Śladami Maćka – mama olimpijczyka w Korei
Pierwszy raz nie czekała w domu na powracającego z zawodów syna. Zawsze szykowała wszystko na jego powrót, tak by od razu poczuł domową atmosferę. Tym razem będzie chyba odwrotnie, bo Małgorzata Kot pozostała w Korei, a jej syn Maciej powrócił już do Zakopanego.
06.03.2018 | aktual.: 06.03.2018 14:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Powitanie brązowemu medaliście drużynowego konkursu skoków zgotowała pod Tatrami pozostała rodzina i sąsiedzi. Małgorzata Kot przyznaje, że przed rokiem, powracającego z mistrzostw świata ze złotym medalem syna, przyjaciele witali honorowo, pięknie, po góralsku – z ciupagami. Pani Małgorzata Kot gości w Pjongczangu na zaproszenie olimpijskiego partnera Procter&Gamble. Polski skoczek i jego mama, zostali ambasadorami kampanii "Dziękuję Ci, Mamo", która tym razem przebiega pod hasłem "Miłość Ponad Uprzedzenia".
Po zawodach w skokach i wyjeździe Maćka pani Małgorzata wykorzystuje każdą chwilę olimpijskiego pobytu w Korei. W Family Home - domu, który firma Procter&Gamble przygotowała z myślą o sportowcach i ich mamach, skorzystała z fachowej pomocy kosmetyczki. Specjalistka starannie zajęła się też fryzurą. Poczuła się odprężona po przeżytych emocjach związanych z występem Maćka. W piątek Małgorzata Kot obserwowała decydującą walkę o medale łyżwiarek figurowych. W czasie występu Aliny Zagitowej do muzyki z baletu Don Kichot pomyślała o wnuczce Otylii, która niedługo będzie obchodziła pierwsze urodziny. - Chciałabym, by była tenisistką, by na korcie poruszała się z taką gracją, jak łyżwiarki na lodzie. Maciek jest ojcem chrzestnym Otylki i zapewne też zadba o sportowe wychowanie bratanicy.
Największą radość sprawiła pani Małgorzacie wizyta na olimpijskiej skoczni narciarskiej. Mogła dokładnie zwiedzić piękny, nowoczesny kompleks sportowy. Była zaskoczona, że w jednym miejscu zbudowano 5 skoczni. Tych najmniejszych nie dostrzegła, gdy była na trybunach i dopingowała syna w czasie konkursu. Skocznie wybudowano już 10 lat temu, a wyglądają tak, jakby dopiero wczoraj oddano je do użytku. - Takie małe skocznie przydałyby się w Zakopanem, przecież Średnia Krokiew właściwie już nie istnieje. Dzieciaki w Zakopanem nie mają gdzie trenować. Zdaję sobie sprawę, że nie stać nas, by tak jak Koreańczycy wybudować cały kompleks za bardzo duże pieniądze, ale mniejszym nakładem finansowym można stworzyć warunki, by w Tatrach wychowywać następców Maćka i jego kolegów.
Pani Małgorzata miała możliwość zobaczenia miejsc, które nie są dostępne zwiedzającym. Siedziała na kanapie w poczekalni na górze, gdzie ostatnie chwile spędzali przed startem skoczkowie. Przez szklane drzwi słyszała podmuchy wiatru wywołujące uczucie strachu. Widok zapierał dech. W zasięgu wzroku miała pozostałe obiekty olimpijskie. Była przy progu, w pokoikach sędziowskich, a także saloniku, w którym znajdują się urządzenia do pomiaru wiatru, czy długości skoku. Na górę wjechała kolejką, ale drogę powrotną pokonała na nogach. Po setkach schodów i metalowych siatkach.
- Śladami Maćka, choć on po brązowy medal szybował w powietrzu.
W planach Małgorzaty Kot była jeszcze wycieczka po okolicach Pjongczangu, a w niedzielę udział w ceremonii zamknięcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich PyeongChang 2018.