Serce trolla. Kilkuset obcych facetów pomogło Krzyśkowi, który chce żyć z gotowania
W Mirkach siła. Tym imieniem określają się żartobliwie mężczyźni korzystający z portalu Wykop.pl. Na co dzień śmieszkujący w sieci pod pseudonimami i niezbyt tolerancyjni, masowo odpowiedzieli na apel Krzyśka.
"Mam 23 lata i choruję na serce: migotanie przedsionków, nadciśnienie, ubytki w przegrodzie, długo by wymieniać" – napisał chłopak. I choć opublikowany przez niego post wygląda jak preludium do kolejnej zbiórki pieniędzy, to nią nie jest.
Pomaganie jest piękne i dobre. Tyle że przeniesienie próśb o wsparcie online, oprócz nieporównywalnie większego zasięgu, ma też kilka zasadniczych wad.
Zbiórka za zbiórką opatrzona zdjęciami chorych dzieci czy skrzywdzonych zwierząt sprawia, że z czasem obrazy cierpienia nam powszednieją. A ci, którym nie powszednieją, zaczynają blokować na Facebooku rasowych udostępniaczy.
Krzysiek też postanowił zorganizować zbiórkę, ale nie pieniędzy, tylko zamówienia na ciasta i inne własnoręcznie przygotowywane potrawy.
Nie chciał prosić nikogo o pomoc, ale przez problemy z sercem musiał zrezygnować z pracy. Stresująca sytuacja, nadmiar wysiłku i Krzysiek budził się w szpitalu nie do końca pamiętając, co się stało. Tracił przytomność, ale nie odzyskiwał jej po chwili, jak to zazwyczaj bywa w przypadku omdleń. Koledzy wzywali karetkę.
Jeśli wspominał o wadzie serca, miał problemy z dostaniem pracy, więc przestał. Zdarzało się też, że po kolejnym omdleniu był zwalniany - jak to na śmieciówkach – z dnia na dzień i bez powodu.
- Raz usłyszałem w pracy w twarz, o co chodzi. Szefowa powiedziała, że taki pracownik jak ja jest dla niej bezwartościowy i że ona "za to" odpowiadała nie będzie. Poczułem się ohydnie – opowiada Krzysiek. Inni myśleli to samo, ale przynajmniej nie mówili mu tego w twarz.
Żeby zapanować nad stresem, który w połączeniu z chorobami serca doprowadzał do omdleń, zwiększył dawki leków i poszedł na terapię. Miał jednak dość ciągłych zmian zatrudnienia i tej codziennej niepewności: wyląduje znowu na oddziale, czy nie?
Od dawna interesował się grafiką komputerową, postanowił szukać zleceń. Na początku jakoś szło, ale rynek jest już wysycony profesjonalnymi grafikami-freelancerami. Krzysiek nie jest profesjonalistą. Ma tylko licencjat z chemii.
Zlecenia spływały w kratkę, trudno się było z tego utrzymać. Jakieś dwa miesiące temu Krzysiek sprawdził stan konta i zastanawiał się, co jeszcze mógłby robić z domu. Nagle go olśniło. Przecież nieustannie gotuje i piecze, a to umiejętność, którą da się spieniężyć.
Doświadczenie miał spore. Jego mama została sama z piątką dzieci, a gdy starsi bracia wyprowadzili się z domu, Krzysiek musiał przejąć część "dorosłych" obowiązków. Został z trojgiem młodszego rodzeństwa i, chcąc nie chcąc, zaczął przygotowywać posiłki. Najpierw kanapki, potem zupy, a w końcu dwudaniowe obiady. Chociaż większość nastolatków byłaby wściekła, on to uwielbiał. Pierwszą pracę znalazł w gastronomi. Podglądał kucharzy, żartował z klientami.
- Nie chodzi o samo gotowanie, ale o ludzi. Posiłki zbliżają, relaksują, sprawiają przyjemność. No i jeśli masz do tego jakieś tam zdolności i wkładasz serce to się potem czuje, tak mi się wydaje – tłumaczy nam lekko speszony Krzysiek.
