Jak Polacy przed wojną zachowywali się na plaży? Parawany to jeszcze nic
Rzędy parawanów i sterty śmieci to dziś ponura codzienność nadmorskich plaż. 80 lat temu sytuacja nie wyglądała wcale lepiej, choć nasi pradziadkowie borykali się z nieco innymi problemami. Walka z nagością, wiklinowe kosze i opalanie według instrukcji – jak wyglądał przedwojenny "plażing"?
19.07.2019 17:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Latem 1939 roku bałtyckie plaże przeżywały prawdziwe oblężenie. W drugiej połowie czerwca upały przyciągnęły w te strony całe hordy turystów, pragnących zażyć odświeżającej kąpieli i zaznać atrakcji nadmorskich miejscowości.
Letnicy mieli w czym wybierać: kurorty intensywnie rozbudowywano, w Jastrzębiej Górze miał wkrótce powstać hotel gigant dla przeszło sześciuset gości. Jastarnia oferowała liczne pensjonaty i domki do wynajęcia, a także zupełnie nowy Dom Zdrojowy, w którym co wieczór tłoczyli się przyjezdni, udeptując parkiet sali tanecznej.
W miejscach wcześniej zaniedbanych i zaśmieconych pojawiały się piękne ogrody, rezerwaty i zadrzewione aleje. Na Półwyspie Helskim można było podziwiać rzadkie gatunki wydmowych roślin, w Jastarni – rosarium, a w Chałupach – urokliwe, ocienione zakątki. Nocleg w tym "raju na ziemi" kosztował od około trzech i pół do sześciu złotych za dobę.
To nie jest plaża dla starych ludzi
Ten idylliczny obrazek przedwojennych wakacji nad morzem wydaje się wręcz zbyt piękny, by być prawdziwym. W książce "Jeszcze żyjemy. Lato ’39" Marcin Zaborski przekonuje, że nie do końca. Przecież odpoczywali tam turyści, a jak doskonale wiadomo, gdzie letnicy, tam awantura.
Do ówczesnych gazet napływały liczne listy od wczasowiczów, którzy nie mogli pozostać obojętni na brak gustu i nadmierne obnażanie się innych osób na plażach. Co ciekawe, samozwańczych strażników mody i dobrego smaku nie oburzały coraz bardziej wycięte, kuse stroje kąpielowe same w sobie. Problem pojawiał się wówczas, gdy w tego rodzaju kreację ubierały się panie o zbyt obfitej tuszy lub starsze.
W dodatku kobiecym do magazynu "Nowy Czas" pisano: "Na plażach dużych miast i miejscowości kąpielowych spotykamy kobiety wszelkiego wieku. […] Siwa głowa w basenie kąpielowym, na rowerze, czy ślizgawce wywołuje sensację, gdy w innych krajach niczyjej nie zwraca uwagi".
Wielu z tych, dla których wakacje nad morzem były nowością, nie rozbierało się wcale, mimo przeszło czterdziestostopniowego upału. Okryci od stóp do głów siedzieli po prostu całymi dniami, ciesząc oczy widokiem "wielkiej wody".
Prawo mówi: ubierz się!
Tymczasem w Druskiennikach nad Niemnem doszło do tego, że wczasowiczki zostały ukarane mandatami w wysokości jednego złotego. Za co? Nie zapięły płaszczy i paradowały ulicami miasta ukazując przechodniom nieco więcej, niż pozwalały ówczesne normy społeczne.
Okres międzywojenny był przełomowy dla damskiej mody. Na plażę można już było pójść w stroju odkrywającym całe nogi, co jednak – jak każda zmiana – bywało gorszące dla co wrażliwszych odbiorców.
Nie zawsze plażowe ekscesy kończyły się tylko na mandacie. Marcin Zaborski w książce "Jeszcze żyjemy. Lato ’39" opisuje konflikt moralny, który finał znalazł dopiero w sądzie. Oskarżycielką była wczasowiczka spędzająca urlop nad rzeką Serwecz nieopodal Budzisławia.
Pokłóciła się z innym urlopowiczem, który w pewnym momencie kazał jej opuścić plażę. Kiedy się nie zgodziła, ten przegonił ją… zdejmując kąpielówki. Kobieta uciekła, a następnie złożyła pozew, oskarżając mężczyznę o gorszące zachowanie.
Kosz zamiast parawanu
Na dzisiejszej bałtyckiej plaży straszą lasy parawanów. Dawniej wyglądało to nieco inaczej – choć równie kuriozalnie. Przed wojną popularnym sposobem na odgrodzenie się od reszty plażowiczów były wiklinowe "kosze plażowe", wynalezione w 1845 roku przez Wilhelma Bartelmana.
W wielu modelach koszy boczne okienka służyły do… podglądania sąsiadów. Mężczyźni mogli dzięki temu niepostrzeżenie obserwować przechodzące panie, podczas gdy ich lepsze połówki miały szansę skryć się w cieniu i na przykład szydełkować lub ukradkiem śledzić "na żywo" najnowsze trendy w plażowej modzie.
Plaża w Świnoujściu była dosłownie usłana większymi i mniejszymi wiklinowymi skrytkami. Ich właściciele szybko zrozumieli, że wynajem miejsc na plaży to doskonały sezonowy biznes, i już w 1930 roku nad Bałtykiem można było naliczyć ponad 15 tysięcy dostępnych za opłatą, ustronnych stanowisk.
Instrukcja opalania
Wraz z modą na plażowanie społeczeństwo opanowała również mania opalania się. Tyle tylko, że ludzie nie za bardzo wiedzieli, na ile mogą sobie pozwolić – i jakie konsekwencje grożą im w razie przesadzenia z kąpielami słonecznymi. Lekarze bynajmniej nie pomagali, bombardując nieszczęsnych plażowiczów przedziwnymi informacjami.
W czasopiśmie "Bluszcz" sugerowano, by opalać się między godziną 9 a 12, najlepiej nie leżąc, a chodząc w słońcu. Pierwszego dnia nie dłużej niż przez 10 minut i jedynie nogi oraz ręce. Kolejnego można było wystawić na działanie promieni słonecznych całe ciało, lecz jedynie na kwadrans. Autorka artykułu zapewniała przy tym, że odpowiednie "dawkowanie" pozwala ostatecznie na 2-, a nawet 3-godzinne sesje!
Absolutnie nie wolno było za to opalać się ani kąpać po jedzeniu! Zdaniem specjalistki "Bluszczu" przed wyjściem na plażę należało odczekać półtorej godziny od ostatniego posiłku. A po kąpieli słonecznej – obowiązkowo natrysk o temperaturze 20–25 stopni Celsjusza i półgodzinny odpoczynek w zacienionym miejscu bez przeciągów.
Czy jednak faktycznie aż tak dużo się zmieniło do obecnych czasów? Także dziś zawsze znajdzie się ktoś, kto ubrał się lub rozebrał nie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Kosz wiklinowy zmienił się wprawdzie w parawan, ale to właściwie niewielka różnica. Plaże – zupełnie jak przed wojną – są zatłoczone. I jeszcze jedna rzecz pozostała taka sama: mimo najlepszych chęci i "złotych rad" słońce często zamiast opalać – spala.
Michał Procner - dziennikarz, publicysta, autor tekstów popularnonaukowych i beletrystyki. Absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i Uniwersytetu Wrocławskiego. Pasjonat historii naturalnej.
O przedwojennych sposobach na zdrową opaleniznę przeczytacie w książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej pt. "Piękno bez konserwantów". Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy.