Tak zachowują się podczas wyprzedaży. "Klientka przycięła mi palce szufladą, bo nie było produktu, którego dla niej szukałam"
Pracownice najróżniejszych sklepów, jeżeli chodzi o okresy wyprzedaży, są wyjątkowo zgodne. Jedna z nich określa je mianem "próby wytrzymałości pracowników". Jak mówią, niejednokrotnie usłyszały w swoją stronę słowa, które nigdy nie powinny paść i wręcz błagały klientów, aby odstawiali produkty na miejsca. "Skoro jesteś taka tępa, że nie umiesz nawet swetra dobrze przecenić, to płać" - cytuje wypowiedź klienta jedna z naszych bohaterek.
20.11.2022 17:00
Paula przepracowała w sieciówkach - zarówno ubraniowych, jak i kosmetycznych - prawie 12 lat. W rozmowie z WP Kobieta nie ukrywa, że wielokrotnie miała momenty załamania. W szczególności, kiedy nadchodził okres wyprzedaży czy okazji typu Black Friday i Black Week. To wtedy dla pracowników najróżniejszych sklepów rozpoczynał się prawdziwy koszmar. Choć dziś wspomina go z większym luzem, mówi, że nigdy by tam nie wróciła.
- Kiedyś klientka przycięła mi palce szufladą, bo nie było produktu, którego dla niej szukałam - opowiada.
"Skoro jesteś taka tępa..."
Podczas pracy w jednej z sieci sklepów kosmetycznych w trakcie wyprzedaży Paula była świadkiem bardzo nieprzyjemnych scen. W rozmowie z WP Kobieta opowiada o tej, w której jej koleżanka została wyzwana od "k...". Dlaczego? Bo zwróciła klientowi uwagę na podstawową kwestię.
- Standardem było otwieranie przez klientów produktów, chociaż obok mieli tester. Ale panie twierdziły, że "brzydzą się tego macanego", więc otwierały sobie nowe. A spokojnie możemy sobie wyobrazić, co się dzieje podczas takiego Black Friday i jak to potem wygląda, kiedy każda z klientek otwiera nowy produkt. Moja koleżanka zwróciła kiedyś grzecznie uwagę, żeby tego nie robić. W odpowiedzi usłyszała: "kultury, k..." - mówi.
Paula sama doświadczyła także sytuacji, przez którą musiała oddawać pieniądze z własnej kieszeni. Co więcej, klient nazwał ją wtedy - bez skrupułów - "tępą".
- Oznaczałam przecenione rzeczy. Dwa swetry były bardzo podobne, a tylko jeden wchodził w promocję. Przez zmęczenie przeceniłam oba. Przy kasie okazało się, że jest niezgodność na ok. 200 zł, a za każdą pomyłkę to pracownik musi wykładać pieniądze z własnej kieszeni. Nie będę ukrywała, nie zarabiałam wtedy wiele. Przerażona wizją straty pieniędzy powiedziałam klientce, że naprawdę bardzo ją przepraszam i że jeżeli się zdecyduje, będę musiała oddać tę różnicę. Jej mąż wtedy odpowiedział: "skoro jesteś taka tępa, że nie umiesz nawet swetra dobrze przecenić, to płać" - wspomina Paula.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To próba wytrzymałości pracowników"
Ewa od ponad 20 lat pracuje w tzw. dyskontach. W rozmowie z WP Kobieta od razu przyznaje, że przeżyła w swojej pracy już wiele. Wyprzedaże wspomina jako istne tragedie, a okazje, takie jak Black Friday i Black Week, są próbą wytrzymałości pracowników.
- Kolejki klientów ustawiały się już na kilka godzin przed otwarciem. Zostawiali po sobie najgorszy bałagan z możliwych. Często pod czytnikiem, tworząc spory stos. Pamiętam taki moment, w którym stałam i obserwowałam jedną klientkę. Kobieta po sprawdzeniu ceny kilku zestawów pościeli po prostu zostawiła je na podłodze. Ja zbierałam wtedy po całym sklepie porozrzucany towar. Podeszłam w końcu do niej, złożyłam ręce jak do modlitwy i błagalnym głosem poprosiłam ją, żeby odłożyła te zestawy na miejsce. Fakt, posłuchała, ale dopiero po tej prośbie. W tym czasie inni rozrzucali inne rzeczy - mówi.
