To nie miłość, to nauka. Znaleźć partnera można dzięki matematyce
Za 10 lat będzie można sprawdzić, czy na pewno jest się zakochanym. Pomoże test opracowany przez neurobiologów ze Stanów Zjednoczonych. Można się zdziwić, ale naszymi związkami już dziś rządzi nauka.
14.02.2018 14:06
O teście na prawdziwą miłość donosi m.in. brytyjski "Daily Mail". Wydawałoby się, że informację należy potraktować z przymrużeniem oka – w końcu test to pomysł "amerykańskich naukowców". Dr Fred Nour, neurobiolog z uniwersytetu w Kalifornii, opracował projekt testu, który przypominałby mniej więcej badanie rezonansem magnetycznym. Tylko w miniaturowej formie. Rzeczony zakochany mógłby sprawdzić, czy w organizmie nagromadziły się nonapeptydy – złożone związki chemiczne (słowem: oksytocyna, hormon szczęścia).
- W teorii test mógłby dokładnie odpowiedzieć na pytanie, czy ktoś jest faktycznie zakochany, czy jednak nie. Jeśli nonapeptydów nie ma w dużym natężeniu w mózgu, to znak, że to nie miłość, bo taki stan emocjonalny wymaga wręcz obecności tych związków. W praktyce test będzie mógł pomóc przy podjęciu decyzji, czy warto poślubić tę drugą osobę – mówi.
Zdaniem lekarza 2/3 osób poddających się testowi będzie chciało zrobić to dla zabawy. Pozostali to najpewniej znani i bogaci, którzy będą chcieli zdobyć potwierdzenie, że partner czy partnerka jest na pewno z nimi z miłości, czy jednak dla pieniędzy. – Nonapeptydy w organizmie świadczą, że tworzy się proces więzi z drugą osobą. Teraz jeszcze nie mamy możliwości przeprowadzenia takiego testu nieinwazyjnie na ludziach, dlatego możemy na tę chwilę mówić o podobnych metodach stosowanych na zwierzętach. Jednak już dziś przeprowadza się bezinwazyjne badanie DaT. Mierzymy nim poziom dopaminy w mózgu człowieka. Dwie godziny i bezboleśnie znamy wyniki – dodaje neurobiolog.
Przyznaje, że medycyna i technologie wciąż się rozwijają, więc trudno będzie nie wykorzystywać ich do tak błahych spraw, jak zawieranie związków. Zresztą już dziś miłością rządzi nauka.
Wylicz sobie, kiedy znajdziesz partnera
- Technologia zmienia każdy obszar naszego życia, łącznie z miłością – opowiada mi jedna z edukatorek Centrum Nauki Eksperyment w Gdyni.
Weźmy typową młodą dziewczynę, która pracuje w korporacji. Zastanawia się, dlaczego nie może znaleźć męża. Otwiera wyszukiwarkę, znajduje gdzieś na stronach równanie Drake’a. Wykładowca z uniwersytetu Zachodniej Wirginii opracował równanie, które mówi o możliwości znalezienia cywilizacji posługującej się technologią we wszechświecie. Drake badał kosmos, ale jak się okazało niedługo później, jego równanie można było wykorzystać do bardziej błahych spraw.
- Matematyk Peter Backus z uniwersytetu w Londynie opracował analogiczne równanie, dzięki któremu możemy obliczyć prawdopodobieństwo spotkania swojego wymarzonego partnera – wyjaśnia edukatorka. I rzeczywiście, Backus po 3 latach badań opublikował raport pod przewrotnym tytułem: "Dlaczego nie mam dziewczyny". Wyniki podchwycili brytyjscy dziennikarze, bo nie były zbyt optymistyczne. Na 30 milionów kobiet żyjących w Wielkiej Brytanii tylko 26 wydawało się odpowiednich dla Backusa – tak wyszło z równania. W obliczeniach bierze się pod uwagę przyrost naturalny w kraju, w danym mieście, wiek desperata i atrakcyjność. Backus pisał: "W Londynie jest tylko 26 kobiet, z którymi mógłbym mieć wspaniały związek. Więc gdybym wyszedł wieczorem na spacer po Londynie mam 0.0000034 proc. szansy, że spotkam tę jedyną. Cóż, to 1 na 285 tys. kobiet, więc nie miałbym zbyt wielkich szans. Prawda jest jednak taka, to nie twoja wina, że nie możesz znaleźć partnera!".
Matematyką straszyli nas w szkole, ale to właśnie ona częściowo decyduje o tym, kogo i kiedy poznajemy. Bo równanie Drake’a może wydawać się abstrakcyjne, ale portale randkowe już mniej. A te działają na podstawie algorytmów. – Wiele osób używa, ale nie do końca wiedzą, o co tam chodzi. A chodzi o algorytmy, sposoby zbierania danych na temat konkretnej osoby. Portale randkowe zakładane są nie przez psychologów, a bardzo często przez matematyków i statystyków – opowiada edukatorka Eksperymentu.
