SI‑MI - moda grunge, która nie chce się buntować
Zwracają uwagę na trendy, ale nie podążają za nimi ślepo, tylko interpretują je na własny sposób. Kochają styl grunge, ale nie próbują być buntowniczy. Nie dorabiają do niczego żadnej filozofii, bo chcą być po prostu dla ludzi. Zamiast na wybiegach, wolą widzieć swoje ubrania na ulicach. Z Moną Kinal, dyrektor kreatywną polskiej marki SI-MI, rozmawia Kamila Żyźniewska.
30.04.2015 | aktual.: 06.05.2015 08:36
WP: : Czy uważasz, że trendy są potrzebne?
Powiem ci, że jeszcze jakiś czas temu analizowałam je dość intensywnie i z wyprzedzeniem, skrupulatnie śledziłam, co proponuje WGSN (słynny portal zajmujący się przewidywaniem trendów – red.). To wyjątkowo cenne źródło informacji oraz inspiracji, bo podchodzą tam do tematu holistycznie – można dowiedzieć się sporo zarówno o tkaninach, które będą obowiązywać, palecie barw czy deseniach, ale także, gdzie dany trend ma swoje korzenie z perspektywy kultury czy sztuki. Jest to fascynujące i wzbogacające, bo nie jest tylko dosłownym opisaniem danych tendencji czy prostym pokazaniem kilku reprezentujących konkretny trend sylwetek z wybiegu. Jeżeli chodzi o magazyny czy portale modowe, przeglądam oczywiście, co mają w tym temacie do powiedzenia, bo dobrze wiedzieć, że teraz na czasie jest kratka gingham, transparentne tkaniny, frędzle czy styl lat 70. A jednak tego typu informacje nigdy nie miały dla mnie większego znaczenia. Jestem tak ugruntowana w stylu, który lubię, że jestem mu wierna zawsze, noszę to, co lubię
i w czym się najlepiej czuję, a z panujących tendencji wybieram tylko to, co chcę, co mi odpowiada i zestawiam w taki sposób, w jaki chcę.
WP: : Czy zatem trendy mają jakieś znaczenie dla marki SI-MI?
W SI-MI także nie odnosimy się do trendów dosłownie, bo to jest dla nas wtórne. Punktem wyjścia jest dla nas styl grunge, ale także pewien styl bycia i życia, jaki reprezentujemy - oparty na wolności i niezależności. Inspiruje nas także tkanina. Jeżeli zainteresuje nas dany materiał, to po prostu tworzymy z niego coś fajnego, pasującego do naszej stylistyki oraz klimatu marki, a pomysłów nam nie brakuje. Oczywiście, nie oznacza to, że kompletnie ignorujemy trendy. Np. lata 70 – mamy w ofercie dżinsowe płaszcze czy dzwony, ale pokazujemy je we własnych zestawieniach, a klientka sama decyduje, co z tego wybierze dla siebie i jak daną rzecz finalnie zinterpretuje. Ważne jest dla nas, żeby robiła to w zgodzie ze sobą.
WP: : Czy ludzie powinni w ogóle zwracać uwagę na trendy?
Uważam, ze trendy to naturalny element w modzie. Bez trendów, które lansują projektanci, gazety czy branżowi eksperci nie byłoby dyskusji czy zabawy modą. Nie byłoby też popytu, bo wszystko kręciłoby się zawsze wokół tego samego. Ale z drugiej strony absolutnie nie rozumiem, jak można ślepo za nimi podążać i chcieć za wszelką cenę się w nie wpisać.
WP: : Ale czy nie myślisz, że obecnie coraz trudniej jest wyróżnić jakieś wiodące trendy? W zasadzie cały czas proponuje się to samo. Coś niby znika na jeden sezon, a później znów powraca. Wszystko jest w zasadzie modne. Ma się wrażenie, że to w ogóle nie odeszło, a mówi się co sezon o danej tendencji jako o czymś nowym.
Wiesz co, mam wrażenie, że tak było zawsze, tylko teraz jest Internet, więc mamy dostęp do większej ilości informacji, twórców też jest więcej. Jest Pinterest, świetne źródło inspiracji i wiadomości dla projektantów, bo to wieści prostu z „ulicy”. Można z łatwością zobaczyć , co się dzieje np. w Japonii. A mówię akurat o niej, ponieważ to właśnie tam często rodzą się zupełnie nowe pomysły, które następnie wielkie koncerny wychwytują i przekładają na komercyjny sukces. Mało kto spośród klientów wie, skąd rzeczywiście się wzięły.
WP: : No właśnie. Często podkreślacie, że odnosicie się do mody ulicy.
Taka jest nasza filozofia. Chcemy przede wszystkim widzieć nasze ubrania na ulicy, czyli na kobietach i dziewczynach, które z radością będą je nosiły na co dzień, po swojemu i świetnie się w nich czuły. Nie robimy pokazów, bo nie jesteśmy marką, która tworzy sezonowe kolekcje, odrzucamy też teatralność, nie jesteśmy nadęci. Wychodzimy z zupełnie innej perspektywy i stawiamy na naturalność.
