Skandalistka Jessica Mitford. Niektórzy to jej przypisują powstanie „Harry’ego Pottera”
Miłośnicy teorii spiskowych twierdzą, że to ona stoi za sukcesem „Harry’ego Pottera”. Podobno pewien anonimowy pisarz podyktował jej opowieść, a J.K. Rowling została podstawiona, bo jej życiorys pasował wydawcom. Takich paradoksalnych historii w życiorysie Jessiki Mitford jest znacznie więcej.
26.07.2016 | aktual.: 26.07.2016 09:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Działała u boku amerykańskich komunistów, walczyła o prawa czarnoskórych, obnażała brutalne praktyki zakładów pogrzebowych. Jessica Mitford była postacią nietuzinkową, to pewne. W jej przypadku sukces w życiu zawodowym nie szedł w parze z sukcesem w życiu prywatnym. Amerykanie do dziś fascynują się życiem słynnej pisarki i dziennikarki.
To nie była zwykła rodzina
O siostrach Mitford napisano już przynajmniej kilkanaście książek. Jessica urodziła się jako szóste dziecko w domu Mitfordów. Arystokraci byli bardzo dobrze znani wśród brytyjskiej śmietanki towarzyskiej. W swoim domu gościli polityków, wpływowych działaczy społecznych, artystów. Ich starannie kształtowany wizerunek miał jednak grube rysy.
Mitfordowie sympatyzowali z nazistami. Siostra Jessiki, Unity, organizowała dla nich nawet specjalne przyjęcia. Unity, jak twierdzi pisarz David Litchfield, który jedną ze swoich książek poświęcił jej rodzinie, była prawdziwą fanatyczką. Zakochała się w Hitlerze, z którym chciała spędzić resztę życia. Wcześniej ubłagała rodziców, by mogła studiować w Monachium. Jej mieszkanie było przystrojone flagami, swastykami, na ścianach wisiały podobizny Führera.
Ta miłość nie pozostała jednak nieodwzajemniona. Hitler przez lata stawiał Unity za wzór aryjskiej urody, wielokrotnie się spotykali. Kiedy Wielka Brytania wypowiedziała Trzeciej Rzeszy wojnę, Unity strzeliła sobie w głowę. Rana nie była jednak śmiertelna. Dziewczyna zmarła wiele miesięcy później w wyniku ostrego zakażenia.
Gorące uczucie do nazistów zgubiło także inną siostrę Mitford – Dianę. Kiedy rzuciła cenionego pisarza dla Oswalda Mosleya, lidera brytyjskich faszystów, wybuchł ogromny skandal. Mieli czworo dzieci. Niedługo po tym, kiedy urodziło się ostatnie, zostali aresztowani za działalność przeciwko Wielkiej Brytanii. Zanim funkcjonariusze wdarli się do ich mieszkania, Diana zdążyła jeszcze schować zdjęcia Hitlera pod materacyk w łóżeczku synka.
Jessica już jako nastolatka postanowiła odwrócić się od rodzinnych faszystowskich zapędów. Głośno opowiadała zaś o swoich komunistycznych przekonaniach, aż doczekała się w rodzinie przezwiska „czerwona owca”.
Wyszła za kuzyna
Miała 19 lat, kiedy poznała Esmonda Romilly’ego. Mężczyzna dopiero co zdezerterował z jednego z oddziałów Brygady Międzynarodowej, który bronił Madrytu w hiszpańskiej wojnie domowej. Romilly, który był bratankiem samego Winstona Churchilla, od razu zakochał się w Jessice. Razem postanowili uciec za granicę i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Romilly był kuzynem Jessiki.
Rodzice byli wściekli, ale młodzi zdawali się tym nie przejmować. Pobrali się niedługo później w niewielkiej miejscowości we Francji. Nie zamierzali jednak zostać w Europie, szczególnie po tym, jak krótko po urodzeniu zmarło ich pierwsze dziecko.
Wyjechali razem do Stanów. Najpierw pracowali w barach, potem utrzymywali się ze sprzedaży jedwabnych pończoch, z którymi chodzili od drzwi do drzwi sąsiadów. Romilly na taką pracę nie narzekał, co innego jego żona. Kiedy wybuchła II wojna światowa, były żołnierz postanowił zaciągnąć się do armii raz jeszcze. Dezertera przyjęły z otwartymi ramionami kanadyjskie siły powietrzne. Kiedy on walczył, Jessica urodziła drugie dziecko. Córkę wychowywała samotnie, mąż już nigdy nie wrócił do domu. Zginął w akcji 30 listopada 1941 roku.
Jessica nie zwlekała z tym, by zacząć wszystko od nowa. Poznała prawnika i aktywistę Roberta Treuhafta i wyjechała z nim do Kalifornii, gdzie niedługo później się pobrali. Mieli dwóch synów – Nicholasa i Benjamina. Kiedy wydawało się, że wszystko zaczęło się układać, jej życie naznaczyła kolejna tragedia. Najmłodszy syn zginął w wypadku samochodowym.
