałam tyć. Pewnie mogłabym zeszczupleć, ale przestało to być dla mnie priorytetem. Od kiedy zaczęłam stawiać na zdrowie, nie na wygląd, wszystko się zmieniło.

Ja na pani stand-upie śmiałam się cały czas, ale pada tam bardzo wiele gorzkich słów. Naprawdę słyszała pani że "jest gruba, więc nie zasługuje na miłość"?

W spektaklu jest bardzo dużo kreacji, ale rzeczywiście słyszałam od ludzi non stop, że "gruba to gorsza" i że "nie powinnam z nikim być". Byli zaskoczeni, że ktoś w ogóle się mną zainteresował.

Myślała pani, że nie jest godna miłości?

Był taki moment w moim życiu, że byłam przekonana, że zawsze będę sama. Nie miałam problemów ze spełnianiem marzeń zawodowych, zawsze nosiłam głowę wysoko. Ale w relacjach damsko-męskich nie radziłam sobie zbyt dobrze. Jednak kiedy kolejny raz przytyłam po spektakularnej utracie wagi, spojrzałam w lustro i powiedziałam do siebie: "Zacznij się kochać dziewczyno, bo nie wróżę ci żadnej przyszłości".

A wcześniej co pani mówiła do lustra?

Odwracałam się od niego. W ogóle w nie nie patrzyłam. Ale potem tupnęłam nogą i zaczęłam otaczać się miłością. I przyszedł w końcu Wojtek i super się to potoczyło. Teraz wiem, że każdy z nas zasługuje na miłość. Każdy z nas ma swoje życie, swoją historię, ale wszyscy mamy te sama prawa.

Ludzie lubią wam zaglądać do łóżka. Pod artykułami wypytują "jak wy to robicie". Jak sobie pani radzi z takimi ohydnymi komentarzami?

Mnie hejt otacza od zawsze. Staram się śmiać z takich komentarzy. Co z tego, że ktoś mnie po raz tysięczny nazwie "świnią" albo "spasioną orką". Mnie to nie rusza, bo mam piękne życie. Żal mi tych ludzi, bo nie mają szacunku do siebie, żadnej godności.

No dobra, ale jak jest z tym seksem? Polki mają przez cały czas problem z akceptacją ciała, co przekłada się na radość z intymności.

Nie zaproszę czytelników do łóżka (śmiech). Powiem tylko, że w momencie, kiedy pozbywamy się kompleksów i blokad związanych z ciałem, możemy się cieszyć życiem w każdym aspekcie.

 W jaki sposób dba pani o siebie? Jakie ma pani rytuały?

Uwielbiam masaże, mogłabym siedzieć w spa całe dnie. Często chodzę do kosmetyczek, uwielbiam robić sobie paznokcie i rzęsy. Bardzo lubię pływać i jeżdżę na rowerze. Nawet dzisiaj przyjechałam do pani na rowerze. Staram się jeść dużo warzyw i owoców, stosuję suplementację. Jestem normalnym człowiekiem i prowadzę normalne życie. Nie jestem żadnym guru i nie chcę mówić ludziom, jak mają żyć. Przeszłam coś w swoim życiu i chcę się tym dzielić.

A moim zdaniem jest pani guru dla wielu kobiet. Nie znam drugiej osoby w przestrzeni publicznej, która dostałaby od mediów tyle ciosów z każdej strony. Wyszła pani z tego z podniesioną głową i żyje na własnych zasadach. Jaką ma pani radę dla tych wszystkich nastolatek, które wchodzą w brutalny świat social mediów, notorycznego oceniania swojego ciała?

Jeśli masz jakieś marzenia, zacznij je spełniać. Nie przez Instagram, ale przez swoją ciężką pracę. Dowiedz się, czego pragniesz i zacznij to realizować. Szukaj dobrych ludzi wokół siebie. Jeśli nie masz wsparcia w rodzinie, poszukaj go gdzie indziej. Żyj w realu. Nie skupiaj się na tym, co myślą inni, bo to ty jesteś dla siebie najważniejsza.

Co doradziłaby pani nastolatce, która słyszy przykre uwagi na temat swojego wyglądu?

W gimnazjum podszedł do mnie chłopak i nazwał mnie grubą świnią. Powiedziałam mu, że jest słaby i dlatego się na mnie wyżywa. Wtedy napluł mi na spodnie. Wiedziałam, że nosi ze sobą jakiś wielki bagaż, że zareagował tak z bezsilności. Ludzie, którzy cię obrażają, sami mają problemy. O tym kazałabym pamiętać.

Co pani myśli o ruchu body positive?

Uważam, że jest bardzo potrzebny w tym szalonym i zwariowanym świecie. Fajnie, że w przestrzeni internetowej są pokazywane różne typy kobiet i sylwetek. Ale nie możemy popadać w skrajności. "Body positive" nie oznacza, że mamy rezygnować z dbania o siebie, o swoje zdrowie. Nie usprawiedliwiajmy lenistwa, np. zaniedbywania robienia badań hasłem "body positive".

Jakie są pani artystyczne marzenia?

Niedawno zagrałam w "Innych ludziach" - filmie Aleksandry Terpińskiej na motywach książki Doroty Masłowskiej, pojawiłam się też w filmie "Gierek". Chciałabym się mocniej w kinie rozgościć. Wybrałam jednak zawód nieprzewidywalny, więc nie chcę zapeszać. Nie jestem pazerna. Kończę swój stand-up piosenką "Sobie i Wam". I tak sobie myślę, że żadne pieniądze, żadna kariera nie zapewnią nam spokoju, jeśli pod koniec dnia nie będziemy potrafili spojrzeć sobie w twarz i pomyśleć, że jesteśmy dobrymi ludźmi.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Komentarze (449)