WP: : Inspirujecie się subkulturami?
Ja bym tego w ten sposób i tak dosłownie nie nazwała.
WP: : To było moje pierwsze skojarzenie, kiedy poznałam Si-Mi. Chyba wynika to z tego, że mam ogromny sentyment do grunge’u, bo dorastałam przy tej muzyce. Ten styl przypomina mi moje dawne ubrania.
Zgadza się, w naszych ubraniach jest 100% stylu grunge. To koncept i stylistyka, z której wyrośliśmy. Punktem wyjścia jest dla nas wolność w modzie i w życiu. Ale nie traktujemy „filozofii” grunge z lat 90. dosłownie, nie jesteśmy tak jak ten nurt negatywni, nie negujemy rzeczywistości, przenosimy po prostu jego elementy na modę i reinterpretujemy po swojemu. Lubimy kraty, dziury, prucia, ramoneski, przetarcia, fasony oversize, nadruki czy szeroko pojęty luz, ale nie dorabiamy do tego żadnej zbędnej teorii. Nie próbujemy być buntowniczy i nie chcemy niczego udawać. Robimy po prostu charakterystyczne ciuchy, w konkretnym stylu, z ciekawych tkanin. Jeżeli komuś to odpowiada, to je wybiera. A wierzę, że ludzi, którzy szukają fajnych, oryginalnych, dobrych jakościowo ubrań, i nie z sieciówki, jest coraz więcej. To do nich kierujemy swój przekaz.
WP: : Czyli bardziej chodzi o sposób bycia niż konkretne inspiracje muzyczne?
Wiadomo, że pierwsze, co przychodzi do głowy to muzyka z Seattle. Ja sama byłam grungówą. Słuchałam Nirvany. Pearl Jam już nieco mniej, bo jak się słuchało Nirvany, to raczej niekoniecznie było się fanem Pearl Jam.
WP: : Racja. Pearl Jam był zbyt łagodny.
Tak, dokładnie. Eddie Vedder był trochę za grzeczny. Za to Soundgarden czy Alice in Chains jak najbardziej. Wszyscy reprezentowali ten sam nurt, ale czy oni wszyscy wyglądali tak samo? No nie. Bo grunge to wolność wyrazu.
WP: : Oni negowali modę. Stali się modni, chociaż nie chcieli mieć z tym nic wspólnego.
Grunge naturalnie wypływał z tych ludzi. Oni nie starali się być modni, ani nie chcieli specjalnie tworzyć jakiegoś stylu, nie byli też wystylizowani. To była pewna rzeczywistość tamtych czasów, to była muzyka, charakterystyczne nastawienie do świata czy systemu, który negowano. My nie wychodzimy na te przysłowiowe barykady z jakimś konkretnym hasłem, bo nie musimy. Czasy się zmieniły i nie jest to też celem marki modowej, którą tworzymy. Robimy ubrania i promujemy pewien styl bycia oparty o wolność i niezależność – gdzie każdy robi, co chce i nikt nikomu nie narzuca, co powinien nosić czy jak wyglądać. Jesteśmy po prostu dla ludzi i nie ma potrzeby dorabiać do tego żadnej filozofii. I tu wracamy do naszego punktu wyjścia, czyli do trendów. My nie mówimy klientkom, że teraz powinny nosić np. dzwony. Jeżeli nie masz sylwetki do dzwonów, to nie powinnaś ich nosić. Jeśli nie trafiają w twój gust, albo ich nie czujesz, to po prostu ich nie kupuj. Mamy w ofercie wiele innych rzeczy. Liczy się luz, wygoda i bycie
w zgodzie ze sobą, zawsze.
WP: : Zgadzam się. Moda nie powinna nikogo ograniczać.
Chodzi o wolność wyrażania siebie, łączenia ubrań w taki sposób, w jaki chcesz. Niekoniecznie musisz mieć wielką świadomość mody. Bardziej chodzi o świadomość siebie i swojego stylu. A my chcemy ci towarzyszyć – zarówno w pracy, jak i na imprezie czy wyjeździe. Możesz przecież założyć kurtkę bomberkę do białej koszuli czy koszulę w kratę do eleganckich spodni i wyglądać świetnie.
WP: : Masz tego typu historie z waszymi ubraniami?
Jedną kilka dni temu opowiedziała mi moja koleżanka, która pracuje w korporacji w dużym biurowcu. Wsiada do windy razem z dwiema kobietami ubranymi bardzo klasycznie. Jedna z nich miała spodnie w kant i przewiązaną w pasie koszulę w kratę. Jej stylizację zauważyła koleżanka, mówiąc do niej: „O, jaki masz ciekawy look”. Ona odpowiedziała: „Byłam wczoraj w SI-MI, tak się teraz nosi”. Zrobiło mi się niesamowicie miło, że przemyciła nas do swojego formalnego stroju i obowiązującego ją dress code’u, udowadniając, że jak się chce, to można być sobą zawsze. Bardzo mi się to podoba , że ludzie niekoniecznie kopiują od razu cały look i próbują się w niego wbić za wszelką cenę. My też nie ulegamy tego typu presji. Bez względu na trendy np. zawsze można znaleźć u nas koszulę w kratę czy różne wariacje na jej temat.
