Blisko ludziStracił żonę i córki w wypadku w Bukowinie Tatrzańskiej. Teraz mówi: "Cały czas wydaje mi się, że to zły sen"

Stracił żonę i córki w wypadku w Bukowinie Tatrzańskiej. Teraz mówi: "Cały czas wydaje mi się, że to zły sen"

Stracił żonę i córki w wypadku w Bukowinie Tatrzańskiej. Teraz mówi: "Cały czas wydaje mi się, że to zły sen"
Źródło zdjęć: © East News
Anna Podlaska

22.05.2020 11:41, aktual.: 20.12.2020 11:32

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Rodzina, wraz ze znajomymi, spędzała ferie zimowe w Tatrach. Drugiego dnia pobytu silny podmuch wiatru zerwał dach z wypożyczalni sprzętu narciarskiego, który spadł na cztery osoby. Pan Paweł stracił w wypadku żonę i dwie córki. Pierwszy raz od tragedii zdecydował się opowiedzieć o tym, co czuje, i zrekonstruować to, co dokładnie stało się feralnego dnia.

Do tragicznego wypadku doszło w lutym 2020 roku, na parkingu przy górnej stacji wyciągu narciarskiego w Bukowinie Tatrzańskiej. Podmuch wiatru zerwał dach z wypożyczalni, który następnie spadł na cztery osoby. Trzy z nich zginęły. Były to żona i dwie córki pana Pawła Kośnika.

– Cały czas wydaje mi się, że to zły sen. W końcu się obudzę, zobaczę je i to się skończy. Niestety, zdjęcia z pogrzebu uświadamiają mi, że to się stało i nie wiem, jak z tym dalej żyć. Wszyscy podkreślają, że czas leczy rany, ale ja nie wiem, jak to ma się zagoić i jak mam bez nich żyć – powiedział mężczyzna reporterowi "Uwagi" TVN kilka miesięcy po katastrofie.

"To było nasze ulubione miejsce"

Paweł Kośnik z żoną, córkami i przyjaciółmi wyjechał na tydzień w Tatry. "Uwadze" opisał, że pojechali w miejsce, które było ich ulubionym. – Dzieci zjeżdżały na nartach, a my z żoną się przechadzaliśmy. Cieszyliśmy się odpoczynkiem – opowiadał w programie mężczyzna. Drugiego dnia pobytu pogoda się nieco popsuła, jednak znajomi pojechali na wyciąg, który funkcjonował normalnie. Rodzina pana Pawła również zdecydowała się pojechać.

Po zaparkowaniu auta pod wypożyczalnią nart nagle zerwał się silny wiatr. Pan Paweł był w samochodzie i widział, jak konstrukcja odrywa się od budynku i leci prosto na jego samochód. W tej chwili pomyślał, że zostanie zmiażdżony. Dach poszybował jednak w drugą stronę, zabijając jego żonę i dwie córki.

Całą sytuację obserwował również znajomy rodziny, który rzucił się na pomoc. – Starałem się Pawła odciągnąć, żeby tego nie widział. Tego widoku nie da się zapomnieć. Razem z ratownikami i policjantami staraliśmy się Pawła uspokoić, podać mu leki, ale udało się to dopiero po kilkudziesięciu minutach – wspomina przyjaciel rodziny w rozmowie z TVN-em.

Pan Paweł opowiedział w wywiadzie, że jego życie stanęło w miejscu. Pokoje córek stoją nieruszone, a on codziennie je odwiedza, mając nadzieje, że to co się stało, to tylko sen.

Zobacz także: Body mind z Agnieszką Aftyką. Poznaj najlepsze techniki relaksujące

Źródło artykułu:WP Kobieta