Sekielski mówi, jak piją Polki. "Kobiety dużo częściej się ukrywają"
- Funkcjonuje myślenie, że mężczyzna musi się wyszaleć, że jak czasem przesadzi z alkoholem, to nic wielkiego. Mężczyznom wolno pić, wolno się upijać, wolno robić różne nieprzyjemne rzeczy. Kobiecie zdecydowanie nie - mówi Marek Sekielski, autor książki "Polka na odwyku".
Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Jak piją Polki, a jak piją Polacy? Czy widać tu wyraźne różnice między płciami?
Marek Sekielski: Pierwszą różnicą, która przychodzi mi do głowy, jest to, że kobiety dużo częściej się ukrywają. Faceci też nie zawsze piją jawnie, ale mężczyźnie w Polsce wciąż "wolno" się upijać. Alkohol to kolejny temat, w którym wybija się nasz kulturowy patriarchat. Funkcjonuje myślenie, że mężczyzna musi się wyszaleć, że jak czasem przesadzi z alkoholem, to nic wielkiego. Mężczyznom wolno pić, wolno się upijać, wolno robić różne nieprzyjemne rzeczy. Kobiecie zdecydowanie nie.
Bardziej stygmatyzujemy pijące kobiety niż mężczyzn?
Zdecydowanie. Moim zdaniem pijący mężczyźni są praktycznie niestygmatyzowani. A kobieta pijąca natychmiast zostaje zmieszana z błotem, a w dodatku odruchowo połączona w brutalny sposób z seksualnością. Padają określenia typu "dziwka", "łajdaczy się", "szlaja". Kobieta ma być silna, ma dbać o dom, o dzieci, o męża, ogarniać wszystko na raz. Ma być jeszcze uśmiechnięta, "wyprasowana", zadbana, najpiękniejsza. W tym modelu nie ma w ogóle miejsca na słabość.
Faktycznie, w społeczeństwie jest niewiele przyzwolenia na kobiecą słabość. Czy zdarza się, że to właśnie ten czynnik pcha kobiety do picia?
Myślę, że kobiety sięgają po alkohol z tych samych powodów, co mężczyźni. Zawsze pod spodem jest jakiś ból, krzywda, niedobór: trauma, brak poczucia przynależności, miłości, akceptacji. Substancja - czy to alkohol, czy narkotyk - jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Człowiek raz czy drugi przypadkiem doświadcza, że po alkoholu ten ból istnienia na chwilę znika, że robi się "miło". I jeśli nie ma innych narzędzi, żeby sobie z tym bólem poradzić, bardzo łatwo wchodzi w uzależnienie.
W Pana rozmowach z bohaterkami często powtarzają się wątki osamotnienia, perfekcjonizmu, szczególnie w odniesieniu do wyglądu. Co jeszcze wraca najczęściej?
Kluczowe jest poczucie własnej wartości - czynnik, który nierzadko warunkuje to uzależnienie. I tu dochodzimy do specyficznej presji, z jaką mierzą się kobiety. Żyjemy w świecie social mediów, który promuje absolutnie nierealne wzorce. Widzimy kobiety po pięćdziesiątce czy sześćdziesiątce z wygładzonymi twarzami, idealnie szczupłe, wiecznie młode.
W realnym życiu spotka się może jedną taką osobę, a mimo to, to jest wzorzec. Faceci? Facet z brzuszkiem nikogo specjalnie nie dziwi, wiele kobiet mówi wręcz, że to bywa "urocze". Na kobietach presja jest dużo większa - nie tylko pod kątem wyglądu, ale i małżeństwa czy macierzyństwa. Nie zazdroszczę kobietom bycia kobietami w tej kulturze.
Kobiety, które podzieliły się z panem swoimi historiami, z reguły zaczynały sięgać po alkohol w bardzo młodym wieku - niektóre jeszcze w szkole podstawowej, inne w wieku 13-14 lat. Za bardzo w Polsce przyzwalamy na nastoletnie picie? Widzimy w tym jakiś niewinny problem i przegapiamy lampkę alarmową?
My w Polsce w ogóle za bardzo akceptujemy picie. To widać nie tylko po nastolatkach, ale i po dorosłych. Zużycie alkoholu na głowę rośnie z roku na rok - zbliżamy się do około 11 litrów czystego alkoholu rocznie na osobę. Ostatnie badania mówiły o 4-5 milionach osób, które piją w sposób wskazujący na uzależnienie albo bardzo szkodliwy.
