Snobizm na oku
Ręcznie rzeźbione oprawki to nowość na rynku – projektant Andrzej Bodych jest przekonany, że wkrótce podbiją serca Polaków. Marce Bodyych Design zaufali już pierwszy polscy przedstawiciele świata celebrytów – Nina Terentiew i Tomasz Lubert.
21.07.2010 | aktual.: 21.07.2010 11:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ręcznie rzeźbione oprawki to nowość na rynku – projektant Andrzej Bodych jest przekonany, że wkrótce podbiją serca Polaków. Marce Bodyych Design zaufali już pierwszy polscy przedstawiciele świata celebrytów – Nina Terentiew i Tomasz Lubert. Obecnie właściciel marki przygotowuje specjalną parę okularów dla Bryana Adamsa i Anny Muchy.
* Nie noszę okularów, wolę soczewki kontaktowe. Jak by mnie Pan przekonał do noszenia oprawek korekcyjnych?*
Po pierwsze – zdrowie. Mimo tego, że dziś soczewki przepuszczają powietrze, same się nawilżają i pewnie relaksują gałkę oczną – to jest to obce ciało i powinniśmy nosić je tylko po kilka godzin dziennie, gdy uprawiamy sport, idziemy na basen. Po drugie – dobrze dobrane oprawki dodają uroku, inteligencji, tajemniczości. Same plusy!
A jakby mnie Pan namówił do zakupu oprawek za 300 dolarów?
To doskonała inwestycja, tak jak unikatowa biżuteria. Poza tym niepowtarzalne, ręcznie robione i dopasowywane do klienta oprawki działają cuda. Są jak lifting, botoks i seks w jednym. Dodają sznytu, pewności siebie, charyzmy. Nie ma nic bardziej działającego na zmysły niż dziewczyna w fajnych okularach. To nasza męska, standardowa fantazja.
I to wszystko za cenę 300 dolarów?
Tyle średnio kosztują robione ręcznie na zamówienie oprawki marki Bodyych. Ale mam też w swoim katalogu tańsze, też fajne modele – już za 200 złotych. Czy to wygórowana cena za coś, co nosi się codziennie? Cena ręcznie robionych oprawek jest wysoka, bo na tyle wyceniam pracę swoich rąk i czas moich współpracowników. Kilkanaście osób, na różnych odcinkach pracy, przez osiem godzin jest w stanie wykonać trzy oprawki. Praca rąk zawsze była w cenie i to się chyba nie zmieni. Oczywiście, gdybym produkcję przeniósł spod warszawskiego Konstancina do chińskiej fabryki cena obniżyłaby się 10 razy, ale to już nie byłoby to samo.
Wewnętrzny artysta się buntuje?
Lubię o sobie myśleć jako o rzemieślniku, który od czasu do czasu jest artystą. Nie chcę zapomnieć o moich korzeniach. Mój dziadek był kowalem, u ojca w zakładzie terminowałem jako czeladnik. Nauczyłem się tego, co w usługach jest ważne: dokładności, precyzji, dbałości o detale. Oczywiście, moje oprawy są szalone, kolorowe, ale przecież nie produkuję bezużytecznych cacek, które mają łechtać czyjąś próżność, ale mają sprawiać, aby życie było wygodniejsze i lepiej widoczne…
W Pana pracach zakochali się Amerykanie. Butiki w Nowym Jorku, Chicago i Filadelfii zamawiają każdą ilość oprawek od Bodycha. A przecież mówi się, że Amerykanie nie mają gustu i są bardzo konserwatywni.
Wcale nie. Amerykanie twierdzą, że oprawki z logo „Gucci” czy „Dolce and Gabbana” może mieć każdy. Zwłaszcza, że teraz u Chińczyka na rogu można mieć takiego „gabannę” za kilkanaście dolarów i nikt nie pozna na pierwszy rzut oka, że to podróbka. Amerykanie to rozkoszne snoby. Kryzys nic nie zmienił. Nie wstydzą się tego, że mają pieniądze i lubią je wydawać na nietuzinkowe rzeczy. Dodatki to ich pasja, a okulary są zawsze na pierwszym planie. Wiele osób w Stanach mówiło mi, że moje oprawki to świetny bajer na podryw. Ubierasz takie okulary z wyrzeźbionym motywem harleya albo w różnych odcieniach zieleni i od razu panna pyta: „Hej, skąd masz takie świetne okulary?”