- Zdarzało się że klient "podbierał" towar z wózka innego klienta. I tutaj musiała wkroczyć już ochrona sklepu, bo zaczęły się takie szarpaniny, że nie byłyśmy same w stanie ich rozdzielić. Szczerze, wiele razy myślałam o tym, żeby porzucić tę pracę - dodaje Ewa.
Przytacza w rozmowie także "oskarżenia" klientów, że "w magazynie pewnie chowają sobie przeceniony towar". Tłumaczy, że takie słowa słyszy przy każdych wyprzedażach.
- Sporo już widziałam, ale mimo wszystko mam ogromną cierpliwość do klientów. Zdarza się, że często próbuję ich uspokoić słowami "spokojnie, nie ma się co denerwować". To nie zawsze działa, ale czasami powstrzymuje kolejne awantury - podsumowuje kobieta.
"Zwracana bielizna miała plamy krwi po miesiączce"
Zakupy za kilka tys. zł, a następnego dnia - kolejki ze zwrotami. Ubrania (w tym także bielizna), które są kupowane, noszone i oddawane w czasie 30 dni, aby uzyskać zwrot pieniędzy. Lena opowiada, że po pracy w kilku sieciówkach już nic jej nie zdziwi.
- Klientki potrafiły robić zwroty używanych rzeczy. Np. kupiły w czasie wyprzedaży coś specjalnie na randkę, a następnego dnia przychodziły to zwrócić. Niektóre miały w domu specjalne pistolety do ponownego metkowania, co było widać po tym, jak te metki były przypięte. Oczywiście, potem były kłótnie, jeżeli nie chciałyśmy tego przyjąć - oznajmia.
- Koleżanka przyjmowała kiedyś zwrot i dopiero po czasie zauważyła, że zwrócona bielizna miała plamy krwi po miesiączce. Kobieta przyniosła ją po prostu w torebce, zawiniętą w biały papier i tłumaczyła, że to nieudany prezent. Zagadała koleżankę, która zajmowała się w tym czasie też innymi rzeczami, więc tego nie sprawdziła. I wyszło, jak wyszło. Ale wciąż nie rozumiem, jak mogła zwrócić taką bieliznę - dodaje w rozmowie.
Lena przyznaje także, że podczas wyprzedaży pracownicy sklepów mają niezwykle obciążoną psychikę. Stale są oskarżani o to, że w sklepie jest za dużo ludzi, że towar jest wykupiony i czegoś nie ma, czy nie wyrabiają się z pracą. A nic z tego nie jest ich winą.
- Do tego szydzenie z bycia sprzedawcą. Niejednokrotnie słyszałam, jak rodzic mówił do dziecka: "kochanie, jak nie będziesz się uczyć, to skończysz jak ta pani". Nie raz i nie dwa ja albo moje koleżanki płakałyśmy przez to na zapleczu, bo przez 11 godzin byłyśmy cały czas na nogach, a co chwilę słuchałyśmy komentarzy, jakie to jesteśmy - wyznaje.
Psycholożka: Klienci są nieuprzejmi, bo myślą, że posiadają władzę
Dorota Minta w rozmowie z WP Kobieta tłumaczy, że każdy czas wyprzedaży jest bardzo niebezpieczny. Po pierwsze: ze względu na uzależnienie wielu osób od zakupów. Po drugie: przez to, że w ludziach włącza się wtedy agresja, chamstwo i chęć "zdobyczy".
- Istnieje wiele najróżniejszych czynników, dlaczego kupujemy na "wyprzedażach". Ale myślę, że najprościej możemy wyjaśnić to tak, że często zachowujemy się w tym czasie jak myśliwi. Po zakupie czegokolwiek na wyprzedaży cieszymy się, że coś upolowaliśmy. Coś sprawiło nam przyjemność. A gdy nam się to nie uda, jesteśmy wściekli. I niestety, całą tą wściekłość przelewamy na biednych pracowników sklepów - mówi psycholożka.
- Co więcej, zdarza się, że klienci są nieuprzejmi i aroganccy w stosunku do pracowników, bo myślą, że posiadają swego rodzaju "władzę" nad tymi osobami. To oni kupują, to oni wydają pieniądze, to oni mają być obsłużeni. Patrzą wyłącznie na siebie - podsumowuje.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.