Ale na tym się przecież problem nie kończy. Są współuzależnieni partnerzy - najczęściej właśnie kobiety - i są dzieci wychowywane w dysfunkcyjnych domach. Jeśli zliczymy osoby uzależnione, współuzależnione i dorosłe dzieci alkoholików, to mówimy o 10-12 milionach Polek i Polaków, których życie zostało skrzywdzone przez alkohol. To jest prawie jedna trzecia społeczeństwa. Mamy zbiorowy, pokoleniowy syndrom DDA.
Trudniejsze jest wyjście z nałogu samemu czy przepracowanie skutków dorastania w domu z alkoholem?
Na pewno nie da się tego jednoznacznie porównać, ale z mojego doświadczenia łatwiej jest wyjść z uzależnienia niż z tego, co zostaje po dzieciństwie w alkoholowym domu. To piekło, które się w człowieku niesie latami. I to często dotyczy ludzi, którzy w ogóle nie piją. Dzieci przecież nie zawiniły, nie nalewały rodzicom do kieliszka. Urodziły się w takim domu, nie miały żadnego wyboru, a później całe życie muszą pracować nad deficytami, które tam dostały w "pakiecie startowym".
Dostęp to jedno. A forma? Świetnie sprzedają nam się w Polsce małpki. One też przewijają się nierzadko w historiach pana bohaterek: łatwiej je przemycić, można wrzucić do torebki. To też ułatwia uzależnionemu picie, czy jeśli nie ta forma, to poradzi sobie inaczej?
Dane sprzed kilku lat pokazywały, że w popularnych sieciach jednymi z trzech najczęściej kupowanych rano produktów są właśnie "małpki", czyli małe pojemności mocnych alkoholi. To mówi samo za siebie. Ludzie idą do pracy, nie mogą wypić pół litra, więc biorą setkę czy dwie. To jest "dyskretne" picie, które ułatwia utrzymywanie nałogu w tajemnicy. Czy zakazać konkretnego formatu butelki? Nie jestem socjologiem, to pewnie wymagałoby pogłębionej analizy, badań, ale przypuszczam, że też mogłoby pomóc.
Mnie jest bardzo bliski model skandynawski: ograniczona liczba punktów sprzedających alkohol, określone godziny sprzedaży, realne utrudnienie dostępu. Sam kiedyś, jeszcze pijąc alkohol, w Malmö musiałem się porządnie natrudzić, żeby kupić butelkę. I to nie przypadek, że po wprowadzeniu takich rozwiązań w krajach skandynawskich statystyki związane z przemocą, wypadkami i uzależnieniami od alkoholu zaczęły się poprawiać.
Tymczasem u nas nie tylko nie ograniczamy dostępu, ale wręcz go ułatwiamy: alkohol na stacjach benzynowych, alkohol z dowozem pod drzwi przez aplikację...
To jest kompletny absurd. Z jednej strony robimy kampanie "Piłeś? Nie jedź", z drugiej pozwalamy sprzedawać wódkę na stacjach, w kraju z ogromnym problemem pijanych kierowców. Kontrole są wyrywkowe, a i tak za każdym razem zatrzymuje się tysiące osób. Możemy sobie wyobrazić, jaka jest skala. Zakupy z dowozem to idealne rozwiązanie dla osoby uzależnionej, bo odpada konieczność wyjścia z domu, zderzenia się ze wstydem, że ktoś zobaczy, ile i jak często się kupuje.
W rozmowie ze specjalistką uzależnień usłyszałam kiedyś bardzo obrazowe zdanie: w Polsce łatwiej kupić wódkę niż chleb czy mleko dla dziecka. Można ją dostać prawie wszędzie, przez całą dobę. Co to wszystko o nas mówi jako o społeczeństwie?
Że mamy od lat wyjątkowo denną klasę polityczną. Polityków, którym brakuje odwagi, żeby podejmować niepopularne decyzje.
Skoro piją miliony, to taka decyzja uderza w potencjalnego wyborcę.
Tylko że to jest prymitywne myślenie, bo już wstępne badania opinii na ten temat wykazały, że większość obywateli nie obraziłaby się o to, że będzie mniej sklepów z alkoholem, że nie kupi wódki na stacji, a po 23 nie dostanie flaszki za rogiem. Gdyby politykom naprawdę zależało na dobrobycie społeczeństwa, to dawno by z tym zrobiono porządek. Dlatego nie wierzę już w ich dobre intencje.
Rozmawiała Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.