Bryan Adams też potrzebował bajeru na podryw?
Nie, on chyba jeszcze sobie jakoś radzi. Ale to prawda: właśnie robię dla niego oprawki. Warunek miał być jeden: wyrzeźbiony motyw gitary. No to dłubię w tej gitarze. Zrobię kilka wersji i mam nadzieję, że coś sobie wybierze. Bo ja nigdy sugestii klienta nie traktuję dosłownie – nawet jeśli jest to gwiazda taka, jak Bryan Adams, zawsze zostawiam sobie furtkę na artystyczną improwizację. Wówczas wychodzą moje najlepsze modele. Siadam w nocy i rzeźbię, modeluję, nadaję kształt, zmieniam koncepcję, idę na żywioł. Propozycji klienta nie traktuję dosłownie. Jeśli ktoś prosi, abym w oprawkę wplótł motyw BMW, nie oznacza to, że na zausznikach wyrzeźbię logo marki. To byłoby w bardzo złym stylu.
To znaczy, że Ania Mucha nie będzie miała much na oprawkach?
No, jakiś tam motyw muchy będzie. Nie wiem jeszcze czy skrzydełka czy nóżki. Pani Mucha jest otwarta na wszelkie propozycje, na pewno coś wymyślę.
Oprócz gwiazd ekranu i celebrytów, kto kupuje ręcznie rzeźbione oprawki?
Ludzie z jajem, ekscentrycy, szaleni artyści z showbiznesu oraz stateczni biznesmani. Studenci, bo dzieciaki świetnie wyczuwają zmiany trendów i są doskonałym modowym barometrem. Na takie oprawki decydują się ludzie, którzy chcą coś zmienić w swoim wyglądzie. Oto test: Czy obejrzałaby się Pani za facetem w średnim wieku, siwiejącym i z brzuszkiem: nie. A gdyby ten sam facet założył jaskrawoczerwone okulary? Pewnie tak, bo on wysyła komunikat: jestem nietuzinkową postacią, chcę, żeby ludzie mnie widzieli i chcę przyciągać spojrzenia. Okulary to osobowość : wiedzieli o tym Audrey Hepburn, Roy Orbison, wie o tym Woody Allen i…
…i Nina Terentiew
O właśnie pani Terentiew. To była miła niespodzianka, bo pewnego dnia, w kolorowej gazecie po prostu zobaczyłem jej zdjęcie w moich okularach. Wyglądała świetnie: z klasą, charyzmą, silna babka! Ona w ogóle nie powinna zdejmować okularów - w nich tkwi jej osobowość i siła.
A komu ze znanych osób zmieniłby Pan oprawki?
Wszystkim, którzy noszą metalowe modele. Albo jeszcze gorzej, oprawy tzw. „patentki", gdzie soczewki okularowe mocowane są do opraw jedynie za pomocą śrubek. To bardzo zła moda, zwłaszcza wśród polskich mężczyzn po trzydziestce. Ktoś chyba rozpuścił okropną plotkę, że ten typ okularów dodaje powagi. Tymczasem w tzw. „profesorkach” wygląda się słabo, bez charakteru, bez osobowości, bez jaj. Metalowe oprawki mógł nosić tylko John Lennon – jemu wybaczam. A ci wszyscy polscy politycy, którzy noszą metalowe oprawki z taśmy albo oprawy „na żyłkę", w których górna część wykonana jest z metalu, a żyłka jest mocuje soczewkę okularową z dołu - to jest horror i koszmar! Ubrałby taki polityk kolorową, mocną oprawkę z plastiku, który odmładza i jest lekki i od razu by im słupki czy inne wskaźniki podskoczyły! Fajne okulary to jest moc!