Tropi losy polskich rodzin. "Dla niektórych tytuły liczą się bardziej niż moralność"
- W trakcie poszukiwań dotarłam do historii domniemanego właściciela dworu, który tak naprawdę na nim służył. Trafiłam także na losy posiadacza eleganckiej restauracji drukującego w piwnicy fałszywe pieniądze będące głównym źródłem utrzymania tej rodziny. Dziadek jednej z moich klientek miał prowadzić ekskluzywny sklep, a tak naprawdę podkradał damską bieliznę - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Marta Maćkowiak, genealożka, która od blisko dekady bada historie polskich rodzin.
25.07.2022 | aktual.: 26.07.2022 07:21
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski: Już w szkole przygotowujemy drzewa genealogiczne i poznajemy ciekawe, rodzinne historie. To jednak dalekie od profesjonalnych poszukiwań. Jak wygląda twoja praca?
Marta Maćkowiak: Zgłaszają się do mnie ludzie, którzy nie wiedzą jak zacząć własne poszukiwania, potrzebują wsparcia lub nie mają czasu, a chcą dowiedzieć się czegoś więcej o wcześniejszych pokoleniach. Gdy kontaktuje się ze mną zainteresowana osoba, zaczynam zawsze od krótkiego wywiadu. Pytam o to, co już wiadomo na temat krewnych do momentu, w którym trop się urywa. Wiele mogą wnieść także przekazywane z pokolenia na pokolenia rodzinne legendy i plotki. Często wskazują na właściwy, nierzadko zaskakujący trop.
Rodzinne plotki są powodem do rozpoczęcia tak szczegółowych poszukiwań?
W pewnym momencie życia zaczynamy interesować się tym, skąd pochodzimy i kim byli nasi przodkowie. Motywacje są różne – zwykła ciekawość, chęć odkrywania swojej tożsamości lub zasłyszane plotki, takie jak posiadanie niegdyś herbu szlacheckiego lub ogromnego majątku. Najczęściej rzeczywistość różni się od narracji rodzinnej albo pokrywa się z nią tylko częściowo. W trakcie poszukiwań dotarłam do historii domniemanego właściciela dworu, który tak naprawdę na nim służył. Trafiłam także na losy posiadacza eleganckiej restauracji drukującego w piwnicy fałszywe pieniądze, będące głównym źródłem utrzymania rodziny. Dziadek jednej z moich klientek miał prowadzić ekskluzywny sklep, a tak naprawdę podkradał damską bieliznę.
Jak klienci reagują na takie historie?
Większość na szczęście ma dystans do siebie. Zdarza się, że część klientów reaguje agresją lub wyparciem. Pracując w Żydowskim Instytucie Historycznym, spotykałam osoby, które podejrzewały u siebie żydowskie korzenie. Gdy mówiłam im, że wszyscy przodkowie od pokoleń należeli do tej samej parafii katolickiej, niechętnie przyjmowali to do wiadomości. Czasem po latach odkrywamy prawdziwą historię rodziny, która różni się od tego, co było przekazywane z pokolenia na pokolenie. Niektórzy przeżywają szok, ale inni mogą poczuć też ulgę. Zamykają stary rozdział i zaczynają żyć na nowo. Tropienie przodków warto rozpocząć bez oczekiwań. W trakcie poszukiwań możemy się miło zaskoczyć lub otworzyć puszkę Pandory, odkrywając przy tym pilnie strzeżony sekret.
Zobacz także
Skąd wzięły się u tych osób podejrzenia, że mają żydowskie korzenie?
Mówią o ukrywanym pochodzeniu przodka, na które wskazują inni członkowie rodziny, jednoznacznych wynikach testu DNA lub dokumentach odkrytych podczas domowych porządków. Jest też grupa osób, która kieruje się w swoich poszukiwaniach stereotypami - charakterystycznymi cechami wyglądu czy zdumiewającymi umiejętnościami w liczeniu. Powołują się na antysemickie poglądy przodków, irytację związaną z pytaniami o okres II wojny światowej lub wyjątkową religijność, która mogłyby świadczyć o zatajaniu prawdziwych korzeni.
Dlaczego im na tym zależy?
Składa się na to kilka czynników. Przede wszystkim Polska przed II wojną światową była krajem wielokulturowym i wieloreligijnym. Teraz jest państwem homogenicznym. Chęć odnalezienia żydowskiego przodka to wyraz tęsknoty za tą dawną, różnorodną ojczyzną. We współczesnym świecie więzi społeczne się rozluźniają. Człowiek potrzebuje poczucia wspólnoty. Z jednej strony chce być częścią jakiejś grupy, ale równocześnie pragnie wyróżniać się na tle innych.
Do poszukiwań motywują także rodzinne sekrety, traumy i problemy komunikacyjne. W wielu rodzinach nie rozmawiało się o wydarzeniach z czasów wojny, co zostawia pole do domysłów. Zadajemy sobie wówczas wiele pytań: czemu babcia nie chce opowiadać o swoim dzieciństwie, a dziadkowi łamie się głos, gdy wspomni zaginionego brata? Dlaczego denerwują się przy każdym pytaniu dotyczącym wojny? Niemal każda polska rodzina doświadczyła powojennej traumy. Niechęć bliskich do rozmowy nie jest równoznaczna z tym, że są Żydami. Historie o odkrywaniu żydowskiego pochodzenia w polskich rodzinach wciąż się zdarzają, ale znacznie rzadziej, niż może się nam wydawać.
Tak samo jest z korzeniami szlacheckimi?
