ModaTommy Hilfiger, czyli modny chłopiec

Tommy Hilfiger, czyli modny chłopiec

Tommy Hilfiger, czyli modny chłopiec
Źródło zdjęć: © ONS.pl
25.11.2010 13:29, aktualizacja: 26.11.2010 11:43

Tommy Hilfiger, wieczny chłopiec amerykańskiej mody obchodzi 25-lecie swojej pracy twórczej. I nowoczesnym zwyczajem, sam sobie daje najlepsze prezenty: wielki album fotograficzny oraz koncert The Strokes w The Metropolitan Opera at Lincoln Center.

Tommy Hilfiger, wieczny chłopiec amerykańskiej mody obchodzi 25-lecie swojej pracy twórczej. I nowoczesnym zwyczajem, sam sobie daje najlepsze prezenty: wielki album fotograficzny oraz koncert The Strokes w The Metropolitan Opera at Lincoln Center.

Nie mieliśmy niestety przywileju dorastania z ciuchami Hilfigera, choć już ci, których ubierała zagraniczna rodzina, mogliby mieć cos innego do powiedzenia. W Polsce tak naprawdę kultowa marka, którą w USA nosił chyba każdy nastolatek pojawiła się stosunkowo niedawno. I nie da się ukryć, od razu wywołała konfuzję: bo kto powinien w końcu nosić te ciuchy, które na reklamach kojarzone są z amerykańskim stylem życia, jachtami, opaloną skórą i młodością, a w rzeczywistości przez jakiś czas kojarzone były przede wszystkim z raperami z biednych przedmieść?

Historia marki jest pełna takich paradoksów. Kiedyś sam Tommy został obwołany najlepszym projektantem mody (1995 CFDA Menswear Designer of the year), a marka zawędrowała do odbiorców kojarzonych raczej z modowym offem Bread and Butter. Były tez czasy, kiedy jego ciuchy można było kupić głownie w dyskontach odzieżowych, a sama marka kojarzyła się nienajlepiej… Aktualnie jednak, eleganckie reklamy mówią: Tommy Hilfiger ma się dobrze.

I odnosi się to stwierdzenie zarówno do marki, jak i do samego projektanta, który wkrótce będzie obchodził sześćdziesiąte urodziny. Jego legendarny upór w dążeniu do celu potrafi chyba przełamać każdy kryzys. Urodzony w irlandzkiej rodzinie pod Nowym Jorkiem w wieku osiemnastu lat przeniósł się do NY i zajął sprowadzaniem modnych ciuchów do swojej miejscowości. Hitem okazały się szczególnie dżinsy-dzwony, ale po serii sukcesów przyszły tez porażki.

Hilfiger, którego już wtedy od handlu bardziej interesowało projektowanie nie poddał się. Wiedząc dokładnie czego chce odmawiał nawet współpracy Calvinowi Kleinowi. Opłaciło się. Podobno jego imperium (oprócz ciuchów sprzedaje tez perfumy) zarabia około piętnastu milionów rocznie.

Co taka osoba może podarować sobie na rocznicę? Chyba nie nową kraciastą koszulę i jeansy? Ktoś, kto swoją potęgę zbudował wokoło popkultury (najpierw tej zmierzającej na Woodstock, potem tej licealnej, amerykańskiej, jeszcze później hiphopowej) musi to zrobić z odpowiednim wyczuciem. Stąd koncert The Strokes i wielka impreza na której bawiła się choćby Jennifer Lopez, Rumer Willis, Christina Hendricks, Jeremy Piven, Bradley Cooper czy Lenny Kravitz.

Do tego Hilfiger wydał wielki album, w którym przygląda się swoim ikonom mody: od Steve’a McQunna, poprzez Britney Spears, Marylin Monroe czy Annę Wintour. Wydawnictwo przypomina osobisty notes projektanta, gdzie własnym charakterem pisma opisał, co go fascynuje w poszczególnych osobach. „Ta ksiązka, to zwieńczenie mojego życia zawodowego, przedstawia moje najważniejsze przemyślenia dotyczące mody, które miałem przez te wszystkie lata.” – mówi. A zapytany o to, czym jest moda odpowiada wprost – zabawą.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także