Syndrom zimnej kołdry, czyli dlaczego jesienią nagle wchodzimy w związki
08.10.2018 16:08, aktual.: 08.10.2018 18:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wraz z końcem lata chętniej i bardziej pochopnie zaczynają się parować. Gdy za oknem szaro i ponuro, chcą przytulać się do kogoś i umilić sobie ten depresyjny czas. Tak funkcjonują ludzie z syndromem zimnej kołdry. Kinga i Artur nie wstydzą się o nim mówić.
Kinga ma 25 lat i dostosowuje swój tryb życia do pogody. Latem nie ma problemu ze znalezieniem sobie rozrywki na wieczór. Jej przyjaciele chętnie organizują grille lub sportowe rozgrywki na świeżym powietrzu, zawsze też kogoś ze znajomych spotka wieczorem na mieście. Kinga to typowy przykład osoby, której ciężko wysiedzieć w domu. - Zakładam trampki, pakuję książkę i kocyk do plecaka i idę poleżeć na trawie w parku, bo wiem, że będę wśród ludzi - opowiada Kinga.
Gdy nadchodzą jesienne wieczory, jej znajomi wolą spędzać czas ze swoimi partnerami w domowym zaciszu i nagle ona zostaje sama. Wtedy dopiero zaczyna doskwierać jej brak partnera, który w okresie letnim nie jest dla niej istotny. - Jesienią ludzie zaczynają oglądać seriale i wylegiwać się w łóżku. Fajnie jest mieć wtedy kogoś obok, żeby móc się poprzytulać i wypić razem grzane winko – twierdzi. Dlatego, gdy rok temu na urodzinach koleżanki poznałam Jacka, uznałam, że chociaż serce nie zabiło szczególnie mocno, to warto byłoby zacząć się spotykać - dodaje.
Kinga szybko przeszła do działania. Kilka dni po imprezie zaproponowała mu wypad do kina. - Od tego momentu zaczęło się między nami kręcić - opowiada 25-latka. Jacek aż do Nowego Roku spędzał prawie wszystkie wieczory z Kingą, oglądając seriale i objadając się jedzeniem na wynos.
Po Sylwestrze zdecydowanie spadła częstotliwość spotkań. Kinga pracuje w agencji reklamowej i w styczniu szefowie zawalili ją nowymi zleceniami. – Wtedy jeszcze nie zauważyłam, że zaczyna się psuć. Wręcz przeciwnie, łudziłam się, że nawet dobrze zrobi nam chwilowe oddalenie, że dzięki temu zatęsknię i może poczuję, że naprawdę mi na nim zależy – mówi Kinga.
Para wyjechała w marcu do Pragi i, jak przekonuje 25-latka, to był naprawdę udany wyjazd. – Wtedy myślałam, że to miłość – wspomina. Jednak w kwietniu bańka mydlana prysła. – Rozpoczęły się pierwsze grille i wyjazdy za miasto. Zaczęłam prosto po pracy wychodzić ze znajomymi, a co za tym szło, miałam coraz mniej czasu i ochoty na spotkania z Jackiem – przyznaje Kinga. – Gwoździem do trumny był weekend pod namiotami na Mazurach. Pojechaliśmy razem z moją paczką i wtedy dostrzegłam, że totalnie nie pasujemy do siebie – dodaje dziewczyna.
- Wchodzenie w związki z osobami, które poznaliśmy kilka tygodni wcześniej, wiąże się z ryzykiem, że tuż po tzw. okresie bezwydalniczym wszystko się rozpadnie. Przez pierwsze pół roku partnerzy kreują rzeczywistość, chcąc pokazać się z jak najlepszej strony, np. udają przed sobą, że nie potrzebują siku – mówi w rozmowie z WP Kobieta, psycholog Mirosław Słowikowski. - Gdy opada pierwsza fascynacja, dostrzegamy "wady" cielesne partnera (a to jakaś krosta, a to gil pod nosem). Jeśli związek zbudowany jest na trwałym fundamencie, to zupełnie nam to nie przeszkadza - dodaje ekspert.
"Pokornieję i potrzebuję, żeby ktoś mnie przytulił"
Artur pracuje jako trener personalny na jednej z warszawskich siłowni. Wprost mówi, że na razie nie potrzebuje partnerki na stałe. – W moim życiu sporo się dzieje. Wieczorami z reguły prowadzę zajęcia, a rano mam swój trening. Nie mogę narzekać na monotonię, co kilka miesięcy zmieniają mi się klienci, więc siłą rzeczy mam spore grono znajomych – opowiada 27-latek.