Myślę, że działa tutaj podobny mechanizm. Historie o szlacheckim pochodzeniu nadają kolorytu opowieściom rodzinnym. Tych również jest zdecydowanie mniej, niż nam się wydaje. Najczęściej pracuję z potomkami chłopów, kupców i służących. Ich losy nie są wcale mniej interesujące. Bez względu na to, czy przodkowie mieli herb, czy pracowali na służbie, warto poznać ich imiona i nazwiska, odkryć ich losy i nawiązać swego rodzaju więź. Zawsze jest mi przykro, gdy komuś zależy tylko na potwierdzeniu szlacheckich lub żydowskich korzeni konkretnego przodka i porzuca poszukiwania, gdy okazuje się, że takich korzeni nie ma. Traci zainteresowanie własnym dziedzictwem.
Chłopskie pochodzenie Polaków staje się powodem wstydu?
Mamy pewne wyobrażenie tego, kim jesteśmy i kim chcielibyśmy być. Chełpimy się przodkiem pijakiem, który był szlachcicem i jednocześnie wstydzimy pochodzenia z rodziny uczciwego szewca. Dla niektórych tytuły liczą się bardziej niż moralność.
A tak naprawdę historia Polaków jest pisana z perspektywy chłopów.
Z pewnością większości z nas.
Pochodzisz z Dolnego Śląska, regionu w Polsce, w którym swego czasu niemal każdy był imigrantem. Czy z perspektywy genealogii przypominanie o dawnej wielokulturowości naszego kraju jest ważne?
Pamięć o przedwojennej wielokulturowości Polski jest ważna zarówno w kontekście naszej własnej rodziny, jak i całego społeczeństwa. Śledząc losy własnych przodków, stajemy się bardziej pokorni i empatyczni. Łatwiej nam zrozumieć współczesne migracje i wyciągnąć pomocną dłoń do tych, którzy uciekają przed wojną. W końcu nasze rodziny też kiedyś tego doświadczyły.
Historie rodzinne same w sobie potrafią być dowodem na to, że nie jesteśmy tacy "jednolici", jakby się nam mogło wydawać. Budując drzewo genealogiczne, odkrywamy, że pradziadkowie wyznawali różne religie - daleki przodek przybył na polskie tereny z zachodnich Niemiec, spolszczając rodowe nazwisko, a babcia należała do mniejszości etnicznej.
Co motywuje twoich klientów do szukania informacji o przodkach?
Losy przodków mają ogromny wpływ na ich tożsamość. Chcą poznać odpowiedzi na dwa podstawowe pytania - "kim jestem?" i "skąd pochodzę?". Zabierają się więc za tworzenie drzewa genealogicznego z prawdziwego zdarzenia i chcą dotrzeć w poszukiwaniach tak daleko, jak się da. Inni próbują dowiedzieć się więcej o życiu przodków – jak się nazywali, jak żyli, czym się zajmowali. Niektórzy chcą uporządkować wszystkie informacje, aby przekazać gotowy wywód swoim potomkom.
Inaczej jest w przypadku klientów z zagranicy. Próbują bowiem stworzyć więź z krajem swoich przodków. Często nie wiedzą nawet, z jakiej wioski pochodzili dziadkowie lub jakie było oryginalne brzmienie nazwiska. Nawet tak proste odkrycia dużo dla nich znaczą. Dzięki nim odwiedzają rodzinne miejscowości, odnajdują żyjących krewnych lub rozpoczynają starania o uzyskanie polskiego obywatelstwa.
Która z historii rodzinnych utkwiła ci najbardziej w pamięci?
Zdarzają się takie, które są gotowymi scenariuszami na niezły film. Uwielbiam, gdy losy przodków moich klientów się ze sobą krzyżują. Jakiś czas temu, przeglądając przedwojenne gazety, odkryłam coś niezwykłego. Dziadek mojej klientki, zawodowy bokser, znokautował dziadka innego klienta, z którym pracowałam kilka lat temu. Takie zaskakujące "zbiegi okoliczności" zdarzają mi się często i nieraz są bardzo pomocne w dalszych poszukiwaniach.
Jak sami możemy rozpocząć tropienie przodków?
Zacznijmy przede wszystkim od siebie. Zapiszmy wszystkie informacje, które już posiadamy, w tym imiona, nazwiska, daty i miejsca urodzeń do pokolenia, w którym trop się urywa. Potem porozmawiajmy z członkami naszej rodziny. Dopytajmy o szczegóły oraz znane im rodzinne historie. Być może okaże się, że ktoś już zaczął pracować nad drzewem genealogicznym i podzieli się z nami swoimi odkryciami.
Warto też przejrzeć internetowe wyszukiwarki indeksów i metryk oraz strony zawierające skany dokumentów. Jedną z najbardziej uniwersalnych wyszukiwarek indeksów jest Geneteka, od której każdy genealog powinien zacząć swoją przygodę. Przydadzą się także takie strony jak Poznań Project, Basia, Lubgens czy Wyszukiwarka Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego. Dzięki ogromnej pracy wolontariuszy, którzy przeglądają metryki i wprowadzają dane do baz, możemy wiele odkryć, nie wychodząc z domu.
Część skanów metryk, ksiąg meldunkowych i innych ciekawych dokumentów znajduje się także na stronie Szukaj w Archiwach oraz FamilySearch prowadzonej przez Mormonów. Łatwo pogubić się w ilości dostępnych źródeł i stracić przy tym zapał. Dlatego pomoc genealoga jest w takich momentach nieoceniona.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl