Test dziewictwa to obowiązek dla młodych kobiet. Dwudziestu mężczyzn przygląda się procedurze
Mają po 18-20 lat. To wtedy najczęściej decydują się, by wstąpić do wojska. Zanim zaczną życie w armii, muszą przejść poniżający test. Nazywają to testem dwóch palców. W ten sposób przełożeni sprawdzają, czy kandydatka do wojska jest dziewicą. W XXI wieku takie "badanie" wydaje się największym absurdem. Przechodzą je nie tylko żołnierki, ale także narzeczone oficerów.
Podczas testu zadaniem lekarza jest sprawdzić, czy kobieta ma jeszcze błonę dziewiczą. Próbuje ocenić, czy kobieta uprawiała wcześniej seks. Choć eksperci nie raz wypowiadali się na ten temat i wskazywali, że stan błony dziewiczej nie zawsze pokazuje, czy kobieta rzeczywiście już współżyła, Indonezyjscy oficjele zdają się tym nie przejmować. Nie trzeba być zresztą ekspertem, by wiedzieć, że błona dziewicza to nie zatrzaśnięte drzwi, a przebicie jej nie zawsze wiąże się z seksem.
W Indonezji test dwóch palców wykonuje się od lat. Mimo próśb międzynarodowych organizacji walczących o prawa człowieka, lekarzy i samych zainteresowanych, wojskowi dalej trzymają się procedury. Działacze Human Rights Watch zwrócili się teraz do prezydenta Indonezji – Joko Widodo – o zakazanie przeprowadzania testu. Podkreślają, że jeśli prezydent przychyli się do prośby, nie tylko zrobi krok w kierunku poprawy sytuacji kobiet w armii, ale także wypełni zobowiązania i uhonoruje Międzynarodowy Dzień Walki z Przemocą Wobec Kobiet, który przypada na 25 listopada 2017 roku.
Zdaniem wielu wojskowych nie widzi nic złego w wykonywaniu takiego testu. Nie dostrzegają okrucieństwa i poniżenia. Uważają za to, że test ma wymiar "psychologiczny" i jest niezbędny z "zdrowotnych i moralnych powodów". – To, że indonezyjski rząd dalej toleruje ten dramatyczny test dziewictwa oznacza, że wciąż nie ma zamiaru poważnie traktować praw kobiet – uważa Nisha Varia, prawniczka Human Rights Watch. – Te testy nie tylko dyskryminują kobiety, ale też odbierają im dostęp do pracy w armii – dodaje.
Dlaczego więc nie można testu zakazać? Jak podają działacze, indonezyjska armia polega na zdaniu zaledwie kilku wysoko postawionych urzędników. Zakaz musiałby wypłynąć bezpośrednio od generała Gatot Nurmantyo. Jeśli on nie zajmie się sprawą, test będzie wykonywany na każdej kolejnej kandydatce. A z ustaleń działaczy wynika, że generał praw kobiet na swojej liście pilnych obowiązków nie ma. – Jeśli nie są dziewicami, to oznacza że są niesubordynowane, mają zepsutą moralność – powiedział rzecznik prasowy armii. – Jeśli nie będziemy przeprowadzać testu, ktoś ze złymi nawykami może trafić do jednostki. Żołnierze bronią naszego kraju – dodał i wyjaśnił, że brak błony dziewiczej może być spowodowany wypadkiem, chorobą lub "złymi nawykami", co oznacza odbycie stosunku.
Żołnierki to często młode kobiety
Andreas Harsono z Human Rights Watch rozmawiał z 11 kobietami, które są związane z indonezyjską armią (żony oficerów, młode żołnierki). - Większość z nich opisuje test w zaledwie kilku zdaniach: najpierw badający używa dwóch palców, by rozsunąć wargi sromowe. Trzeci palec wsuwa do odbytu. Tylko jedna z kobiet przyznała, że gdy poprosiła resztę wojskowych, by wyszli, zaczekali do końca badania na zewnątrz. Wyszły 23 osoby – opowiada Harsono i przyznaje, że dla większości żołnierek procedura była traumatyczna.
Jednak nie wszystkie kobiety uważają test za coś poniżającego. HRW rozmawiało z żoną wysoko postawionego oficera, która przyznała: - Wojsko chce, by pary były zdrowe. Żołnierze bardzo często wyjeżdżają za granicę. Muszą ufać swoim kobietom.
Badanie wykonuje się więc nie tylko na kandydatkach do wojska podczas specjalnych komisji, na partnerkach oficerów, ale także... uczennicach w szkołach. Głośno było ostatnio o urzędniku z Jember, który sugerował, że test powinien być w szkołach obowiązkowy. – Jeśli dziewczyna nie jest dziewicą, nie ukończy szkoły – mówił. Z podobnego założenia wyszedł także w 2013 roku szef edukacji z Prabumulih z południowej Sumatry. Uważał, że pomyślne przejście testu powinno być jednym z warunków przyjęcia do liceum.