W oparach formaldehydu
Jessica razem z mężem działała u boku amerykańskich komunistów. Łatwo nie było, bo w latach 50. FBI miało na oku wszystkich tych, którzy mogli sprzyjać ZSRR. Grube akta zdobiły biurka agentów, a wśród tych dokumentów były też papiery na Mitford. Ona niespecjalnie się tym przejmowała. Co ciekawe, przez lata zupełnie legalnie angażowała się w polityczne protesty przeciwko dyskryminacji czarnoskórych.
Wkrótce kobieta postanowiła całkowicie zerwać związki z komunistami i zaczęła pracę dziennikarki. Wykorzystywała to, czego nauczyła się u boku drugiego męża. Już w swoich pierwszych artykułach obnażała społeczną niesprawiedliwość. Najbardziej prowokacyjny był jej materiał o kulisach pracy zakładów pogrzebowych. Śmierć stała się jej tematem przewodnim na kilkanaście tygodni. Z artykułu szybko powstała książka. Była napakowana szczegółami do tego stopnia, że jej pierwszy wydawca zerwał kontakt, bo stwierdził, że opisy są zbyt okrutne.
Jessica pokazała, jak naprawdę wygląda „życie po śmierci”, a raczej co dzieje się ze zwłokami w zakładach pogrzebowych, które często żerują na bliskich zmarłego. Szczególną uwagę zwróciła na to, jak każde ciało jest „wysprejowane, krojone, przekuwane, naciągane, nakremowane, nawoskowane, pomalowane i schludnie ubrane – przerobione ze zwykłych zwłok na piękny obrazek do zachowania w pamięci”.
Jak pisze, nadużycia były tak ogromne, że nie chodziło tylko o to, by godnie pożegnać zmarłego, ale zrobić z niego umalowaną parodię samego siebie i to za ogromne pieniądze. Mitford uważała, że właściciele zakładów zamieniają swoje firmy w coś na kształt gabinetów chirurgii plastycznej dla zmarłych. Poprawia się nie tylko niedoskonałości skóry, ale także sam kształt poszczególnych części ciała, na czele z naciąganiem zmarszczek i wybielaniem zębów. To, co szczególnie zainteresowało Amerykankę, to bogaty wybór „ubrań do trumny”. W swojej książce „The American Way of Death” opisuje m.in. specjalne staniki dla nieboszczek.
Mitford kwestionowała zasadność takich praktyk. Satynowe obicia trumny, drogie kwiaty, ubrania nie tańsze od tych z butiku projektanta – uważała, że śmierć niepotrzebnie się upiększa, zamiast spojrzeć jej prosto w oczy.
Wydawało się, że Amerykanie podzielali jej zdanie. Jessica nie spodziewała się, że jej książka wywoła takie poruszenie wśród czytelników. Myślała, że sprzeda tylko kilka kopii, a jeszcze tego samego dnia, kiedy książka trafiła na sklepowe półki, sprzedało się ponad 20 tys. egzemplarzy. Przez lata historia o tym, jak traktuje się zmarłych, była prawdziwym bestsellerem i do dziś stanowi ważną pozycję wśród innych amerykańskich tytułów.
Mitford, mimo wielu kontrowersji, stała się ulubioną pisarką w Stanach. Dziennikarstwem śledczym zajęła się więc na dłużej. Opisała też m.in. praktyki Szkoły Słynnych Pisarzy, której właściciele na nieuczciwych ofertach zarabiali miliony.
Życie Jessiki przepełnione było dziwnymi wydarzeniami. Pewnego dnia dziennikarstwo i działalność społeczna przestała jej wystarczać, więc zabrała się za śpiewanie. Nagrała nawet dwa popowe albumy, na swoim koncie miała także występ przed Cyndi Lauper.
Zasłynęła jednak swoimi książkami. Podobno Robert F. Kennedy dzwonił do niej na krótko po śmierci jego brata, prezydenta J. F. Kennedy’ego, by prosić o rady dotyczące pogrzebu. Z kolei J.K. Rowling podawała Jessicę Mitford jako swój największy pisarski autorytet. – Miałam 14 lat, kiedy stała się moją bohaterką – wspominała autorka słynnej serii o czarodziejach. To pewnie po tych słowach jeden z amerykańskich dziennikarzy wysnuł teorię, że obie panie łączyło coś więcej i że to tak naprawdę Mitford napisała „Harry’ego Pottera”.
Słynna pisarka zmarła w lipcu 1996 roku na raka płuc. Pogrzeb był bardzo skromny. Jeszcze przed śmiercią zażyczyła sobie, by spalono jej ciało, a prochy rozrzucono nad brzegiem morza. Pogrzeb miał kosztować rodzinę tylko 500 dolarów, kremacja niewiele mniej. Liczyła się z każdym dolarem do samego końca.