"Teraz mówię ja". Kamala Harris daje lekcje feminizmu

Jednym z najważniejszych tematów komentowanych po środowej debacie wiceprezydenckiej w USA jest... sposób, w jaki Kamala Harris, walczyła o swój czas, ilekroć Mike Pence przerywał jej wypowiedź. Tekst "teraz mówię ja" już stał się memem.

Kamala Harris kilka razy musiała przypominać, że teraz jest jej czas
Kamala Harris kilka razy musiała przypominać, że teraz jest jej czas
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aleksandra Kisiel

08.10.2020 11:38

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gdyby ktoś chciał na jednym obrazku pokazać, dlaczego nadal potrzebujemy feminizmu i jak w praktyce wygląda dyskryminacja kobiet, wystarczyłoby, aby pokazał 60-sekudnowy klip ze środowej debaty kandydatów na wiceprezydenta USA.

Kamala Harris do Pence'a: "Teraz mówię ja"

Po stronie demokratów - Kamala Harris, po stronie republikanów - urzędujący wiceprezydent Mike Pence. Temat? Dowolny. Pence zawsze uważał, że jego wypowiedzi są tak ważne, iż nie musi czekać na swoją kolej. Ilekroć wchodził Harris w słowo, tylekroć ta ze stoickim spokojem mówiła: "Teraz mówię ja". Do tego gest dłoni i kobiety na całym świecie zaczynają bić brawo.

Dlaczego? Bo każda kobieta, która brała udział w jakiejkolwiek rozmowie z mężczyzną, czy to prywatnej, czy służbowej naradzie, czy podczas rozprawy sądowej, musiała się zmierzyć z faktem, że mężczyźni na potęgę przerywają kobietom. I są na to badania.

Naukowcy ze Stanford przeanalizowali 31 konwersacji. 10 prowadzonych między dwoma mężczyznami, 10 między dwiema kobietami i 11 między mężczyzną a kobietą. W rozmowach jednopłciowych przerywano sobie "zaledwie" 7 razy. W rozmowach kobiet i mężczyzn - 48, z czego 46 razy to mężczyźni wchodzili kobietom w słowo. Dlaczego tak się dzieje? Bo lata patriarchatu utrwaliły dwa stereotypy: że to, co mówi mężczyzna jest ważniejsze i że kobiety mówią za dużo (z resztą za taki "żart" w 2017 roku stanowisko w radzie nadzorczej Ubera stracił David Bonderman).

I choć Mike Pence wykazał się o niebo większą kulturą wypowiedzi, niż jego szef, Donald Trump w pierwszej debacie prezydenckiej, nadal nawet nie otarł się o ideał. A Kamala Harris zapewne zjednała sobie kolejnych niezdecydowanych dotąd wyborców.

Komentarze (25)