Praktyka, nazywana "testem dwóch palców", została przez Human Rights Watch uznana za pogwałcenie praw człowieka jako czyn okrutny, nieludzki i poniżający, według artykułu 7. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Konwencji Przeciwko Torturom. Podobne praktyki w służbach mundurowych zostały odnotowane także w Egipcie, Indiach i w Afganistanie. W kilku afrykańskich państwach test dziewictwa stał się tematem numer 1 polityków. Chcą, by przeprowadzano do w liceach na uczennicach. Powód? W ten sposób chcą zmniejszyć ilość niechcianych ciąż wśród nastolatek. Opozycja do sprawy podchodzi bardziej praktycznie i chce promować wstrzymywanie się od seksu i informować o zagrożeniach.
We wspomnianych Indiach test przechodzą ofiary gwałtów, a szpitale nazywają to "rutynową procedurą". Co ciekawe, praktykowano to też przed laty w Wielkiej Brytanii wśród niektórych emigrantek z Indii, Bangladeszu i Pakistanu. Oficjalnie zabroniono tego w 1979 roku. Test miał potwierdzić, czy kobiety nie kłamią na temat tego, że w kraju mieszka już ich narzeczony lub mąż. Zdaniem "badających", jeśli test wykazał, że kobieta jest dziewicą, najprawdopodobniej rzeczywiście czekał na nią narzeczony. Urzędnicy po latach przyznali, że praktyka była "rzeczywiście zła".
Poniżanie w armii
Choć wydaje się, że w XXI wieku takie historie nie powinny się już dziać, cały czas pojawiają się nowe, szokujące fakty z życia żołnierek. Informacje o teście dziewictwa w Indonezji zbiegają się z doniesieniami z Korei Północnej na temat tego, jak traktowane są tam żołnierki. Koreanka Lee So Yeon zdradziła, jak wyglądała jej 9-letnia służba w czwartej największej armii świata.
Kobieta jest córką wykładowcy uniwersyteckiego, ale wielu członków jej rodziny służyło w wojsku. Do armii zaciągnęła się, bo była to jej jedyna nadzieja na wyjście z biedy. W latach 90. wybuchł w państwie potężny kryzys gospodarczy, a praktycznie jedyną grupą społeczną, która miała jakikolwiek dostęp do jedzenia byli urzędnicy i wojskowi. - Tysiące kobiet zrobiło to samo. Wiele z nich padło ofiarą wyzysku, przemocu i handlu żywym towarem, właśnie z powodu głodu - tłumaczy w rozmowie z BBC ekspert ds. Korei Płn. Jieun Baek.
W armii So Yeon sypiała w jednym pomieszczeniu w niemal trzydziestoma koleżankami. Dobrze pamięta smród, jaki unosił się w pomieszczeniu, ale też zimną wodę z pobliskiego strumienia, który był ich jedynym prysznicem. Kobiety spały na materacach wypełnionych łuskami ryżowymi, które absorbowały wszelkie zapachy. Jak opowiada 41-latka, w wojsku pierwszy raz zobaczyła suszarkę do włosów. Na niewiele się ona przydawała, bo częste przerwy w dostawie prądu uniemożliwiały korzystanie z niej.
Po szcześciu miesiącach do roku kobiety przestawały miesiączkować, z powodu coraz mniejszych racji żywnościowych i stresu. Nie dostawały podpasek, więc codziennie musiały prać bawełniane wkładki. Niedawno Pjongjang - jak donosi BBC - ogłosił, że wszystkie oddziały kobiece dostaną środki higieniczne z "wyższej półki" marki Daedong.
Lee So Yeon zdradziła, że wiele jej koleżanek zostało zgwałconych, lecz ona sama nie została wykorzystana. Dowódca jej oddziału gwałcił podwładne "cały czas", po godzinach w swoim gabinecie. Gwałcicielom w Korei Płn. grozi kara do siedmiu lat więzienia, lecz kobiety rzadko przyznają się, że padły ofiarą gwałtu.
Od 2015 r. wszystkie Koreanki z Północy - po ukończeniu 18 lat - muszą odbyć siedmioletnią służbę wojskową (mężczyźni służą 10 lat, co jest rekordem na świecie). W Korei Płn. 70 proc. dezerterów to kobiety. Lee So Yeon w 2009 r. przepłynęła rzekę, dotarła do Chin, a potem z pomocą przemytnika - do Korei Płd. To była druga, udana próba ucieczki, pierwsza zakończyła się rocznym pobytem w więzieniu.
O poniżających warunkach w armii mogą powiedzieć wiele nie tylko mieszkanki dalekiej Azji. Ostatnio głośno było Amerykankach, które wykorzystywane są przez kolegów z jednostki. Problem wydaje się coraz poważniejszy.