Po pracy Artur przesiaduje głównie na schodkach nad Wisłą. - Tam zawsze kręci się mnóstwo dziewczyn, których poderwanie na jedną noc nie jest trudne. Zdecydowanie wolę takie miejsce niż głośne i ciemne kluby, gdzie trudniej łapie się kontakt – wyjaśnia trener.
Gdy temperatura spada, życie towarzyskie nad Wisłą zamiera. – Kończą się schodki i zaczynają schody – śmieje się 27-latek. – Jesienią myślę sobie, że fajnie byłoby mieć dziewczynę na dłużej niż kilka nocy. Pokornieję i potrzebuję, żeby ktoś mnie przytulił i pogłaskał po główce – przyznaje chłopak. Artura, tak jak wielu innych w podobnej sytuacji, dopada syndrom zimnej kołdry, czyli nagłej potrzeby poczucia bliskości drugiej osoby. Gdy jest zimno, to intuicyjnie chcemy się przytulić do kogoś w nocy, a w upały najchętniej przenieślibyśmy partnera do drugiego pokoju.
Psycholog nie dziwi się, że w Artura głowie pojawia się taka myśl. – Jesień, a zwłaszcza jej początek, to moment, gdy nagle zamykamy się w domu, chcąc odizolować się od zimna zewnętrznego. Dostrzegamy wtedy nadmiar wolnego czasu, więc rozglądamy się za rozrywką – wyjaśnia psycholog Mirosław Słowikowski.
Gdy pytam Artura, gdzie szuka "przytulanek”, bez zastanowienia odpowiada, że na Tinderze. To właśnie w sezonie jesienno-zimowym serwisy randkowe odnotowują znaczący wzrost rejestracji. Potwierdza to w rozmowie z WP Kobieta Jacek Malinowski, pracownik portalu randkowego buziak.pl. - Gdy jest brzydka pogoda i długie wieczory, to mamy zdecydowanie więcej klientów.
Trener od trzech tygodni spotyka się z dziewczyną poderwaną poprzez randkową aplikację i już wie, że zerwie z nią w grudniu albo w styczniu. - Do tego czasu będziemy razem spać, gotować i jeździć na łyżwach - wyznaje Artur. Myślę, że ona mnie nie zostawi pierwsza, bo widzę, że już mocno się wkręciła - dodaje.
Za mały plaster na za dużą ranę
Zapytaliśmy seksuologa o przyczynę tendencji łatwiejszego wchodzenia w związki jesienią. – Wtedy znacznie łatwiej zawrzeć niezobowiązujący układ: nie musimy godzinami przesiadywać w parku z potencjalnym partnerem ani główkować, jak ciekawie zaaranżować randkę na mieście. Zimą ludzie chętniej umawiają się w domach i szybciej przechodzą do konkretów – stwierdza dr Marek Marcyniak w rozmowie z WP Kobieta.
- Jeśli dwie osoby decydują się wejść w układ na jasnych zasadach, to nie widzę w tym nic niepokojącego. Są dorośli i jest to ich wspólna decyzja. Gorzej, gdy jedna ze stron tak prowadzi swoje zaloty, aby szybko nakłonić drugą do wejścia w związek, chociaż nie myśli poważnie o partnerze – tłumaczy seksuolog.
Zdaniem eksperta związki zawiązywane w okresie, gdy za oknem jest szaro i ponuro, mają większą tendencję do rozpadu. – Są zawierane pochopnie, w oparciu przede wszystkim o fizyczną fascynację – analizuje dr Marcyniak.
Jeśli podstawowym powodem do wejścia w związek jest chęć posiadania towarzystwa do oglądania seriali na Netflixie i wypełnienia dostrzeżonej pustki w mieszkaniu, w którym zaczęło się zdecydowanie częściej przesiadywać niż w latem, to nie powinno nikogo zaskoczyć, że przy bliższym poznaniu pojawia się rozczarowanie partnerem i wypływa na wierzch niedopasowanie charakterologiczne. Parowanie się z takich powodów przypomina naklejenie małego plastra na dużą ranę. Co prawda jest szansa, że uda się w ten sposób pomóc zagoić skaleczenie, ale z reguły krew tryska tak intensywnie, że naklejka szybko odpada. - Związek nie może być traktowany jako panaceum – dodaje seksuolog Marcyniak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl