Terapie online. Ciężko rozmawiać, gdy źródło problemów jest za ścianą
Na depresję choruje na świecie około 350 mln ludzi, a pandemia znacząco przyczynia się do wzrostu statystyk. Obecnie trudno jest znaleźć od ręki pomoc nawet w prywatnej klinice, dlatego wiele osób decyduje się na sesje online. - Niektórzy klienci łączą się ze mną z łazienki, a w przedpokoju włączają radio, które zagłusza nasze rozmowy - mówi psychoterapeutka Olga Nowicka.
15.03.2021 15:45
Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS przeprowadził sondaż w 2020 roku, z którego wynika, że przymusowe kwarantanny negatywnie odbiły się na nastroju ponad połowy ankietowanych, a 14 proc. z nich przyznało, że były miesiące, gdy czuli się bardzo źle.
Z kolei ZUS wykazał, że w ubiegłym roku wystawiono prawie 1,5 miliona zaświadczeń lekarskich z powodu zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania. W 2020 roku epizod depresyjny doprowadził do 5,2 miliona dni absencji chorobowej. Dla porównania w 2019 roku liczba wahała się w okolicach 3,9 miliona dni.
Kalendarze psychoterapeutów są wypełnione po brzegi. Nawet w prywatnych klinikach nowy pacjent musi niekiedy czekać kilka miesięcy na rozpoczęcie sesji. Problem po części rozwiązują terapie online. Jeszcze rok temu zarówno lekarze, jak i pacjenci przyglądali się im sceptycznym okiem, a dziś coraz więcej gabinetów włącza w pakiet swoich usług tę formę leczenia.
Lekarz na drugim krańcu Polski
Właśnie na taką sesję zapisała się Agnieszka z Krakowa, która czuje, że monotonia pandemicznych czasów coraz mocniej ją dobija. – Duszę się w mieszkaniu, w związku, w tej chorej rzeczywistości – przyznaje.
30-latka postanowiła poszukać pomocy, zanim melancholia przeobrazi się w depresję. Znalezienie w Krakowie terapeuty od ręki okazało się trudniejsze, niż zakładała, dlatego wybrała cykl kilkunastu wizyt online.
- Moja terapeutka mieszka na drugim końcu kraju, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Ba, nawet to lepiej, bo mogę traktować ją jak zupełnie obcą osobę, której prawdopodobnie nigdy nie spotkam na ulicy. Drugim plusem jest wieczorna dyspozycyjność, która bardzo mi odpowiada – wyjaśnia.
Niestety Agnieszka dostrzega również jeden spory minus terapii online. – Źródło problemu, który chce rozwiązać, jest w pokoju obok – wyznaje.
Agnieszka i Krzysiek od roku śpią, jedzą i pracują na 48 mkw. – Wiem, że narzekanie na "zdalkę" nie robi już na nikim wrażenia, ale właśnie minął rok od kiedy ja i Krzysiek jesteśmy skazani każdego dnia na swoje towarzystwo. W takich okolicznościach naprawdę nie trudno o sprzeczki i fochy. Nie chcę kończyć naszego związku, ale też nie chcę bezczynnie patrzeć, jak zaczyna się kruszyć – podkreśla Agnieszka w rozmowie z WP Kobieta.
Agnieszka łączy się z terapeutką dwa razy w tygodniu o godzinie 18.30. Zanim zacznie mówić nasłuchuje, czy w pobliżu nie ma jej narzeczonego. - Nie posądzam Krzyśka o podsłuchiwanie, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że strzępy rozmowy dochodzą do jego uszu. To mnie krępuje i sprawia, że nie potrafię w pełni się otworzyć przed terapeutką – mówi.
Agnieszka próbowała zagłuszać swoją rozmowę cichą muzyką, ale dźwięki z głośników za bardzo ją dekoncentrowały. – Może powinnam poprosić Krzyśka, żeby zakładał słuchawki, gdy mam sesję. Kilka razy bezskutecznie zbierałam się na odwagę. Cały czas wydaje mi się, że jeśli go o to poproszę, to automatycznie wzbudzę w nim ciekawość i podejrzliwość – obawia się 30-latka.
- Łączę się i szepczę do mikrofonu w słuchawkach. Moja psychoterapeutka na szczęście potrafi wyłapać wszystkie słowa, ale ja i tak wiem, że nie mówię wszystkiego co we mnie siedzi – podkreśla.
Szukanie rozwiązania
Psychoterapeutka Olga Nowicka z Gabinetu "Przy Iluzjonie" zapewnia, że psychoterapia online może przynosić te same efekty, czyli wspierać i uzdrawiać, jak ta w gabinecie. – Mam pacjentów, którzy mieszkają na co dzień za granicą, dlatego jeszcze przed pandemią wprowadziłam w zakres swoich usług terapie online. Rok temu zostałam zmuszona przenieść na jakiś czas wszystkie wizyty z gabinetu w strefę online i nie ukrywam, że to był dosyć trudny moment – mówi psychoterapeutka w rozmowie z WP Kobieta.
Ekspertka zauważa, że jest diametralna różnica między współpracą z pacjentem, który od początku wie, że jego proces będzie odbywał się drogą online, a osobą, która z dnia na dzień została poniekąd do tego przymuszona.– Niektórym wydaje się, że osobny pokój to dobre warunki do sesji online, ale czasami wyczuwam ich brak komfortu, kiedy za ścianą słychać kogoś z domowników. Klienci stają się wtedy nerwowi, ściszają głos, ważą każde wypowiedziane słowo – wylicza.
Zobacz także
Olga Nowicka zdaje sobie sprawę, że udział w sesji terapeutycznej, gdy za ścianą jest osoba przysparzająca nam zmartwień, nie jest łatwy, lub nawet niemożliwy – Zdarzyło mi się przerwać sesję, ponieważ przemocowy partner pacjentki wszedł na chwilę do pokoju, a ona później obawiała się, że jest podsłuchiwana. Skontaktowałyśmy się mailowo i wymyśliłyśmy, jak uniknąć takiej sytuacji na przyszłość – wspomina psychoterapeutka.
- Często doradzam wtedy łączenie się online z samochodu. Można podjechać w ustronne miejsce i mieć pewność, że nie ma w pobliżu bliskich osób. Niektórzy klienci łączą się ze mną z łazienki, a w przedpokoju włączają radio, które zagłusza nasze rozmowy, używają słuchawek – mówi ekspertka.
- Jeśli sesja online odbywa się w swobodnych okolicznościach, dobrym sposobem umilenia sobie terapii jest np. ulubiony kubek z herbatą. Oczywiście, o ile w środku nie ma nic innego. Kiedyś zauważyłam, że jedna z pacjentek zamiast herbaty popijała drinka. Zdaję sobie sprawę, że w domowych pieleszach trudniej o samodyscyplinę, ale musimy dostosować się do pewnych zasad, jeśli oczekujemy pozytywnych efektów – tłumaczy psychoterapeutka.
Olga Nowicka wróciła do pracy w gabinecie, ale jednocześnie cały czas przyjmuje online. – Jestem ozdrowieńcem i mam warunki do pracy w reżimie sanitarnym, dlatego jeśli pacjenci chcą spotykać się ze mną twarzą w twarz, to zapraszam. Jednak prawie połowie przypasowała zdalna forma i nadal widzimy się tylko na kamerkach. Nie przeszkadza mi to, ale zawsze proszę o dobre oświetlenie. Przez komunikator trudniej jest dostrzec emocje rysujące się na twarzach pacjentów – podkreśla.