WP: : No właśnie, bez względu na promowane trendy, kratka od zawsze cieszy się ogromną popularnością.
Była popularna w latach 70., kochał ją punk, przygarnął też grunge i lata 90. W ogóle, nosili ją robotnicy. Alexander MQueen czy Vivienne Westwood stworzyli z kraty niemalże dzieła sztuki. Ale ten deseń wszedł także na buty, opaski czy torebki. Właściwie jest ciągle, ale zawsze wraca w nieco innej odsłonie. Co ciekawe, to motyw, którego nie można przyporządkować tylko jednemu projektantowi czy marce i nikt nie powinien uzurpować sobie do niej wyłącznego prawa. Tak jak Mondrianowska sukienka zawsze będzie kojarzyć się z Yves Saint Laurentem, tak wzór kraty ciężko przypisać konkretnej osobie. Mnóstwo marek interpretuje ją na własny sposób i myślę, że jeżeli chodzi o nasz rynek, to my chyba najbardziej tę kratę kochamy i eksploatujemy. Cały czas wracamy z nowymi pomysłami na nią, długościami, krojami czy detalami. Mamy z niej koszule, płaszcze, spodnie, spódnice - i to z różnych tkanin - wełny, bawełny, jedwabie - a lada moment będą też sukienki. I to jeszcze nie koniec…
WP: : Coś w tym jest. SI-MI bardzo kojarzy mi się z kratą. Macie jej spory wybór.
To dla nas „must have”, który powinno się mieć w szafie i u nas takie rzeczy są i zawsze będą. Podobnie jest z popularnym wzorem moro, paskami czy motywami takimi jak dziury, przetarcia czy prucia. Teraz mamy np. ręczne prucia. Mamy swetry, które są pięknie poprute na plecach czy na rękawach i które jednocześnie są jakościowo bardzo dopracowane. To rzeczy dla nas charakterystyczne, a jednocześnie spójne ze stylistyką marki.
WP: : Nie macie sezonów, ani kolekcji. Co jeszcze was wyróżnia?
Przede wszystkim dynamika asortymentu, gdyż co tydzień wprowadzamy nowe produkty. Kilkadziesiąt co miesiąc. Wolimy z jednej tkaniny odszyć inną rzecz niż trzymać się tylko jednego konkretnego kroju. Po co wypuszczać pięćdziesiąt takich samych płaszczy? Wolimy, żeby tych płaszczy było mniej, ale żeby były unikalne. To są charakterystyczne ubrania i chcemy, żeby klientki czuły się w nich wyjątkowo.
WP: : No właśnie. Macie limitowaną ilość konkretnych rzeczy. Czy jest możliwe ich ponowne odszycie, jeżeli klientka sobie tego zażyczy?
Jeżeli mówimy o rzeczach z łatwiej dostępnych materiałów lub tkanin, które mamy cały czas, to oczywiście tak. Ale możemy też zastąpić jedną tkaninę inną, bardzo podobną - efekt będzie niemal identyczny. Przychodzą do nas klientki, które same podejmują tego rodzaju inicjatywę. Kupowały np. czarne czy granatowe kombinezony, a potem opowiadały nam, że tak świetnie się w tym czują, że chcą to samo, tylko w innym kolorze. Albo pytały nas o kombinezony z długim rękawem, o tym samym kroju, a my je robiliśmy. Jesteśmy bardzo elastyczni ,jeżeli chodzi o tego typu pomysły, ale zawsze wszystko tworzymy w ramach tej samej naszej, jak to się mówi - „bajki”. To my nadal narzucamy pewien klimat, jesteśmy spójni, ale jednocześnie odpowiadamy na potrzeby klientek, słuchamy ich i reagujemy.
WP: : Wasze kroje mają również spory potencjał stylizacyjny.
Tak, nasze rzeczy są wielofunkcyjne, np. zrobiliśmy sweter, który można nosić na kilka sposobów. Nawet jedna z klientek w trakcie przymierzania go w naszym butiku znalazła trzy dodatkowe sposoby na jego założenie. Zrobiła z niego coś zupełnie nowego – poły były dłuższe, brzuch odkryty, tu coś zawiązała, tam uformowała kaptur. No rewelacja! O to chodzi. To wspaniale, że kobiety same mogą bawić się tymi ciuchami i dopasowywać je do nastroju czy okazji. U nas nie ma nudy.
WP: : Jakie najbliższe plany ma marka SI-MI?
Cały czas poszerzamy zakres naszego asortymentu, poszerzamy dystrybucję i pojawiamy się w butikach w różnych miastach w kraju. Stawiamy też na bezpośredni kontakt z klientem i organizujemy co miesiąc eventy w butiku, gdzie prezentujemy nowości. Można wszystko przymierzyć i skorzystać z porad stylisty SI-MI, a do tego miło spędzić czas. Zdradzę też, ze pracujemy nad czymś nowym, więc będzie się działo i to już niebawem, dlatego proszę śledzić nas na Facebooku i Instagramie.