Styliści Szydło powinni stracić pracę. Wygląd pani premier w trakcie orędzia to jakaś pomyłka
W kraju zapanował chaos. Protesty, kłótnie, burzliwe obrady, a w środku tego wszystkiego nasza pani premier i jej orędzie. Za jej stylizację odpowiadał chyba ktoś nie do końca kompetentny. Bo zdecydowanie nie jest dobrze. Czy tak ma wyglądać premier podczas oficjalnych wystąpień w tak ważnej sprawie? Jeśli tak, to my zgłaszamy veto.
Poniżej standardów
Podczas czwartkowego orędzia premier Beaty Szydło oczy kraju zwróciły się w stronę ekranów telewizorów. Chcąc wyjaśnić procesy zachodzące w Sejmie, premier postanowiła zwrócić sie do wzburzonego narodu. Problemem jednak był jej wygląd, który, powiedzmy szczerze, odbiegał od standardów, jakie powinna reprezentować głowa Rady Ministrów.
Zacznijmy od kompletu, który miała na sobie pani premier. Zielony odcień i satynowy materiał nie tylko podkreśliły zmęczenie na twarzy pani Szydło, ale sprawiły, że wyglądała po prostu trupio blado, nie wspominając już o podkreśleniu wszystkich możliwych mankamentów jej figury. W tym wystającego brzuszka, który występuje tutaj na pierwszym planie.
Kosmetyczny horror
Makijaż? Nie wiemy nawet od czego zacząć. Niedopracowany, ciężki, podkreślający zmęczenie na twarzy pani premier. Podkreślenie urody? Zdecydowanie nie. Prawdopodobnie pani Szydło wyglądałaby lepiej, gdyby całkowicie zrezygnowała z kosmetyków.
Presja czasu i zmęczenie
Nieoficjalne źródła donoszą, że ludzie odpowiadający za wygląd Beaty Szydło działali pod presją czasu i nikt nie miał czasu się nią zająć. To niestety widać na pierwszy rzut oka. Rozumiemy wyczerpanie, jakie opanowało panią premier w tym trudnym czasie, jednak występując przed całym narodem wypadałoby nieco bardziej zadbać o swoją prezencję. Zwłaszcza, kiedy chce się udowodnić pewne racje.
Janda walczy z Beatą Szydło: "To nie jest kobieta"