Dla przykładu jeden z większych portali randkowych w USA, czyli OkCupid, został założony przez absolwenta matematyki z Harvardu. OkCupid wszedł na rynek z przytupem. Ludzi przyciągało to, że dobierano pary wręcz z "dokładnością po przecinku". Trzeba było tylko odpowiedzieć na 350 szczegółowych pytań: o podejście do miłości, o seks, o politykę, na częstotliwości używania telefonów włącznie. Algorytmy działają i użytkownikowi podsuwane są osoby, które mogą pasować profilem. Tyle że system nie zawsze działa dokładnie, o czym przekonał się Amerykanin Chris McKinley. Jest matematykiem i informatykiem. O tym, jak zhakował OkCupid, pisano w mediach w 2014 roku.
Choć serwis informował, że w okolicy, w której mieszka McKinlay zarejestrowało się 80 tys. pań, to na bazie obliczeń proponował matematykowi niecałą setkę znajomości. W dodatku wskazane profile były - mówiąc najdelikatniej - dalekie od wymarzonego ideału.
Chris doszedł do wniosku, że algorytm używany przez OkCupid daleki jest od doskonałości. Jeśli bowiem potencjalna idealna wybranka odpowiedziała na zupełnie inny zestaw pytań, to jej profil na zawsze pozostanie dla niego ukryty i nieosiągalny.
Mężczyzna postanowił więc przeanalizować wszystkie zestawy pytań i znaleźć najczęściej udzielane odpowiedzi. Założył fikcyjne profile i z ich pomocą w ciągu zaledwie trzech tygodni ściągnął w sumie 6 mln pytań i odpowiedzi pochodzących od 20 tys. kobiet. Do analizy danych posłużył mu nieco zmodyfikowany algorytm o nazwie K-modes, który ze względu na wybrane pytania podzielił kobiety na siedem kategorii. Dwie z tych kategorii McKinlay uznał za szczególnie interesujące i odpowiadające jego oczekiwaniom. Założył więc dwa nowe profile - jeden z optymalnymi odpowiedziami dla pierwszej kategorii i drugi - z odpowiedziami zbieżnymi z kategorią numer dwa.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Oba profile były tak dobre, że dziennie były widoczne dla ok. 400 użytkowniczek. A zarzucona sieć błyskawicznie zapełniła się złowionymi paniami. W rezultacie Chris odbył 88 pierwszych randek i co najważniejsze - znalazł wreszcie wybrankę serca. Matematyka zadziałała perfekcyjnie.
Psychologia też nie ma litości dla romantyków
Czym jest miłość? Zdaniem Przemysława Staronia z Uniwersytetu SWPS to jak pytanie o sens życia. – My w języku polskim mówimy po prostu „miłość”, a Grecy na przykład rezerwowali na miłość różne pojęcia. Czym innym była eros – miłość pożądliwa, czym innym filia – czyli miłość przyjaźni, czym innym agape, caritas – czyli ta bezinteresowna. To o którą miłość nam w życiu chodzi? – opowiada psycholog i kulturoznawca.
Jeśli chodzi o miłość od pierwszego wejrzenia, to badania CBOS wykazały, że wierzy w nią ponad 60 proc. Polaków. Zdecydowana większość ankietowanych (około trzy czwarte) przyznaje, że byli zakochani tylko raz.
Żeby natomiast znaleźć odpowiedź na pytanie o sens poszukiwań miłości romantycznej, warto wiedzieć, co o samej miłości mówią eksperci. Ceniony polski seksuolog i psychoterapeuta prof. Zbigniew Lew-Starowicz w rozmowie z Krystyną Romanowską ("Lew-Starowicz o miłości", wyd. Czerwone i Czarne 2012) wyjaśnia: "Miłość jest wieloznaczna i sprytnie umyka wszelkim definicjom i określeniom. Może być to miłość od pierwszego wejrzenia, miłość romantyczna, ale na miłość także składają się przecież pożądanie, zauroczenie, zafascynowanie, przyjaźń, poświęcenie, namiętność, wzajemne dobro".
Specjalista w zakresie badań nad kulturą współczesną prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Waldemar Kuligowski w rozmowie z PAP podkreślił, że wbrew utartym opiniom romantyczna miłość nie jest ani uczuciem, ani stanem naturalnym. Zdaniem profesora jeszcze sto lat temu uznawanie romantycznego zakochania za cel życiowy człowieka byłoby nazywane herezją. Miłość romantyczna? To wytwór kultury.