Z gotowanie na zamówienie był jeden problem. Nie bardzo wiedział, jak zacząć. Profil na Facebooku trudno byłoby rozreklamować, bo znajomi Krzyśka są przeważnie niewiele po dwudziestce, więc to nie jego grupa odbiorców. Podobnie ze stroną firmową czy blogiem. Poza tym, nie zależało mu, żeby firmować jedzenie swoją twarzą i prosić kogokolwiek o pomoc, chciał gotować.
Wtedy pomyślał o Wykopie, portalu społecznościowym, którego użytkownicy udostępniają sobie różne treści wyszperane w sieci, ale i własne historie czy przemyślenia. Zarejestrowane osoby są anonimowe i używają pseudonimów, a to odpowiadało Krzyśkowi.
Nad tym, czy nie opisać pokrótce swojej historii i nie przedstawić przykładowego menu, zastanawiał się dobrych kilka miesięcy. Wykop to specyficzne miejsce.
- Z jednej strony to kopalnia wiedzy, do tego dzięki portalowi nie raz pomagano zwyczajnym ludziom, którzy nie mieliby szans przebić się gdzie indziej. Z drugiej strony anonimowość sprawia, że jest tam masa wyżywających się frustratów. Miałem opory, bałem się hejtu – tłumaczy Krzysiek.
Kilka dni temu zebrał się w sobie i opublikował post. Efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Dostał kilkaset wiadomości, nie tylko z zamówieniami. Pisali do niego ludzie z wadami i chorobami serca, którzy też mieli problem ze znalezieniem pracy. Zwierzały się, że czują się gorsze, a do tego niektórzy traktują je jak oszustów. Jeśli jeździsz na wózku, wiadomo że jesteś osobą z niepełnosprawnością, a problemów z sercem przeważnie nie widać.
- Do każdego zamówienia podchodzę indywidualnie. Będę piekł torty bez glutenu, bez laktozy, ciasto na awokado, co kto lubi. Z jednym chłopakiem umówiłem się nawet na przygotowywanie diety pudełkowej. Nie miałem z tym problemu, ponad rok pracowałem w takim cateringu, do tego studiuję technologię żywienia – zapala się Krzysiek.
Od sąsiadki pożyczył formy do tortów, poprosił znajomego o kupienie składników, których nie ma w dyskoncie. W dodatku okazało się, że jeden z wykopowiczów, który do niego napisał, mieszka na tej samej ulicy. Wpadł na kawę.
Krzysiek nie może ze mną rozmawiać zbyt długo. Musi wyjąć biszkopt z piekarnika. Na jutro ma do upieczenia 10 tortów, na sobotę – aż 18. Jego kalendarz jest wypełniony do końca lutego.
Większość osób, która do niego napisała, to mężczyźni. Co prawda stanowią większość użytkowników Wykopu, ale Krzysiek nigdy nie przypuszczałby, że będą chcieli mu pomóc nastolatkowie, albo stateczni panowie z wąsem, którzy są skłonni przejechać 40 kilometrów po odbiór pierogów z kaczką i morelą.
- Oferuję konkretny produkt, ale osoby, które do mnie napisały, nie miały pojęcia jak gotuję, nie widziały, jak piekę. Zdjęć swoich ciast mam tylko kilka. Bardzo mi zależy, żeby się na mnie nie zawiedli. Nie mogli mieć pewności, że nie jestem trollem, który chce wyłudzić pieniądze "na litość". Kiedy nagle dostajesz tyle wsparcia od obcych ludzi, myślisz, że mimo tego całego hejtu, który widzimy i którym się straszymy, kiedy przychodzi co do czego, możemy liczyć na siebie – opowiada 23-latek.
Rozłączamy się, bo biszkopty, ale Krzysiek dzwoni do mnie kilka godzin później. Chce, żebym napisała jeszcze, że dziękuje mamie. Mamie, no i Sylwkowi. Nie wiem, kim jest Sylwek, ale pewnie zasłużył.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl